Fatima z Luksemburga

Wszyscy tu wiedzą, że są dwie Fatimy. Jedna w Portugalii, druga w Luksemburgu. Po wojnie sami Luksemburczycy sprowadzili Królową Pokoju do swojego księstwa. Dziś, raz w roku, miasteczko Niederwiltz podbijają imigranci portugalscy. I świętują z ocalałymi Luxembourgois.

Reklama

Bez sztucznych ceremonii

Nie ma chyba prostszego sanktuarium. Coś w rodzaju rozległej groty, z wizerunkiem Serca Pana Jezusa na górze i Maryją poniżej. Kilka ławek, skromny ołtarz, na tablicach nazwiska zabitych mieszkańców, cywilów i żołnierzy. – A ten krzyż w centrum jest zrobiony z kawałków bomby niemieckiej – ks. Martin pokazuje nam krucyfiks, trochę większy niż ten w domu Josa. Od podnóża rozciąga się niezwykła Droga Krzyżowa. Największe wrażenie robi I stacja – Jezus na śmierć skazany – z katem lub zdrajcą wbijającym podstępnie nóż w plecy Zbawiciela.

- Dzisiaj nie ma tu tłumów, tylko ta jutrzejsza pielgrzymka jest wielkim świętem – mówi ks. Martin. – Luksemburczycy licznie pielgrzymują do stolicy, do Matki Bożej Luksemburskiej. Była taka tradycja, że z każdej parafii w kraju wyruszała grupa. Kiedyś to był bardzo religijny kraj. Jak była wojna i bieda, to więcej osób praktykowało. Ale odkąd ludzie zaczęli być coraz bogatsi, religia straciła na znaczeniu i dziś praktykuje tylko ok. 10 proc. katolików – mówi spokojnie, może trochę zmęczony pytaniami o przyczyny tego stanu rzeczy. – Zresztą, jutro możecie o to zapytać arcybiskupa Luksemburga, będzie na uroczystościach – dodaje i dziwi się, kiedy pytamy, czy trzeba się umówić z hierarchą.
– Tutaj nie trzeba się zapowiadać biskupowi, zawsze jest dostępny – zapewnia, że nie musimy obawiać się żadnych sztucznych ceremonii.

Bąble w pewnej intencji

Przy domu parafialnym spotykamy pierwszych pielgrzymów. To Portugalczycy, mieszkający w stolicy Luksemburga. Pod koniec lat 60. i w latach 70. mieszkańcy biednej Portugalii masowo napływali do Luksemburga. Szukali pracy z wiarą w lepsze życie. Dziś Luksemburg ma najwyższy dochód na jednego mieszkańca w Unii Europejskiej. I nadal jest atrakcyjnym celem emigracji zarobkowej dla Portugalczyków. Przywożą tu swoje tradycje, a wśród nich wielki, żywiołowy kult Maryi z Fatimy.

Fernanda, Leonor i Amelia pierwszy raz przyszły do Niederwiltz. – Wyszłyśmy przed 6 rano – nie wiem, czy dobrze słyszę, bo to przecież prawie 60 km od stolicy. Ale zapewniają, że pokonały ten dystans w ciągu 14 godzin i na potwierdzenie pokazują spuchnięte, pełne pęcherzy stopy. – My też wyruszyliśmy z Polski o 6 rano – polski humor wyraźnie im się podoba, bo pytają: – Pieszo?! – i stosunki polsko-portugalskie na neutralnym gruncie Luksemburga zostają zacieśnione. Zastanawiam się tylko, jak jutro wejdą na wzgórze z tymi bąblami.

Księżna na kolanach

W czwartek od rana w kościele rozlegają się śpiewy i kolejne tajemnice Różańca. Wierni modlą się na przemian po francusku, luksembursku i portugalsku. Tysiące pielgrzymów chce dostać się pod figurę, zapalić świeczkę i odejść na bok, żeby dalej przebierać paciorki różańca. Ludzi jest tak dużo, że osoby rozdające pątnikom świece zabierają je niemal od razu po zapaleniu, żeby kolejne osoby też mogły zapalić światło od siebie, ze swoją intencją. Młode małżeństwo z dziećmi ze skupieniem, ale i zrozumieniem dla organizatorów, odsuwa się w tył. Kobieta ma na imię… Maria Fátima. – Wyemigrowaliśmy z Portugalii 7 lat temu, z powodu braku pracy. Mieszkaliśmy niedaleko Fatimy, codziennie czytaliśmy orędzia. Przyjeżdżamy do Niederwiltz od 5 lat – mówią.

Nagle kantor intonuje kolejną wersję „Ave Maria!” i wyrusza kilkunastotysięczna procesja. Wyróżniają się w tłumie kolorowe stroje ludowe z różnych regionów Portugalii, trochę też z Luksemburga. Widzę, że Leonor z bąblami dobrze sobie radzi. Niektórzy ściągają buty i kilka kilometrów pokonują boso. Próbuję zapytać mężczyznę, ciągnącego sznur-barierę, czy dobrze rozpoznałem twarz arcybiskupa. – Później. Teraz się modlę – ucina krótko. I może dobrze, że nie wie, że w katolickiej gazecie pracuję...
Blisko sanktuarium na wzgórzu do pielgrzymki dołącza wielki książę Luksemburga Henri z żoną Marią Teresą. – On mógłby dołączyć się do procesji wcześniej, bo jest wysportowany, ale dochodzi później ze względu na księżną – Jos nie kryje ironii, mówiąc o księżnej rodem z Kuby.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama