Patrzyć tylko na życie, które nieuchronnie się skończy, to krótkowzroczność.
Z cyklu "Powtórka z katechezy"
Napisał kiedyś święty Paweł do Koryntian, że „jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania.” (1 Kor 15,19). Pisząc o „tym życiu” miał oczywiście na myśli życie doczesne, ziemskie. A chodziło mu o wiarę w Chrystusa, która nie uwzględniałaby zmartwychwstania i życia wiecznego. No bo rzeczywiście: jaki sens miałoby wierzyć w Niego, gdyby po tym życiu nie było niczego innego, tylko pustka? „Skoro zmarli nie zmartwychwstają, to jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy” napisał trochę dalej (15,32). Prawda o życiu wiecznym i o zmartwychwstaniu nadaje sens całej naszej wierze. Także temu, o czym przypominam w każdym niemal odcinku tego cyklu: Chrystus jest jedynym zbawicielem człowieka. Bez życia wiecznego to nie miałoby najmniejszego znaczenia. Nie miałoby też sensu chodzić do Kościoła, uczyć religii, domagać się ochrony życia nienarodzonych, wzywać do czystości.... Nic, nic nie miałoby sensu. Życie byłoby chocholim tańcem, jakąś przerażającą zabawą, nie zawsze miłą i przyjemną, ale zawsze poprzedzającą nieuchronne unicestwienie. Skoro po śmierci nie ma nic, to chyba lepiej byłoby się wcale nie urodzić; nie czuć, nie kochać, nie zachwycać się, nie przyjaźnić. Bo świadomość, że wszystko się bezpowrotnie straci, bez wątpienia boli. Gdyby zaś nigdy się nie istniało, nie tylko niczego by się nie straciło, ale przede wszystkim nie miałoby kogo boleć...
Dlatego właśnie prawda o życiu wiecznym, o zmartwychwstaniu, jest tak ważna; jest kluczowa dla zrozumienia sensu chrześcijaństwa. Ono jest orędziem głoszonym sprzed pustego grobu Chrystusa! Dobrą Nowiną o możliwości zbawienia i życia wiecznego. Chrześcijanin to ktoś, kto żyje wychylony ku przyszłości. Ktoś, kto pamięta, że po tym życiu jest jeszcze inne. I stara się tak żyć, by to przyszłe życie, życie wieczne – bez końca! – było życiem szczęśliwym.
Życie wieczne w ciele!
Trzeba tu jednak coś doprecyzować. Pisałem dotąd „życie wieczne, zmartwychwstanie” jakby je utożsamiając. Tymczasem to dwie bliskie sobie, ale nie tożsame sprawy. Wielu współczesnych wierzy, że „coś” po śmieci jest, że żyje jakaś ludzka dusza, choć niewiele możemy o tym życiu powiedzieć. Chrześcijaństwo natomiast głosi zmartwychwstanie ciał. To znaczy że w pewnym momencie – sądu ostatecznego – dusza ludzka na powrót przyoblecze się w ciało. Napisano w Katechizmie Kościoła Katolickiego (990)
Pojęcie „ciało” oznacza człowieka w jego kondycji poddanej słabości i śmiertelności „Zmartwychwstanie ciała” oznacza, że po śmierci będzie żyła nie tylko dusza nieśmiertelna, ale że na nowo otrzymają życie także nasze „śmiertelne ciała”.
Po zmartwychwstaniu żyć będzie nie tylko nasza nieśmiertelna dusza, ale i nasze utworzone na nowo ciało; dusza na powrót przyoblecze się w ciało. A gwarancją tego, że tak będzie, jest – w pierwszym rzędzie – zmartwychwstanie Jezusa. On potem z ciałem i dusąa wstąpił do nieba. Poza tym wierzymy też, że z ciałem i duszą do nieba wzięta została Najświętsza Maryja Panna. Obie prawdy byłyby bez sensu, gdyby wszyscy inni ludzie mieli na wieki pozostać duchami. Obie są więc swoistą zapowiedzią tego, co stanie się z ludźmi po śmierci.
Kiedy nastąpi zmartwychwstanie? Jak już wspomniałem, w dniu sądu ostatecznego. Kto zmartwychwstanie? Wszyscy. Tyle że dla jednych będzie to zmartwychwstanie do wiecznego szczęścia, dla innych zmartwychwstanie ku wiecznemu potępieniu. A jak będą wyglądały te nasze ciała? Tu problem już większy. Możemy tego domyślać się tylko na podstawie tego, jak po swoim zmartwychwstaniu wyglądał Jezus. Miał ciało, zdecydowanie. Jego uczniowie zaświadczyli, że widzieli Go, dotykali, a nawet jedli z Nim i pili. Urzekające są te ewangeliczne sceny, gdy Zmartwychwstały Jezus pyta ich o jedzenie albo gdy sam im je przyrządza.... To jego ciało nosiło ślady męki – Tomasz miał włożyć palec w miejsce ran Jezusa. Jezus jednak nie cierpiał. I co też ciekawe, tylko w tej jednej scenie świadkowie piszą, że te rany widzieli. Jakby kiedy indziej ich nie było. Poza tym Zmartwychwstały Jezus potrafił nagle się pojawić, i to mimo zamkniętych drzwi, i nagle zniknąć. Nasze ciała pewnie więc będą miały podobne „właściwości”. Nic więcej o nich nie wiemy, nazywając je po prostu „ciałem uwielbionym” czy „ciałem duchowym”. Tłumaczył to św. Paweł we wspomnianym 1 Liście do Koryntian, że jak z ziarna wrzuconego w ziemię wyrasta nie takie samo ziarno, ale roślina, tak też nasze wrzucone w ziemię ciała, choć będą tej samej natury, dalej materialne, będą jednak jakoś inne, szlachetniejsze, doskonalsze; to, co uległo zniszczeniu po zmartwychwstaniu będzie już niezniszczalne.
Chrześcijanie wierzą, że w jakiś sposób już dziś w zmartwychwstaniu Chrystusa uczestniczymy, mamy już „zadatek” życia wiecznego. W pełni jednak doświadczymy tego dopiero po śmierci. Wynika jednak z prawdy o zmartwychwstaniu inny ważny dla nas wniosek: nie należy lekceważyć ciała. Chrześcijaństwo ograniczające wszystko do duszy i ducha nie byłoby autentycznym chrześcijaństwem. Zwłaszcza gdyby wiązać się to miało z pogardą dla ciała, jak to w historii zdarzało się niektórym wywodzącym się z chrześcijaństwa nurtom. Ludzkiemu ciału należy się szacunek. Zarówno naszemu własnemu, jak i ciału drugiego człowieka, zwłaszcza cierpiącego. Szacunek należy się też ciałom tych, którzy zmarli. Bo nie tylko nasze dusze przeznaczone są do życia wiecznego: ciała, choć mają zostać przemienione, też.
To czemu w ogóle umieramy?
Zmartwychwstanie i życie wieczne, w wiecznym szczęściu, to klucz do zrozumienia sensu wiary w Chrystusa. O innych związanych z tym sprawach – czyli o sądzie (właściwie sądach), niebie, czyśćcu czy piekle szerzej napiszę w następnym odcinku cyklu. Teraz warto jednak postawić sobie jeszcze jedno pytanie: skoro naszym przeznaczeniem jest zmartwychwstanie i życie wieczne, to po co w ogóle umieramy?
Śmierć człowieka – uczy Kościół – to oddzielenie duszy od ciała. Dusza żyje nadal, ale ciało umiera. Z wszystkimi tego konsekwencjami. To niby coś naturalnego, w przyrodzie wszystko co żyje wcześniej czy później umiera, ale... Nie wiemy czy w raju (Edenie) człowiek miał żyć wiecznie. Autor biblijnej, a więc natchnionej przez Boga Księgi Rodzaju, przedstawia śmierć jako konsekwencję grzechu pierwszych rodziców. Adam po grzechu słyszy, że będzie musiał ciężko pracować, by utrzymać się, dopóki „nie wróci do ziemi z której został wzięty”, bo „jest prochem i w proch się obróci”. I ten los czeka teraz każdego z nas, bez wyjątku. Nawet Syn Boży, Jezus Chrystus, przeszedł do nowego życia przez śmierć. Po ludzku nie ma od niej ucieczki.
Jest więc śmierć jakąś konsekwencją ludzkiego grzechu. Jest też wezwaniem do odpowiedzialnego życia. Bo skoro to się skończy... Jak to mówił jeden ze świętych? „Jeśli kochajcie życie pragnijcie tego, które nie kończy się nigdy”. Ze śmieci nie ma powrotu do ziemskiego życia. Kościół nie wierzy w to, jakoby człowiek doznawał reinkarnacji i po śmierci odradzał się w innej postaci. Kto umarł – z wyjątkiem tych, którzy w cudowny sposób zostali dzięki łasce Boga wskrzeszeni, jak wskrzeszeni przez Jezusa córka Jaira, młodzieniec z Nain i Łazarz, brat Marty i Marii – nigdy do tego życia już nie wróci. Ale ta nieuchronność śmierci wzbudza, chyba w każdym zastanawiającym się nad tym człowieku, pragnienie życia wiecznego. Skłania do zaufania Chrystusowi, do przyjęcia nadziei, przyjęcia Dobrej Nowiny (czyli Ewangelii), którą światu przyniósł. Dla chrześcijanina śmierć nie jest więc tylko i wyłącznie nieszczęściem. Choć nieraz boli, można się z niej nawet nieraz cieszyć. Bo bywa wybawieniem od wielkiego cierpienia. Nade wszystko zaś jest przejściem do nowego, wiecznego życia. Pięknie tę prawdę o smutku, radości i przejściu do nowego życia ujęto w jednej z modlitw mszalnych:
„(....) choć nas zasmuca nieunikniona konieczność śmierci, znajdujemy pociechę w obietnicy przyszłej nieśmiertelności. Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy, i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie”.
Tak, Ewangelia to prawdziwa Dobra Nowina. Marzenie człowieka o nieśmiertelności, wyrażone w tylu mitach o poszukiwaniu eliksiru młodości, świętego Graala i temu podobnych, budzona raz po raz doniesieniami o znalezieniu przez naukowców czegoś, co daje nadzieję na możliwość przedłużania życia w nieskończoność, może faktycznie się spełnić. Tak, o ile zaufamy Zmartwychwstałemu i my kiedyś zmartwychwstaniemy. I będziemy szczęśliwi żyli przez całą wieczność.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.