Kościół, wspólnota i finanse

KAI |

publikacja 14.09.2011 22:29

O fenomenie diecezji tarnowskiej, która ma najwyższe wskaźniki religijności na świecie i szczegółach przygotowywanej reformy finansów Kościoła w Polsce mówi bp Wiktor Skworc w wywiadzie dla KAI.

Kościół, wspólnota i finanse Henryk Przondziono/foto gość Metropolita katowicki abp Wiktor Skworc

KAI: Diecezja tarnowska jest niewątpliwym fenomenem na religijnej mapie Europy. Główne wskaźniki życia religijnego, takie jak uczestnictwo we Mszy św. a także akceptacja podstawowych praw wiary są tu najwyższe. Jaka jest tego tajemnica? Co Ksiądz Biskup – i jego współpracownicy - robią, aby odnieść taki duszpasterski sukces?

Bp Wiktor Skworc: W odniesieniu do duszpasterstwa, tak modne dziś słowo "sukces", nie jest chyba najszczęśliwsze. Nie oddaje ani opisywanej rzeczywistości ani złożoności relacji bosko-ludzkich zawsze przesłoniętych tajemnicą. Jako duszpasterze nie robimy jakiś nadzwyczajnych rzeczy, wiele działań to prosta kontynuacja duszpasterskich działań i otwarcie na nowe inicjatywy. Ułatwieniem jest fakt, że nasi diecezjanie są ludźmi głęboko zakorzenionymi w Bogu, tradycji, ojcowiźnie, w rodzinie.

Skarbem Kościoła tarnowskiego są zdrowe, moralnie i religijnie, rodziny, będące zarazem środowiskiem rodzenia powołań. Istotnym faktorem kształtującym duchowe rysy diecezji jest również autentyczna bliskość duchowieństwa i wiernych. U nas opis tożsamości i misji księdza - z ludu i dla ludu w sprawach odnoszących się do Boga – jak pisze autor listu do Hebrajczyków, jest właściwie dosłownie realizowany. Dobrze został wykorzystany okres końca lat 70-tych i lata 80-te ubiegłego wieku, kiedy za czasów abp. Jerzego Ablewicza, wybudowano ok. 400 obiektów sakralnych. Nie tylko kościoły parafialne, ale i tzw. kaplice dojazdowe. Dzięki temu w wielu parafiach istnieją 2-3 dodatkowe miejsca regularnego kultu. Owocuje to łatwą dostępnością codziennej, a zwłaszcza niedzielnej Mszy św. Duszpastersko pracujemy intensywnie, gdyż takie są oczekiwania wiernych, a my mamy im służyć. Jesteśmy bardzo blisko ludzi i staramy się tworzyć Kościół jako wspólnotę. Wiele parafii to prawdziwe „wspólnoty wspólnot”. Działają w nich liczne grupy modlitewne i apostolskie. Dobrze funkcjonuje Caritas. To wszystko sprawia, że Kościół tarnowski - tak parafialny jak i diecezjalny - objawia wciąż niezwykłą żywotność i dynamikę.

Wysoki poziom religijności warunkuje także wspomniane już zakorzenienie diecezjan. Gros z nich w Małopolsce, na Sądecczyźnie czy na Podkarpaciu, żyje od wieków, z dziada pradziada - ominęły nas, niosące w sobie wiele zagrożeń, wielkie procesy migracyjne, jakie naznaczyły inne regiony. Nie bez znaczenia jest też sposób, w jaki nasi ludzie mieszkają. Stosunkowo mało jest blokowisk, większość diecezjan mieszka w domach jednorodzinnych, często zbudowanych własnoręcznie. Taki dom jest naturalnym spoiwem rodziny, pozwala jej lepiej funkcjonować, zachować wielopokoleniowość, co znów posiada kolosalne znaczenie dla kultywowania tradycji, kultury i przekazu wiary.

KAI: Czy współczesne zjawisko zarobkowej migracji nie odbije się negatywnie na kondycji duchowej tego domu?

- Owszem takie niebezpieczeństwo istnieje, chociaż mieszkańcy Małopolski są już uodpornieni na negatywne skutki migracji, bo to już kolejny wiek wędrówki za chlebem. Ale Bogu dzięki zjawisko migracji to nie exodus. Występuje szczególnie w północnej części diecezji, w pasie nadwiślańskim, ale nie tylko. Jednak - co jest charakterystyczne dla naszych terenów i pocieszające zarazem – diecezjanie wyjeżdżają, rzec by można, mocno „nasączeni” tym, co dobre w diecezji, w rodzinie, a to nasączenie poniekąd impregnuje ich na zły wpływ świata. Służą temu np. parafialne kluby, jednoczące diecezjan np. w Stanach Zjednoczonych. Nasi polonijni duszpasterze sygnalizują, iż wierni diecezji tarnowskiej chętnie włączają się w polskojęzyczne duszpasterstwo za granicą; ba, bywa nierzadko, że nawet manifestują swoistą dumę z pochodzenia z tej akurat diecezji. Co równie istotne taki wyjazd nie oznacza ucieczki na zawsze. Ludzie jadą do pracy, najczęściej za granicę, ale mają świadomość, że tutaj jest ich ojcowizna. Odłożywszy trochę grosza, wracają w rodzinne strony, zakładają rodziny, budują domy. Własny dom jest tu wielką wartością. Kiedy młodzi zawierają związek małżeński, od razu planują: „Tu trzeba budować dom”. Nawet jeśli przebywają za granicą, to swoją przyszłość wiążą ze swą małą ojczyzną.

KAI: Diecezję tarnowską charakteryzuje wysoki poziom powołań. Księże Biskupie, jak można pomóc Panu Bogu we wzbudzaniu powołań? Od czego zależy poziom powołań kapłańskich i zakonnych?

- Faktycznie, diecezja tarnowska w tym roku - zresztą nie tylko w tym - ma najwyższą liczbę powołań. Do furty seminarium diecezjalnego zgłosiło się w bieżącym roku 53 kandydatów - przyjęliśmy 48. Choć to Bóg powołuje, to naszym obowiązkiem jako duszpasterzy jest prowadzenie młodych do powołującego Chrystusa. Bardzo ważna jest rola księdza, który jest z młodzieżą, i dla młodzieży, jako autentyczny świadek wiary, pociągający wzór. Trudno przecenić jego obecność w szkole, pracę z ministrantami, troskę o piękno liturgii. Większość księży ma za sobą ministrancko-lektorski rodowód. Jak mawia się u nas z pewnym humorem: Bogu kandydata na księdza łatwiej jest dostrzec przy ołtarzu niż pod chórem (uśmiech).

O roli rodziny, będącej pierwszym seminarium, już wspominałem. W tym miejscu chciałbym wyrazić mą wielką wdzięczność rodzicom, którzy jako pierwsi „piastują” Boże powołanie. No i nieustanna, żarliwa modlitwa do Pana żniwa, tak osobista jak i wspólnotowa. Pierwsza niedziela w miesiącu jest w naszej diecezji tradycyjnie niedzielą adoracyjną. Modlimy się przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie, a treścią tej modlitwy, jej wręcz stałym motywem, jest wołanie o powołania do Bożej służby, podobnie i w pierwsze czwartki miesiąca. Ponadto stała modlitwa sióstr klauzurowych, w tym tarnowskich Karmelitanek, które w akcie fundacyjnym mają wpisany obowiązek modlitwy o powołania i za powołanych. Trzeba też przywołać Towarzystwo Przyjaciół Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie działające prężnie w wielu parafiach naszej diecezji i wciąż się rozwijające. Jego członkowie, tak duchowni jak i świeccy, z autentycznym oddaniem przez modlitwę, ofiary duchowe i materialne troszczą się o powołania...

KAI: A z jakich środowisk najwięcej jest powołań?

- Geografia powołań jest zmienna. W przeszłości były to przede wszystkim środowiska wiejskie, a dziś miasta: Mielec, Dębica, Nowy Sącz, Grybów. Obecnie parafie miejskie czy małomiasteczkowe mają zdecydowaną przewagę w rodzeniu powołań. Mniejsza ilość powołań ze wsi wiąże się ze zmianą jej struktury. Diecezja tarnowska zawsze uchodziła za diecezję wiejską. W 1987 r. odbyło się w Tarnowie spotkanie Jana Pawła II z rolnikami. Dzisiaj chyba nie byłoby to możliwe, gdyż nie mamy rolników jako znaczącej grupy społecznej. Weźmy chociażby Wierzchosławice, miejsce urodzenia Wincentego Witosa. Pytam proboszcza: Ilu masz takich prawdziwych rolników? Odpowiada, że może dwóch by się znalazło.

KAI: A co się stało z rolnikami?

- W regionie dominowały niewielkie, kilku czy kilkunastohektarowe gospodarstwa obrabiane przez „małorolnych”, najczęściej chłopo-robotników, jak ich nazywano w PRL-u. Transformacja ustrojowa uczyniła takie gospodarstwa nieopłacalnymi. Zdecydowana większość gospodarzy, bądź ich dzieci, musiała przejść w sektor usług, na przykład drobny handel, agroturystyka czy rodzinno-sąsiedzkie firmy remontowo-budowlane działające w całej Polsce a nawet za granicą. Potem, po wejściu Polski do UE, pojawiły się dopłaty rolnicze, a wraz z nimi także dzierżawy gruntów, często przez ludzi de facto niezwiązanych z ziemią. Ogólnie rzecz ujmując, mamy teraz mieszkańców wsi, ale nie rolników. Obok sektora usług wyrosły wysokospecjalistyczne gospodarstwa rolne, bądź ogrodnicze, powstały grupy producenckie. Dobrze rozwinięte jest przetwórstwo. Przykładem naszej rodzimej przedsiębiorczości są tacy ludzie jak Roman Kluska, kiedyś twórca prawie „z niczego” potężnej firmy komputerowej Optimus a dziś hodowca owiec i producent wyśmienitego, światowej klasy owczego sera. Podobnych firm na Sądeczczyźnie jest wiele. Małe gospodarstwa powoli zanikają, ich egzystencję podtrzymują jeszcze ofiarne zabiegi spracowanych babć i dziadków, kochających ziemię przodków i próbujących łatać swymi skromnymi rentami coraz bardziej dziurawy budżet nierentownej gospodarki.

Co jednak warte podkreślenia, religijność wiejskich przedsiębiorców pozostała w dużej mierze właśnie wiejska, ludowa. Choć nie związana z rolniczym rytmem życia i pracy, zachowała charakterystyczny dla mieszkańców wsi autentyzm szczerej wiary. Tak więc, chociaż dokonała się u nas głęboka transformacja gospodarcza, modyfikująca także niektóre formy tradycyjnej religijności - na przykład zanikają niestety na wsiach dni modlitw o urodzaje - to jednak życie religijne nie zostało zaburzone. Dla przykładu przywołam gremialne uczestnictwo wiernych we wszelkich formach kultu maryjnego i pasyjnego, zwłaszcza w Gorzkich Żalach.

KAI: Czy można więc z nadzieją patrzeć w przyszłość?

- Bez wątpienia. Tym bardziej, że jak się wydaje, nie czekają nas już jakieś większe perturbacje w zakresie przemian społeczno-ekonomicznych czy kulturowych, a zagrożeniem może być materializm praktyczny.

KAI: Jak jest z religijnością młodzieży?

- Religijność młodego pokolenia ma swoją specyfikę. Przejawia się ona chociażby w aktywnym uczestnictwie w katechizacji czy chęci przynależenia do mniejszych przy-parafialnych grup apostolskich, gdzie relacje są bardziej personalne a przeżywanie wiary może zyskiwać autentyczne pogłębienie. Na pewno fenomenem młodzieżowej religijności są pielgrzymki. W sierpniowym pielgrzymowaniu z Tarnowa na Jasną Górę rokrocznie uczestniczy około dziesięciu tysięcy osób, głównie młodych. To coroczne rekolekcje w drodze a zarazem młodzieńcza przygoda wiary. Udział maturzystów w rekolekcjach zamkniętych pokazuje z jednej strony wrażliwość religijną młodych, z drugiej natomiast, jakie oddziaływanie ma katecheta, stąd budowana instytucja stałego katechety w szkołach średnich. Fenomenem są kolędnicy misyjni, dziewczęca służba maryjna, odradzający się Ruch Światło-Życie.

KAI: Co by Ksiądz Biskup powiedział o realizacji ducha Soboru Watykańskiego II w swej diecezji? Odnieść można wrażenie, że Kościół tarnowski wierność i szacunek dla tradycji uzupełnia wizją Kościoła, którą przyniósł Sobór Watykański II. Czy nie ma z tym problemów?

- Kościół tarnowski chce być „Ad imaginem ecclesiae universalis”; taki tytuł noszą dokumenty posoborowego IV Synodu diecezji, który „przełożył” Vaticanum II na język potrzeb diecezji, aby realizować wielkie zadania Kościoła – budowanie wspólnoty, misyjność, „ubiblijnienie”, reforma liturgii, kolegialność, otwarcie na świat, aby go ewangelizować.

Diecezja jest otwarta na nowe wyzwania i je podejmuje. Jednym z nich są środki społecznej komunikacji myśli, szczególnie prasa, radio i internet, wykorzystywane w ewangelizacji. Bardzo wiele diecezji przyniósł w tym względzie okres posługi śp. biskupa Józefa Życińskiego. Pośród przemian ustrojowych umiał on rozpoznać znaki czasu i zainicjował wiele dobrych dzieł, m.in. diecezjalne wydawnictwo Biblos, diecezjalne radio i tarnowską edycję „Gościa Niedzielnego”, obecnie najpoczytniejszego tygodnika opinii w Polsce. Decyzją biskupa Józefa, w seminaryjnym programie kształcenia znalazły się elementy informatyki. To wszystko owocuje. Obecnie posiadamy doskonały serwis informacyjny zarówno w diecezjalnym radio RDN Małopolska jak i w internecie, na naszej stronie: www.diecezja.tarnow.pl. Bardzo dobrze rozwija się radiowo - internetowe studium biblijne. Każdego roku uczestniczy w nim około 1500 osób. Nie czekamy na to, co o nas napiszą czy powiedzą, tylko sami wychodzimy z inicjatywą. Od kilku lat działa u nas Diecezjalny Serwis Informacyjny uprzednio i na bieżąco informujący lokalne i ponad lokalne redakcje o wydarzeniach kościelnych czy związanych z Kościołem. Ponadto do komunikacji z parafiami wykorzystujemy pocztę elektroniczną.

Wydaje mi się, że jest też dobra komunikacja między diecezjanami i biskupem. O wszystkim staram się wiernych na bieżąco informować. Stąd częste, krótkie komunikaty. Jeśli mamy budować wspólnotę, to jej warunkiem jest informacja, komunikowanie. Widać tego efekty. Na przykład wystarczył jeden komunikat przeczytany w świątyniach plus aktywność laikatu, aby zebrać kilkaset tysięcy podpisów pod inicjatywą na rzecz dnia wolnego w uroczystość Trzech Króli. Na pomoc Afryce w ciągu jednej niedzieli Caritas tarnowska zebrała 750 tys. zł, a z 1 % uzyskalismy ponad milion zł. Te dzieła również animowane były słowem pasterza do wiernych.

KAI: W diecezji tarnowskiej działają ruchy apostolskie, poczynając od centrali Ruchu Świato-Życie w Krościenku. Co wnoszą?

- Każdy ruch, oferujący pewną duchowość, jest ubogaceniem diecezji. Każdy diecezjanin – jeśli tylko chce – znajdzie w nim możliwość zaangażowania się i rozwoju. Staramy się czuwać, aby ruchy i stowarzyszenia nie były pozostawione własnemu losowi; by nie były bez duszpasterza-asystenta. Ważna jest ich świadomość przynależności do Kościoła lokalnego, faktyczna identyfikacja z nim. Także w tym celu, co dwa lata organizujemy diecezjalne forum ruchów i stowarzyszeń. Jest to płaszczyzna szerokiego spotkania, wymiany doświadczeń, zawiązania więzi. Spotykamy się i w dialogu (praca w grupach, panelach) wyznaczamy sobie zadania i cele. Potem analogiczne spotkania odbywają się w dekanatach i parafiach.

KAI: Jaką rolę dla Kościoła lokalnego ma współpraca ze świeckimi? W diecezji tarnowskiej odbyły się pierwsze w historii powszechne wybory do rad parafialnych. Jaki margines odpowiedzialności pozostawia Ksiądz Biskup świeckim?

- Dziękujemy abp. Józefowi Życińskiemu za te pierwsze wybory, gdyż była to jego inicjatywa. Od tamtego czasu co 5 lat wybierani są członkowie parafialnych rad duszpasterskich. Bywa, że niektórzy należący do rady wolą zajmować się kwestiami materialno-remontowymi, gdyż na tym lepiej się znają. Z rady duszpasterskiej wydzielamy radę ekonomiczną. Na szczeblu diecezjalnym istnieje diecezjalna rada duszpasterska, która spotyka się dwa razy w roku na sesji wiosennej i jesiennej. Spotkania te ogniskują się wokół tematyką danego roku duszpasterskiego. Działa też na bieżąco diecezjalna rada ekonomiczna.

Zaangażowanie świeckich to nie tylko ich udział w diecezjalnych czy parafialnych strukturach; chodzi również o recepcje Vaticanum II w życiu diecezjan, o czym mówiliśmy wcześniej. Przejawia się ona w rosnącej świadomości odpowiedzialności za Kościół, za losy ewangelizacji. W tym kontekście chciałbym podkreślić, że bardzo mnie cieszą nadzwyczajni szafarze Komunii św. Ich zadaniem jest nie tyle pomoc w rozdzielaniu Komunii św. w niedziele w kościele, ile zanoszenie Najświętszego Sakramentem chorym i starszych. Mamy 800 szafarzy, każdy co niedziela odwiedza kilka osób. Nie zawaham się powiedzieć, że to swoisty fenomen. W ten sposób poszerza się eucharystyczna przestrzeń, przestrzeń komunii z Bogiem i człowiekiem. Szafarz jest też ważnym łącznikiem między parafią a konkretnym, często nie wychodzącym z domu, parafianinem. To ogromnie ważna sprawa, by parafia była rodziną. A w rodzinie czymś naturalnym jest solidarność i pomoc w wypadkach losowych. A gesty solidarności są wtedy czymś oczywistym.

KAI: Region obfituje w sanktuaria. Które z nich odgrywają najważniejszą rolę na ziemi tarnowskiej?

- Diecezja tarnowska ma osiem tys. kilometrów kwadratowych. Przestrzenna rozległość i problemy komunikacyjne, a zwłaszcza bogate, intensywne życie religijne - to czynniki, które sprawiły, że na przestrzeni wieków powstało wiele lokalnych sanktuariów. Do diecezjalnego sanktuarium aspiruje Tuchów, z obrazem Matki Bożej Tuchowskiej. Aktualnie w oparciu o tradycję, kult maryjny i kult świętych oraz kościoły - bazyliki tworzymy w diecezji regionalne centra duchowości. Należą do nich: Bochnia, Szczepanów, Tarnów, Mielec, Limanowa, Nowy Sącz, Tuchów. Mam nadzieję, że dołączy do nich Grybów, kiedy tamtejszy kościół stanie się bazyliką.

Te miejsca i nie tylko „oferują” całodzienną adorację i możliwość spowiedzi, z natury rzeczy chyba bardziej pogłębionej, spokojniejszej od tej masowej, z jaką mamy do czynienia w kościołach przed świętami. Diecezjanie do sanktuariów pielgrzymują, głównie po to, by się wyspowiadać, pomodlić w jakiejś szczególnej intencji dziękczynnej bądź błagalnej, zakosztować specyficznego ducha sanktuaryjnej pobożności. W obecnym roku jubileuszowym diecezji, wszystkie główne wydarzenia jubileuszu odbywają się w bazylikach. Nie organizujemy obchodów ogólnodiecezjalnych, tylko lokalne, związane z konkretnym sanktuarium. Obchody trwają cały rok, m.in. i po to, by wzmocnić świadomość eklezjalnej przynależności i odpowiedzialności za Kościół, który tworzymy. Ważną rolę odgrywają też miejsca związane z życiem i kultem świętych i błogosławionych – Szczepanów, Stary Sącz, Lipnica Murowana, Zabawa, miejsce związane z bł. Karoliną Kózka, która „robi karierę” wśród młodych.

KAI: Dzieło misyjne w diecezji – to chyba jeden z „koników” Księdza Biskupa. Jest to diecezja, która najwięcej kapłanów wysyła na misje. Jaką rolę zaangażowanie misyjne ma dla Kościoła lokalnego?

- Pierwszy ksiądz na misje wyjechał z Tarnowa do Argentyny 50 lat temu. Po Soborze Watykańskim II, który z nową mocą uświadomił Kościołowi powszechnemu jego wymiar misyjny, abp Jerzy Ablewicz, ówczesny włodarz Kościoła tarnowskiego, otworzył się na potrzeby misji. Biskup Życiński z wielkim zaangażowaniem dzieło to kontynuował, ja też staram się działać po tej linii. W krajach misyjnych mamy obecnie 50 kapłanów fideidonistów a blisko 150 w krajach drugiej ewangelizacji: Europa Zachodnia, Ukraina, Białoruś. Misjonarzom staramy się pomagać duchowo i materialnie. We wspólnotach parafialnych kapitalną rolę spełniają w tym względzie misyjne róże różańcowe oraz kolędnicy misyjni, istniejący już w 300 parafiach. Nie chodzi tylko o to, by po Bożym Narodzeniu nawiedzali oni domy i zbierali ofiary. Chodzi o stałą, permanentną formację misyjną. Dziewczęta i chłopcy – w ramach Papieskiego Dzieła Misyjnego Dzieci - powinni spotykać się regularnie co tydzień lub co miesiąc w swych parafiach i modlić się za misjonarzy. To potężna Boża armia, której pierwszym zadaniem jest formacja misyjna, wyrażająca się w otwarciu na świat i na potrzebujących. Fundusze, zbierane niejako przy okazji, przedstawiają się również imponująco. W ubiegłym roku kolędnicy zebrali milion złotych. Dzięki tym środkom w Republice Środkowej Afryki prowadzimy szpital na 60 łóżek, obsługuje mieszkańców w promieniu do 100 km, w tym afrykańskich „pod-ludzi” Pigmejów.

Ważną sprawą, wpisującą się w misyjność Kościoła, jest duszpasterzowanie imigrantom, przebywającym za granicą. Obok tradycyjnego już zaangażowania kapłanów naszej diecezji w duszpasterstwo polonijne w takich krajach jak np. Francja, Anglia, Niemcy czy USA, kierujemy księży do Irlandii i Norwegii, gdzie w porozumieniu w miejscowym biskupami powstają nowe punkty duszpasterstwa Polaków. Kościół w Polsce musi pamiętać o swych dzieciach na drogach świata.

KAI: Był pomysł powołania w Tarnowie ogólnopolskiego seminarium misyjnego?

- Owszem na początku lat 90-tych były takie sugestie Kongregacji Ewangelizacji Narodów, ale stosownej decyzji nie podjęła Konferencja Episkopatu Polski. W pewnym sensie takie seminarium prowadzą księża werbiści w Pieniężnie. W praktyce tarnowskie seminarium diecezjalne jest tym, z którego najwięcej księży wyjeżdża na misje, a więc jest misyjne i takim powinno być każde inne. Przygotowaniu misjonarzy służą m.in. wprowadzone cztery lata temu wakacyjne praktyki alumnów w Republice Środkowoafrykańskiej, Ekwadorze i w Kazachstanie. Nasze doświadczenia w tym zakresie są bardzo optymistyczne, godne polecenia. Placówki misyjne tarnowskich księży stały się seminarzystom, ich rodzicom, parafiom bliższe. A o to chodziło, aby różnymi środkami budzić świadomość odpowiedzialności za misyjnego dzieło.

KAI: Ksiądz Biskup przewodniczy także Komisji ds. Misji Episkopatu. Jak ta sprawa wygląda w skali ogólnopolskiej?

- Ze strony Kościoła powszechnego oczekiwania wobec Kościoła w Polsce w zakresie zaangażowania misyjnego są duże. Mamy ogromny potencjał, przede wszystkim personalny, ale i materialny. Chodzi o to, by wszystkie diecezje, zgromadzenia, bez wyjątku otwierały się na sprawy misyjne na miarę swoich możliwości. A te ma każda diecezja, trzeba tylko myślenia mniej „ksobnego”; to znaczy odejścia od myślenia, że kiedy już zaspokoimy nasze potrzeby personalne, to wtedy będziemy wysyłać. Oczywiście jest problem na płaszczyźnie decyzji, woli wyjazdu księży do pracy misyjnej. Wydaje się, że coraz częściej z potrzebami misyjnymi, a one nie są pierwszym motywem, tylko nakaz: idźcie i nauczajcie, wygrywa „mała stabilizacja” duchownych, poczucie bezpieczeństwa w tym, co przewidywalne. Tymczasem bez szerokiej perspektywy misyjnej diecezji, Kościół będzie ułomny. Trzeba pamiętać o słowach z "Redemptoris missio" – „wiara umacnia się, gdy jest przekazywana”. A zaangażowanie misyjne to nie droga jednokierunkowa. Zwykle posyłający otrzymuje więcej, czego diecezja tarnowska jest przykładem.

KAI: Jakie największe problemy za Ksiądz Biskup w swej diecezji?

- Trzy zasadnicze. Pierwszym emigracja, mimo wspomnianych wcześniej pewnych pozytywnych aspektów w tym względzie. Szacujemy, że z diecezji tarnowskiej w ostatnich latach w różnych formach migracji zarobkowej uczestniczyło czy nadal uczestniczy około 100 tysięcy młodych diecezjan, a więc około 10 proc. mieszkańców. Najczęściej jadą mężczyźni, rzadziej całe rodziny. Staramy się poprzez duszpasterskie działania i modlitwę, aby wyjeżdżający byli na tyle mocni duchowo, żeby w kraju zatrudnienia nie tylko byli odporni na wypływy, ale stawali się apostołami wiary. Bywa różnie, choć nie docierają do nas informacje o liczniejszych wystąpieniach naszych diecezjan z Kościoła na terenie Niemiec czy Austrii, gdzie jest to skrupulatnie odnotowywane. Naszą duszpasterską troską staramy się obejmować tak emigrujących, jak i ich bliskich. Uwrażliwiałem na to, podając konkretne rozwiązania, w swym niedawnym liście pasterskim, czytanym w diecezji w maju, a poświęconym problemom migracyjnym z racji otwarcia rynku niemieckiego na pracowników z Polski. Jeśli migracja to zagrożenie nadszarpnięcia czy zerwania więzi ze współmałżonkiem, z dziećmi, rodziną, ojcowizną, parafią, wreszcie z Bogiem i Kościołem, to Kościół musi te więzi umacniać, a tam, gdzie to potrzebne pomagać wiązać je na nowo.

Druga sprawa, która mnie niepokoi, to młodzież. Wiadomo, że młodzi mają „plastyczne” dusze, więc są skłonni do ulegania różnym negatywnym trendom. Stąd wzbudza niepokój łatwa dostępność do alkoholu, narkotyków, hazardu.

Alkohol w Polsce można łatwiej kupić niż chleb. Wynika to z krótkowzrocznej polityki samorządów. Samorząd ma z punktów oferujących trunki podatki i tzw. korkowe, które wydaje później na walkę z... patologiami będącymi skutkiem alkoholizmu. To chory, a adekwatniej należałoby powiedzieć, pijany system, często korupcyjny układ.

Próbujemy więc nie tylko przestrzegać młodzież przed tym, co negatywne, ale nade wszystko angażować ją pozytywnie, by młodzi zanim będą konfrontowani z sytuacjami trudnymi, zafascynowali się dobrem. Dlatego animujemy różne formy wolontariatu. Duży nacisk kładziemy na propagowanie idei szkolnych kół Caritas. W parafiach zaś wzmacniamy i rozwijamy oddziały Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, Papieskie Dzieło Misyjne Dzieci i inne grupy apostolskie. Przyznam, że trudne jest duszpasterstwo akademickie, które obejmuje nieliczne grupy studentów.

Tym, co mnie osobiście bardzo cieszy jest istniejąca w diecezji gęsta i rosnąca ciągle sieć szkół im. Jana Pawła II oraz imienia świętych i błogosławionych. Jednych i drugich placówek jest po 80, czyli w sumie 160. Dwa razy w roku spotykamy się na specjalnym forum. Raz w gronie nauczycieli i katechetów, a drugi raz w gronie młodzieży. Szkoły te pozytywnie wyróżniają się w zakresie zaangażowania młodych: religijnego, społecznego i patriotycznego. Patrząc na nie dochodzę do wniosku, że właściwie każda szkoła może być katolicką, nawet nie mając takiego oficjalnego statusu. Chodzi bowiem o wierność pewnym chrześcijańskim, czyli w gruncie rzeczy humanistycznym, wartościom i styl nauczania, będący towarzyszeniem uczniowi w jego wszechstronnym rozwoju.

Trzecia kwestia, przyprawiająca moje serce o niepokój, to małżeństwa i rodziny. Nawet u nas wzrasta liczba wniosków do sądu biskupiego o uznanie małżeństwa za nieważne. To niebezpieczny sygnał. Łączy się to oczywiście z rozwodami, gdyż wnioski te napływają zazwyczaj w ślad za nimi. Musimy przemyśleć jak efektywniej chronić rodzinę przed prądami laickimi promującymi tzw. związki partnerskie; jak efektywniej pochylać się nad dziećmi - eurosierotami; jak jeszcze lepiej przygotowywać młodych do małżeństwa i opiekować się rodziną, zwłaszcza nowo założoną. Trzeba przyznać, że wielu zawierających sakrament małżeństwa jest do tego średnio przygotowanych bądź całkowicie nieprzygotowanych.

Na pewno nie wystarcza już tradycyjny model przygotowania bazujący na przy-parafialnych poradniach życia rodzinnego. W ciągu ostatnich dwu dekad ludzie bardzo się zmienili; młodzi, uformowani przez internet, karmieni medialnym permisywizmem, atakowani agresywną reklamą mają dziś ogromne problemy ze sobą i z komunikacją. Są wewnętrznie rozbici, nie potrafią rozmawiać. W naszym ośrodku "Arka" w Gródku nad Dunajcem organizujemy specjalne warsztaty komunikacji dla kandydatów do małżeństwa. Niektórzy w ich trakcie się rozmyślili. Dostrzegli bowiem, że w istocie nic ich ze sobą nie łączy.

Musimy koniecznie przemyśleć na nowo praktyczny proces przygotowania do małżeństwa. A przy okazji – czy tylko w „interesie” Kościoła jest stabilność i trwałość małżeństw i rodzin? A państwo czy nie powinno być zainteresowane trwałością rodzin? Jeśli do polityków nie są przekonujące wartości, to niech przemówi ekonomia, bo przecież stabilna rodzina po prostu państwu się opłaca.

KAI: Kilka tygodniu temu Ksiądz Biskup na spotkaniu z samorządowcami z całej Polski apelował o politykę na rzecz rodziny. Dlaczego jest to takie ważne?

- Rozumiem, że mamy państwo wciąż na dorobku. Ale rodzinom wielodzietnym przydałoby się – jeśli już nie pomoc, wsparcie, czy ulgi ze strony państwa, to przynajmniej dobre słowo od polityków tej rangi co prezydent lub premier. Przecież to właśnie te rodziny dają państwu to, co najcenniejsze, dają dzieci, dają człowieka. Na singlach, z oczywistych racji, nie da się zbudować żadnej społecznej przyszłości, także w wymiarze ekonomicznym.

Jako Kościół staramy się maksymalnie pomagać rodzinom wielodzietnym. W ramach Caritas tarnowskiej realizujemy program „Gniazdo”. Adresowany jest on do rodzin wielodzietnych, które chcą zbudować dom bądź go wyremontować. Otrzymują w tym wydatną pomoc. Obejmuje ona rodziny niekoniecznie najbiedniejsze ale te, które chcą się rozwijać. Kilkaset rodzin już z tego programu skorzystało. Kiedy budują dom, to potrzebne są okna, dach, ogrzewanie etc., i w tym właśnie Caritas bardzo istotnie pomaga. Zaapelowaliśmy do wielu różnych firm, aby się w to włączyły i spotkaliśmy się z pozytywnym odzewem. Np. firma Buderus na bardzo korzystnych warunkach montuje instalacje grzewcze w domach rodzin wielodzietnych. Aby podkreślić priorytetowe znaczenie takich rodzin, żelaznym punktem każdej biskupiej wizytacji w parafii są odwiedziny wielodzietnego domu. Oby w naszym państwie i społeczeństwie nastąpiło większe uznanie takich, bogatych w dzieci, rodzin!

KAI: Kilka dni temu na Jasnej Górze Ksiądz Biskup apelował o jawność finansową w Kościele. Wcześniej przez lata przewodniczył Radzie Ekonomicznej Episkopatu. Jaka reforma finansów czeka Kościół w Polsce?

- Nie przewidujemy odejścia od zasady dobrowolności ofiar, która jest podstawą utrzymania Kościoła w Polsce. Natomiast można by się zastanawiać nad formą tej dobrowolnej ofiary. Pewnym „novum” byłaby możliwość odpisu podatkowego na rzecz Kościoła w postaci drugiego procenta. Tak zrobiono np. na Węgrzech. Obywatel ma możliwość przekazywania ze swego podatku dwóch procentów: jednego na działalność instytucji pożytku społecznego, a drugiego na rzecz konkretnego Kościoła. Oczywiście taka forma wymaga porozumienia między państwem a Kościołem. Gotowi jesteśmy do zastąpienia w ten sposób Funduszu Kościelnego, który jest absolutnym przeżytkiem, po prostu dotacją budżetową, która z jednej strony wzbudza negatywne emocje zwłaszcza ignorantów, a z drugiej ma się nijak względem strat, jakie poniósł Kościół w latach komunistycznego bezprawia.

Druga sprawa, to kwestia reprywatyzacji. Polska jako jedyny kraj postkomunistyczny nie podjęła się rozwiązania tego problemu. Premier Tusk, będąc w Nowym Jorku, w marcu 2008 r., obiecywał ustawę reprywatyzacyjną, która miała dotyczyć zarówno osób fizycznych jak i prawnych. Potem w Ministerstwie Skarbu stworzono projekt, z którego wypadły osoby prawne. Tymczasem Kościołowi katolickiemu po 1945 r. został odebrany olbrzymi majątek, w myśl ustanowionego przez komunistów prawa. Tym, co zostało zabrane w sposób niezgodny z tym prawem zajmowała się Komisja Majątkowa. I tych pozostałych roszczeń Kościół mógłby się zrzec, gdyby wprowadzona została możliwość „drugiego procentu”.

KAI: Ale czy widzi Ksiądz Biskup wolę polityczną w tym zakresie ze strony ugrupowań rządzących?

- Woli politycznej dziś nie ma, ale to nie znaczy, że na taką godzinę nie powinniśmy być przygotowani. Podobnie było z konkordatem. Wiemy ile lat trzeba było czekać na jego ratyfikację. W ogóle jest ogromnie ważne, byśmy jako Kościół, porządkowali sprawy finansowe. Na ostatnim zebraniu biskupów diecezjalnych na Jasnej Górze, zaproponowałem, abyśmy zaczęli prace nad dokumentem, który w skali ogólnopolskiej nakreśliłby normy dotyczące spraw majątkowych i finansowych Kościoła. Jest co prawda Kodeks Prawa Kanonicznego, są uchwały poszczególnych synodów diecezjalnych, ale nie ma takiej wyrazistej normy ogólnopolskiej. Do zespołu przygotowującego wspomniany dokument można by zaprosić przedstawicieli 11 metropolii. Następnie winien być on przyjęty przez zebranie biskupów diecezjalnych, gdyż to oni są odpowiedzialni za sprawy finansowe Kościoła.

Wyraźnie zaznacza się potrzeba pełnej jawności w zakresie finansów Kościoła. Nie mamy tutaj nic do ukrycia, a otaczanie tych spraw tajemnicą nie ma sensu, staje się bowiem pożywką antyklerykalnych fobii i różnych mitów na temat rzekomo bajońskich sum, którymi obraca Kościół. Winniśmy wykazywać bilans przychodów i wydatków. Zresztą wielu księży proboszczów już to robi składając wobec wiernych stosowne sprawozdania. Sprawozdania finansowe winny publikować wszystkie diecezje czy instytucje katolickie. Transparentność wzmacnia wiarygodność.

KAI: Ale czy musi to robić proboszcz? Czy już nie jest czas, aby zajęli się tym członkowie parafialnej rady ekonomicznej.

- Oczywiście, duchowni winni wyzwalać się z tych ról, które narzucił im PRL.

KAI: Pytanie o miejsce Kościoła w rzeczywistości publicznej. Przed laty Kościół w Polsce wyrażał poparcie dla ustaw broniących życia przy otwartości na pewien kompromis w tej sferze, bez którego współczesna demokracja nie będzie istnieć. Obecnie następuje zmiana linii? Świadczy o tym brak poparcia dla projektów ustaw bioetycznych, innych niż te, które zawierają bezwzględny zakaz. Jaka w tym zakresie winna być rola polityków odwołujących się do chrześcijaństwa? Jaki jest margines kompromisu zgodny z sumieniem?

- Kościół, wypełniając mandat samego Chrystusa, musi osądzać rzeczywistość ziemską i mierzyć jej wartość miarą Ewangelii. Stąd napięcie między Kościołem a demokracją jest nieuniknione. Tym bardziej, że sama demokracja często żąda, aby jej przyznawać swoiste boskie prerogatywy, np. atrybut nieomylności. A Kościół niezmiennie powtarza, że tylko Bogu należy się boska cześć.

Co robić, aby z tego napięcia nie zrodziła się jakaś stała wrogość? I tutaj jako odpowiedź pojawia się słowo: dialog. Dialog zakłada wzajemny szacunek, szukanie kompromisu, przy zachowaniu i respektowaniu własnej tożsamości i odrębności. W przestrzeni publicznej mamy prawo wymagać zrozumienia dla racji Kościoła, ale też ze strony kościelnej winno temu towarzyszyć uznanie realiów demokracji. Natomiast człowieka wierzącego, niezależnie od tego, jakie będzie prawo stanowione, obowiązuje dekalog.

Jeśli chodzi o postawę polityka chrześcijanina, to dokumenty Kościoła jasno mówią, że ma on popierać rozwiązanie maksymalistyczne z punktu widzenia wiary. A jeśli nie ma takiej możliwości, to najbliższe temu maksymalistycznemu rozwiązaniu.

KAI: Ksiądz Biskup bardzo zaangażowany jest w dialog z Kościołem w Niemczech. Jak z tej perspektywy można zarysować miejsce naszego Kościoła w Europie?

- Jeśli chodzi o kościelne relacje polsko-niemieckie to mamy obecnie do czynienia z trudną do przecenienia wymianą darów. My, bogaci w powołania, dajemy kapłanów i świadectwo żywej wiary, czego Kościół w Niemczech, i w ogóle na Zachodzie, bardzo teraz potrzebuje. Ale też otrzymujemy: nie tylko wsparcie materialne; nasi duchowni wracają do diecezji bogatsi o nowe doświadczenia duszpasterskie; na przykład niemieckie wzorce kościelnej współpracy ze świeckimi czy dowartościowanie w liturgii i przepowiadaniu słowa Bożego mogą być dla nas inspiracją.

Autentyczne życie wiarą powinno mobilizować katolików Polski, Niemiec i całej Europy do nieustannego pogłębiania wzajemnej współpracy, zwłaszcza ewangelizacyjnej, misyjnej i charytatywnej. Dzięki temu Kościół europejski będzie sobą a zarazem stanie się bardziej widoczny w świecie. Per saldo zyska na tym cały europejski kontynent, który na tradycji chrześcijańskiej ukształtował swą tożsamość i swój fenomen.

Konkretnie rola naszego Kościoła winna wyrażać się w wielu europejskich sferach. Na płaszczyźnie Konferencji Episkopatu jesteśmy obecni w przestrzeni europejskiej na równi z innymi Kościołami. Zbyt słaba jest natomiast aktywność świeckich z Polski w różnych chrześcijańskich gremiach Europy. Za mało ich tam widać. Myślę, że byłaby bardzo potrzebna intensywna współpraca w pasie granicznym między Polską a Niemcami czy między Polską a Czechami i Słowacją. A także - jak to będzie tylko możliwe - ze Wschodem.

Od naszej strony kluczem do powodzenia takiej współpracy jest świadomość potrzeby apostolstwa w Europie, która powinna wypływać z poczucia potrójnej tożsamości: jestem chrześcijaninem, jestem Polakiem, jestem Europejczykiem. Tego chyba wciąż naszym wiernym brakuje. W tym kontekście powtórzę słowo, które skierowałem do diecezjan we wspomnianym liście o migracji: Pasterze i wierni Kościoła katolickiego w Europie żywią nadzieję, że wszędzie, gdzie Polacy katolicy będą pracować i mieszkać, dadzą świadectwo wierności Bogu, a tym samym wzmocnią rodzimy Kościół.

KAI: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Marcin Przeciszewski