Amazoński poligon

Być może to poligon, na którym wyrośnie nowy model funkcjonowania wspólnot Kościoła. Z pewnością będzie to wymagało spokoju i namysłu, także teologicznego, ale nie widzę powodu, by się obawiać zmian tylko dlatego, że są zmianami. Ani też ich gloryfikować, z tego samego powodu.

Reklama

W Watykanie zakończył się Synod o Amazonii. Nie wzbudził on szczególnego zainteresowania Amazonią, przez kilka tygodni media podejmowały głównie temat celibatu i ewentualnie posługi kobiet. Innymi słowy: zajmowaliśmy się nie Amazonią, tylko własnymi nadziejami (lub obawami, zależnie od nachylenia ideologicznego). To zafiksowanie na sobie nie świadczy o nas – o naszym Kościele - dobrze.

Myślę, że warto spojrzeć na wspomniane wyżej problemy nie w kontekście tego, co być może się wydarzy za naszą zachodnią granicą, ale faktycznie w kontekście duszpasterstwa w Amazonii. Mamy małe wspólnoty, żyjące na rozległych terenach. Ludzi ochrzczonych, tworzących Kościół w takich warunkach, w jakich jest to dla nich możliwe. Ludzi mających ograniczony dostęp przede wszystkim do Eucharystii i sakramentu pokuty. Chrzczą świeccy, świadkami zawieranych małżeństw są świeccy, świeccy prowadzą nabożeństwa Słowa, świeccy zajmują się katechezą, świeccy ewangelizują, świeccy zarządzają. Czasem są to misjonarze, czasem miejscowi chrześcijanie. Mężczyźni i kobiety, być może częściej nawet kobiety niż mężczyźni.

Mamy żywy Kościół, ale z ograniczonym dostępem do Eucharystii. “Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim.” - mówił Jezus [J 6,53-56]. Tu nie chodzi o nieistotny element (!) Owszem, ci ludzie rozkochani w Eucharystii nie są. Trudno było ich rozkochiwać w czymś, czego potem mieć nie będą. Ale to nie jest kwestia ich pragnienia, tylko koniecznej potrzeby.

Priorytetem jest jednak Kościół obecny na miejscu. Kościół, który towarzyszy człowiekowi w jego życiu. Nie dojeżdżający. Nie z doskoku. “Lotny misjonarz” rozwiązuje problem sakramentów, nie wspólnoty. Wysłanie nawet wielu kapłanów jest niezłym rozwiązaniem na dziś, przy założeniu że są oni sługami Eucharystii i sakramentu pokuty, natomiast wspólnoty funkcjonują na obecnych zasadach, z obecnymi osobami nimi kierującymi. Inaczej się nie da.

Rodzi się pytanie: jeśli wspólnocie od lat przewodniczy świecki żonaty mężczyzna, czy nie mógłby on przyjąć święceń diakonatu, a w przyszłości także prezbiteratu? Nadal służąc swojej wspólnocie, już w pełnym zakresie? Ale zaraz pojawia się kolejne: co, jeśli wspólnotą kieruje kobieta? Święcenia prezbiteratu są – zgodnie ze stanowiskiem Kościoła - niemożliwe, diakonatu wątpliwe. Jak mogłaby oficjalnie wyglądać ich posługa? To nie jest pytanie banalne, chodzi ostatecznie o to, jak decyzja o udzielaniu święceń kapłańskich obecnym przewodniczącym wspólnot zmieni same relacje we wspólnocie. Czy nie wprowadzimy im zarazem klerykalizmu, którego u siebie usiłujemy się pozbyć?

I nie, to nie jest postulat udzielania święceń kobietom. Próbuję tylko pokazać, jak wielkie znaczenie mają zadawane w dokumencie synodalnym pytania. I jak niewiele ma to wszystko wspólnego z samym celibatem.

Tak, to nie są pytania obojętne dla nas. Być może to poligon, na którym wyrośnie nowy model funkcjonowania wspólnot Kościoła. Z pewnością nie stanie się to natychmiast, będzie wymagało spokoju i namysłu, także teologicznego, ale nie widzę powodu, by się obawiać zmian tylko dlatego, że są zmianami. Ani też ich gloryfikować, z tego samego powodu.

Jeśli chodzi o Amazonię kolejnym pytaniem jest inkulturacja. To truizm: jeśli chrześcijaństwo ma być postrzegane jako własne, musi zostać wypowiedziane w języku własnej kultury. Wiedzieli to juz Cyryl i Metody... I nie chodzi tylko o tłumaczenie Pisma Świętego i ksiag liturgicznych na języki lokalne. To bardzo ważne i pilne, ale na tym się nie kończy. Chodzi o to, by cała liturgia była dla nich zrozumiała, bo wypowiedziana w języku ich gestów i obrazów. To długi proces, to prawda. I może nie warto zaczynać od “rytu amazońskiego”, ale od modyfikacji, za zgodą Kościoła, istniejącego. Nigdzie nam się przecież nie spieszy.

Ostatnia kwestia: amazońska teologia. Mamy już do czynienia z jej elementami. To dzięki Amazonii wchodzi do naszej świadomości, także teologicznej, znaczenie ochrony stworzenia. Znaczenie życia w zgodzie z naturą, szacunku dla każdego rodzącego się życia. Myślę, że symbolem tej wrażliwości na rodzące się życie, w każdym wymiarze, były sławetne figurki. To nic nowego, tyle że Europa o tym zapomniała, a jeśli sobie przypomina, wołając o ochronę nienarodzonych czy chorych, to tylko fragmentarycznie. Warto swoje myślenie o życiu i chrześcijańskich wartościach rozszerzyć, zamiast protestować przeciw temu, co “nie moje”.

Może “nie moje”. Ale Boże.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7