O fenomenie diecezji tarnowskiej, która ma najwyższe wskaźniki religijności na świecie i szczegółach przygotowywanej reformy finansów Kościoła w Polsce mówi bp Wiktor Skworc w wywiadzie dla KAI.
KAI: Diecezję tarnowską charakteryzuje wysoki poziom powołań. Księże Biskupie, jak można pomóc Panu Bogu we wzbudzaniu powołań? Od czego zależy poziom powołań kapłańskich i zakonnych?
- Faktycznie, diecezja tarnowska w tym roku - zresztą nie tylko w tym - ma najwyższą liczbę powołań. Do furty seminarium diecezjalnego zgłosiło się w bieżącym roku 53 kandydatów - przyjęliśmy 48. Choć to Bóg powołuje, to naszym obowiązkiem jako duszpasterzy jest prowadzenie młodych do powołującego Chrystusa. Bardzo ważna jest rola księdza, który jest z młodzieżą, i dla młodzieży, jako autentyczny świadek wiary, pociągający wzór. Trudno przecenić jego obecność w szkole, pracę z ministrantami, troskę o piękno liturgii. Większość księży ma za sobą ministrancko-lektorski rodowód. Jak mawia się u nas z pewnym humorem: Bogu kandydata na księdza łatwiej jest dostrzec przy ołtarzu niż pod chórem (uśmiech).
O roli rodziny, będącej pierwszym seminarium, już wspominałem. W tym miejscu chciałbym wyrazić mą wielką wdzięczność rodzicom, którzy jako pierwsi „piastują” Boże powołanie. No i nieustanna, żarliwa modlitwa do Pana żniwa, tak osobista jak i wspólnotowa. Pierwsza niedziela w miesiącu jest w naszej diecezji tradycyjnie niedzielą adoracyjną. Modlimy się przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie, a treścią tej modlitwy, jej wręcz stałym motywem, jest wołanie o powołania do Bożej służby, podobnie i w pierwsze czwartki miesiąca. Ponadto stała modlitwa sióstr klauzurowych, w tym tarnowskich Karmelitanek, które w akcie fundacyjnym mają wpisany obowiązek modlitwy o powołania i za powołanych. Trzeba też przywołać Towarzystwo Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie działające prężnie w wielu parafiach naszej diecezji i wciąż się rozwijające. Jego członkowie, tak duchowni jak i świeccy, z autentycznym oddaniem przez modlitwę, ofiary duchowe i materialne troszczą się o powołania...
KAI: A z jakich środowisk najwięcej jest powołań?
- Geografia powołań jest zmienna. W przeszłości były to przede wszystkim środowiska wiejskie, a dziś miasta: Mielec, Dębica, Nowy Sącz, Grybów. Obecnie parafie miejskie czy małomiasteczkowe mają zdecydowaną przewagę w rodzeniu powołań. Mniejsza ilość powołań ze wsi wiąże się ze zmianą jej struktury. Diecezja tarnowska zawsze uchodziła za diecezję wiejską. W 1987 r. odbyło się w Tarnowie spotkanie Jana Pawła II z rolnikami. Dzisiaj chyba nie byłoby to możliwe, gdyż nie mamy rolników jako znaczącej grupy społecznej. Weźmy chociażby Wierzchosławice, miejsce urodzenia Wincentego Witosa. Pytam proboszcza: Ilu masz takich prawdziwych rolników? Odpowiada, że może dwóch by się znalazło.
KAI: A co się stało z rolnikami?
- W regionie dominowały niewielkie, kilku czy kilkunastohektarowe gospodarstwa obrabiane przez „małorolnych”, najczęściej chłopo-robotników, jak ich nazywano w PRL-u. Transformacja ustrojowa uczyniła takie gospodarstwa nieopłacalnymi. Zdecydowana większość gospodarzy, bądź ich dzieci, musiała przejść w sektor usług, na przykład drobny handel, agroturystyka czy rodzinno-sąsiedzkie firmy remontowo-budowlane działające w całej Polsce a nawet za granicą. Potem, po wejściu Polski do UE, pojawiły się dopłaty rolnicze, a wraz z nimi także dzierżawy gruntów, często przez ludzi de facto niezwiązanych z ziemią. Ogólnie rzecz ujmując, mamy teraz mieszkańców wsi, ale nie rolników. Obok sektora usług wyrosły wysokospecjalistyczne gospodarstwa rolne, bądź ogrodnicze, powstały grupy producenckie. Dobrze rozwinięte jest przetwórstwo. Przykładem naszej rodzimej przedsiębiorczości są tacy ludzie jak Roman Kluska, kiedyś twórca prawie „z niczego” potężnej firmy komputerowej Optimus a dziś hodowca owiec i producent wyśmienitego, światowej klasy owczego sera. Podobnych firm na Sądeczczyźnie jest wiele. Małe gospodarstwa powoli zanikają, ich egzystencję podtrzymują jeszcze ofiarne zabiegi spracowanych babć i dziadków, kochających ziemię przodków i próbujących łatać swymi skromnymi rentami coraz bardziej dziurawy budżet nierentownej gospodarki.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).