Po śmierci sąd, niebo, czyściec albo i piekło a potem...

Ma jednak znaczenie czy wierzę. I ma znaczenie, czy ta wiara ma wpływ na moje życie.

Reklama

Z cyklu "Powtórka z katechezy"

Umrę. To pewne. Jeszcze nikomu nie udało się oszukać śmierci. Niektórzy, prawda, żyją bardzo długo. Ale i tak w końcu umierają. Był jednak ktoś, kto ze śmierci powrócił do życia; niby podobnego do tego naszego, ale jednak innego. Z ciałem uwielbionym – jak je nazywamy. Chrystus, który pokonawszy śmierć zmartwychwstał. I nam, wierzącym w niego, obiecuje, że też zmartwychwstaniemy i będziemy żyli wiecznie w niebie. Inni, owszem, też zmartwychwstaną, ale… No właśnie. Co czeka człowieka po śmierci?

Najpierw sąd

Śmierć to nie unicestwienie. To przejście do nowego życia. Tymczasowo – życia jako czyste duchy, dusze. A jego początkiem jest sąd.  Śmierć natomiast  „kończy życie człowieka jako czas otwarty na przyjęcie lub odrzucenie łaski Bożej ukazanej w Chrystusie” (KKK 1021). Już nic nie da się zmienić. To, co człowiek przez swoją postawę wybrał za życia, będzie miał po śmierci. Bo nie jest tak, że los wszystkich musi być jednaki. Inny był w Jezusowej przypowieści los bogacza, inny Łazarza. To skruszony łotr usłyszał obietnicę raju, nie ten, który do końca z Jezusa szydził. Różnie to więc być może. A zdecyduje właśnie ów sąd. W Katechizmie Kościoła Katolickiego tak to ujęto:

Każdy człowiek w swojej nieśmiertelnej duszy otrzymuje zaraz po śmierci wieczną zapłatę na sądzie szczegółowym, który polega na odniesieniu jego życia do Chrystusa i albo dokonuje się przez oczyszczenie, albo otwiera bezpośrednio wejście do szczęścia nieba, albo stanowi bezpośrednio potępienie na wieki (KKK 1022).

Czyli jest możliwość nieba – bezpośrednio albo najpierw oczyszczając się w czyśćcu – albo możliwość wiecznego potępiania, piekła.

Z czego będziemy sądzeni? Ano z miłości. Tak najogólniej. Ale zaraz wyjaśnijmy: nie jest miłością popełnianie ciężkich grzechów;  nie jest miłością trwanie w nich i brak skruchy.

To do nieba!

Tak naprawdę to niewiele o niebie wiemy. Na pewno nie znamy odpowiedzi na pytanie „gdzie?”, „gdzie jest niebo?” Raczej nie gdzieś w kosmosie na innej planecie. Trzeba pamiętać przecież, że cała ta rzeczywistość po śmierci jest (do zmartwychwstania) czysto duchowa. Blisko nas, ale w czwartym czy piątym wymiarze, którego nie dostrzegamy? Nie wiadomo. Raczej też nie będzie tak nudne, jak się to czasem przedstawia: że powłóczyste szaty, mało ciekawe zajęcia, wszystko białe, ewentualnie z dodatkiem błękitu. Skoro Bóg naszą ziemską rzeczywistość stworzył tak bogato-ciekawą, dlaczego niebo miałoby być ubogie i nudne? Ale na ten temat nic konkretnego nie wiemy. Wiemy natomiast, że niebo jest szczęśliwą wspólnotą Boga i zbawionych. To, jak napisano w KKK (1024) „doskonałe życie z Trójcą Świętą, (...) komunia życia i miłości z Nią, z Dziewicą Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi (...). Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego i ostatecznego szczęścia”.

Mało atrakcyjne? Dla człowieka, który koncentruje się na rzeczach, być może tak. Ci jednak, którzy dorośli już do dostrzegania wartości osób, przyjaźni, spotkania, czują, że to będzie piękne. Że to faktycznie będzie spełnieniem najgłębszych dążeń i stanem najwyższego, a przy tym ostatecznego szczęścia. W znanej piosence wielu z nas śpiewało „Nie zgaśnie tej przyjaźni żar, co połączyła nas”… A tymczasem gaśnie, przemija. Choćby z racji tego, że nie da się utrzymywać przyjaźni z wszystkimi dobrymi ludźmi, których się w życiu spotkało. Niebo pozwoli na nowo się spotkać, ucieszyć się sobą. Pozwoli rozpalić    ogniska i zaśpiewać tę piosenkę z mocnym przekonaniem, że teraz to już na pewno nie zgaśnie. Że jeśli nie spotkamy się – rozumując po ludzku – za rok, za dwa, to na pewno za sto albo sto dwadzieścia. Nie będzie pośpiechu, bo nie będzie końca, nie będzie przemijania… I blisko będą wszyscy, których kochamy. Blisko będzie też Bóg, zobaczymy Go twarzą w twarz. I będziemy do Niego podobni. Dużo bardziej niż dziś. Święci. A do tego nie będzie też konieczności walki o otrzymanie, niesprawiedliwości, krzywd, chorób, łez i śmierci… Czyli tego wszystkiego, co na człowieka sprowadził grzech Adama.

Po co czyściec?

A nie można by prosto do nieba? Ha: niby można, ale czy wszyscy by się do tego nadawali? Koncepcja czyśćca wyrasta z praktyki modlitwy za zmarłych. Wiemy, że człowiek bywa słaby i grzeszny. Ten i ów niby nie jest zły, ma jednak swoje słabości, swoje wady. No i nieraz nie naprawił przed śmiercią krzywd, które wyrządził. Zwłaszcza gdy nawrócił się tuż przed odejściem z tego świata. Dlatego modlimy się za niego. Miałby trafić do piekła? Bóg jest miłosierny, a to byłoby bezwzględne i surowe. Dlatego wierzymy, że dla tych dalekich od bycia wzorem cnót wszelkich, ale jednocześnie nie jakoś specjalnie złych, jest czyściec. To całkowicie inne niż kara potępionych, ale jednak oczyszczenie. By żadne zło nie dotknęło nieba.  Będąc już pewnym, że skończy się to wszystko niebem, trzeba się oczyścić. Czyli trzeba wydoskonalić się w miłości, dojrzeć do niej i naprawić jakoś wyrządzone zło…

Jak w czyśćcu naprawić wyrządzone zło? Bóg wie i niech ta świadomość nam wystarczy. Warto jednak zwrócić uwagę na to wydoskonalenie się w miłości… No bo jeśli niebo jest doskonałą wspólnotą, to czy nadawałby się do niej np.  egoista? Nie chodzi o jakieś wielkie grzechy; raczej jakieś koncentrowanie na sobie, brak wrażliwości na innych, brak empatii, zrozumienia… Albo ktoś, dla kogo zawsze zbyt wielką rolę w życiu odgrywały pieniądze, kto z powodu tego, że miał ich więcej wywyższał się, z góry traktował tych biedniejszych. Nic bardzo złego, ale jednak. Czy ktoś taki nadawałby się do nieba? Czy byłby tam szczęśliwy, skoro nie miałby tego, co dotąd było podstawą jego poczucia wartości? No właśnie. Dlatego powinien nieco zmodyfikować swoją hierarchię wartości, przemyśleć swoją postawę. No i po to jest to czyśćcowe oczyszczenie.

Piekło? Jest taka możliwość

Czytamy w KKK (1033)

Nie możemy być zjednoczeni z Bogiem, jeśli nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego miłości. Nie możemy jednak kochać Boga, jeśli grzeszymy ciężko przeciw Niemu, przeciw naszemu bliźniemu lub przeciw nam samym: "Kto... nie miłuje, trwa w śmierci. Każdy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego" (1 J 3, 14 c-15). Nasz Pan ostrzega nas, że zostaniemy od Niego oddzieleni, jeśli nie wyjdziemy naprzeciw ważnym potrzebom ubogich i maluczkich, którzy są Jego braćmi. Umrzeć w grzechu śmiertelnym, nie żałując za niego i nie przyjmując miłosiernej miłości Boga, oznacza pozostać z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi określa się słowem „piekło”.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31 1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11

Reklama