Zachowujemy się jak najedzeni po uszy chrześcijanie, którym nawet przez myśl nie przejdzie, jak pomóc zgłodniałym Chrystusa braciom…
W Europie średnio na księdza przypada 1,3 tys. wiernych, w Ameryce Łacińskiej ma pod opieką 7,8 tys. wiernych. W niektórych regionach Amazonii liczba ta wzrasta 15 tys. Dla lepszego zobrazowania - na terytorium równym powierzchni Italii pracuje 62 kapłanów! W praktyce oznacza to, że nie ma pasterza, który animuje całe życie duszpasterskie. Kapłan pojawia się w wielu wspólnotach raz na rok, dwa lata. Przekłada się to m.in. na brak życia sakramentalnego, głównie możliwości spowiedzi i udziału w Eucharystii. Stąd tak mocno wybrzmiewająca na Synodzie Biskupów konieczność przejścia w Amazonii od praktyki „Kościoła, który od czasu do czasu odwiedza” do „Kościoła, który jest obecny i trwa”.
Ta trwała obecność Kościoła będzie możliwa tylko wtedy, gdy będą ludzie posługujący tam na co dzień, aby mieszkańcy naprawdę mogli czuć się Kościołem i być bardziej zaangażowani w jego życie. Bo główne pytanie na synodzie wcale nie brzmi: jak szybko znieść celibat czy wprowadzić diakonat kobiet, tylko jak zanieść Jezusa w Eucharystii wspólnotom bez kapłana? Jak sprawić, by nie było katolików pierwszej i drugiej klasy - tych, którzy mogą uczestniczyć w Eucharystii i przyjąć Komunię św. i tych, którzy nie mogą tego uczynić nawet w niedzielę. Jest to pytanie o drogi nowej ewangelizacji dla Kościoła docierającego do najdalszych zakątków amazońskiej dżungli. Podejmowane przez wieki próby zakończyły się fiaskiem. Rodzimych powołań jest jak na lekarstwo, a przybywających misjonarzy ubywa z każdym rokiem. Ci, którzy od początku kwestionują obecny synod nie zadają sobie w ogóle trudu pomyślenia, jak wesprzeć duszpastersko mieszkańców Amazonii… Ci, którzy tam pracują z troską spoglądają na swe „opuszczone” wspólnoty i na ich przyszłość.
Środa to zaledwie trzeci dzień wypowiedzi ojców synodalnych. Nie jest to nawet czas dyskusji tylko dzielenia się doświadczeniem duszpasterskim, obawami i pomysłami, tak by otworzyć nowe drogi dla Kościoła w Amazonii. Wcale nie jest tak, że wszyscy gromkim głosem wołają o święcenie żonatych mężczyzn. Wielokrotnie mówiono o celibacie jako wielkim darze dla Kościoła, Przestrzegano też przed pułapką czystego funkcjonalizmu i sprowadzenia życia wiary jedynie do wymiaru kultycznego. Podkreślono, że ryzykiem idącym za ideą święcenia „viri propati” jest zredukowanie kapłana do roli funkcjonariusza mszy świętej, a nie pasterza wspólnoty, mistrza życia duchowego i konkretnej obecności uosabiającej bliskość Chrystusa. W tej dyskusji podkreślono konieczność docenienia życia konsekrowanego oraz większej promocji lokalnych powołań. Pojawiła się propozycja tworzenia wędrownych grup ewangelizacyjnych, działających na jakimś określonym terenie, w skład których wchodziłby zawsze kapłan lub stały diakon. Wysunięto też propozycję możliwości udzielania diakonatu kobietom, by w ten sposób docenić ich powołanie i rolę w Kościele. Mówiono też o obawach związanych z dynamicznym działaniem wspólnot protestanckich. Podkreślono, że bez zmiany praktyki duszpasterskiej Kościołowi w Amazonii grozi „deforestacja kultury katolickiej”.
Moja znajoma misjonarka pracująca od 37 lat w peruwiańskiej dżungli mówi: „Gdy jadę do wiosek nawet z księdzem nie zaczynamy od Eucharystii, bo nie można rozkochać ludzi w czymś czego potem przez lata nie dostaną”. Wspomina Celebracje Słowa, gdzie Biblia leży na liściu bananowca a odpowiedzialny za codzienne życie wiary katechista po lekturze dzieli się: „Do mnie Bóg mówi to i to”, a następnie pyta: „Co powiedział do was. I ludzie się włączają, dzieląc działaniem Słowa w ich życiu”.
Naprawdę boli pogarda, ogromna buta i wyższość z jaką wielu katolików wypowiada się o rozpoczętym synodzie. Boli, że „eksperci od Kościoła” osądzają bez słuchania, bez poznania realiów Amazonii. Bardziej jeszcze boli chyba to, że tak naprawdę wcale nie chcą słuchać i poznać, bo i tak wiedzą lepiej i jeszcze zanim synod się rozpoczął już wiedzieli, jak w tym regionie świata Kościół powinien działać. I mam tu na myśli zarówno zwolenników poluźnienia doktryny, jak i konserwatystów, którzy rozgrywają swoje batalie nie zauważając nawet, że padające w auli propozycje jednym i drugim wytrącają oręż z ręki.
Kościół po tym synodzie musi wyjść zmieniony. Gdyby dał stare odpowiedzi na nowe wyzwania zakończyłby się porażką. Zamiast krytykować otoczmy obrady modlitwą, jak o to prosi Franciszek. Módlmy się, by uczestnicy synodu nie wygnali z jego obrad Ducha Świętego. By zostawili za drzwiami wcześniej wymyślone rozwiązania i recepty tylko słuchali, mówili odważnie i z parezją. Instrumentum laboris, to nie punkt dojścia synodalnej debaty, ale jedynie „dokument męczennik” przeznaczony do zniszczenia, ponieważ jest jedynie punktem wyjścia do tego, co Duch Święty dokona na synodzie. W imię katolickości naszego Kościoła, w który włączone są wszystkie wspólnoty na świecie, otoczmy modlitwą to synodalne spotkanie, by służyło prawdziwemu zrozumieniu, kontemplowaniu i służbie ludom Amazonii. Zamiast oceniać i potępiać, słuchajmy oraz starajmy się poznać i zrozumieć. Synod o Amazonii to także szansa dla nas.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).