Tłumy pielgrzymów, gwar, tłok, na ulicach wywołujące czasem mieszane uczucia sklepy z dewocjonaliami, oferujące figurki Matki Bożej w każdym rozmiarze. Pielgrzym może być tym wszystkim oszołomiony i zawiedziony. Wystarczy jednak pójść do bazyliki by zobaczyć inne, prawdziwe Lourdes: święte miejsce, gdzie ludzie z całego świata przyjeżdżają pogrążyć się w modlitwie, miejsce mocnej wiary i cudownych uzdrowień.
Lourdes w połowie XIX wieku było miejscowością zamieszkałą zaledwie przez 4 tysiące ludzi. Co zdarzyło się w tej małej wiosce we Francji? W połowie XIX wieku cała Europa przeżywała kryzys religijny. Duży wpływ miały wówczas poglądy, że przyszłość i wszelki postęp zależą wyłącznie od nauki, ściśle oddzielonej od sfery religii i nadprzyrodzoności. Zeświecczenie obejmowało najpierw elity społeczne, a potem również lud. Robotnicy i chłopi w wielu regionach szybko rozwijających się państw europejskich oddalali się od Kościoła. Tak było również we Francji. I wówczas w odstępie kilkunastu lat zdarzyły się w tym kraju dwa słynne objawienia: pierwsze – w 1846 w La Salette w Alpach, drugie – w 1858 właśnie w Lourdes u stóp Pirenejów. Zmieniły one bardzo wiele w ludowej religijności. Odrodził się jej spontaniczny charakter. Miliony ludzi na świecie zaczęło czuć, że Bóg jest wśród nich, interesuje się ich życiem i może im pomóc. Zaczęły się masowe pielgrzymki do miejsc objawień...
Uboga wieśniaczkaW La Salette Matka Boża ukazała się dwojgu pastuszków. Również w Lourdes wybrała ubogą wieśniaczkę, której ukazała się 18 razy. W roku 1858 Bernadetta Soubirous miała 14 lat. Brakowało jej wszystkiego: pieniędzy, zdrowia, wykształcenia. Często chorowała, nie chodziła do szkoły. I właśnie ją, swoją "najbiedniejszą córkę" wybrała Matka Boża dla przekazania ludziom orędzia.
11 lutego 1858 r. wraz z siostrą i przyjaciółką Bernadetta wyszła z domu zebrać drewno na opał nad rzeką, w okolicach groty, poniżej skały Massabielle. Musiała przejść przez rzekę, aby dogonić towarzyszki. Tak opisała to, co się wtedy zdarzyło: "Kiedy zdjęłam pierwszy but usłyszałam hałas, jakby podmuch wiatru, wtedy odwróciłam głowę w kierunku łąki. Widziałam, że drzewa się nie poruszały, więc powróciłam do ściągania butów. Znowu usłyszałam ten sam hałas. Kiedy podniosłam głowę w stronę groty, ujrzałam Panią ubraną na biało. Miała białą suknię, biały welon, w pasie błękitną szarfę i różę na każdym bucie – żółtą, w takim samym kolorze jak łańcuszek jej różańca. Trochę się wystraszyłam. Sądziłam, że to złudzenie. Przecierałam oczy. Jeszcze raz popatrzyłam i widziałam cały czas tę samą Panią. Wsunęłam rękę do kieszeni i znalazłam w niej mój różaniec. Zrobiłam znak krzyża. Lęk, jaki odczuwałam zniknął. Uklękłam. Odmówiłam różaniec w obecności tej pięknej Pani. Zjawa przesuwała różańcowe paciorki, ale nie poruszała wargami. Kiedy skończyłam różaniec – nagle znikła."
W niedzielę 14 lutego Bernadetta powróciła do groty z przyjaciółkami. Chciała sprawdzić, czy wizja nie była złudzeniem. Przy grocie uklękła i rozpoczęła różaniec. Po odmówieniu jednej dziesiątki ujrzała tę samą Panią. Kropiła Ją wodą święconą, chcąc Ją przepędzić, o ile nie pochodzi od Boga. "Im bardziej kropiłam Ją wodą święconą, tym bardziej się uśmiechała..." – napisała Bernadetta.