O tym, czego dziś wymaga praca z młodymi, mówi ks. Adam Parszywka SDB, przełożony krakowskiej inspektorii Towarzystwa Salezjańskiego.
Miłosz Kluba: Krakowska inspektoria salezjanów to około 200 współbraci, 5 zespołów szkół, 22 parafie w Polsce i na Ukrainie. Jak te liczby przekładają się na pracę z młodzieżą?
ks. Adam Parszywka SDB: Przez pracę w szkołach – zarówno salezjańskich, jak i tych, w których prowadzimy tylko katechezę, oratoriach, parafiach docieramy do ok. 17,5 tys. dzieci i młodzieży.
Czego to ukierunkowanie na pracę z młodzieżą wymaga od zgromadzenia – odpowiednich kandydatów, specyficznej formacji księży?
Przede wszystkim trzeba kochać młodzież. Jej nie da się oszukać. Młodzi ludzie są świetnymi psychologami, którzy doskonale wyczuwają, czy my naprawdę jesteśmy z nimi. Tak jak nie ma procesu wychowawczego bez wychowawcy, tak nie może być dobrego wychowawcy, któremu autentycznie nie zależy na młodzieży. Druga sprawa – trzeba mieć bardzo otwartą głowę. Widzimy, jak zmienia się nasze społeczeństwo, a te zmiany najpierw zachodzą właśnie wśród młodzieży. Powiedziałbym, że nasz charyzmat jest ciekawy, bo ciągle wymaga aktualizacji, a to jest duże wyzwanie. Jesteśmy zgromadzeniem, które cały czas musi wychodzić do rzeczywistości, która nieustannie się zmienia. Wraz z nią zmieniają się wymagania młodzieży. Jesteśmy posłani do ubogiej młodzieży, ale to ubóstwo też się dzisiaj zmienia.
To znaczy?
Dzisiaj ubóstwo młodych ludzi nie jest w większości ubóstwem materialnym. Obecnie to przede wszystkim ubóstwo religijne, ubóstwo emocjonalne, brak relacji w rodzinie, która często staje się dysfunkcyjna, mimo że materialnie niczego jej nie brakuje. Rodziców często nie ma, rodziny nie są już wielopokoleniowe. W związku z tym pojęcie domu zatrzymuje się na budynku, ale już bez rodziny. Młody człowiek jest dzisiaj spragniony wzrastania w obszarach, które nie są widoczne na pierwszy rzut oka. Ci ludzie są dobrze ubrani, dobrze się uczą, ale kiedy się przyjrzeć, widzimy, że deficyt religijny i emocjonalny jest bardzo duży. To wymaga od nas specyficznego przygotowania – wrażliwości, umiejętności poznania młodego człowieka, dotarcia do niego na tyle, żeby on nam zaufał. Gdy pracowałem w brazylijskich slumsach wśród młodzieży bardzo ubogiej materialnie, częściej spotykałem osoby radosne i uśmiechnięte, niż dziś, kiedy pracuję z młodzieżą, której pozornie niczego nie brakuje.
Salezjanie pracują właściwie na całym świecie. Jakie różnice widać w pracy z młodzieżą w różnych częściach świata?
Rzeczywiście pracujemy w dużym zgromadzeniu. Mamy spotkania międzynarodowe, co daje nam szerokie spojrzenie na problemy młodzieży i problemy salezjanów, często rozmawiamy o tym przez kilka dni w gronie przełożonych. Na przykład w krajach Ameryki Południowej czy Afryki, gdzie pracujemy z młodzieżą faktycznie ubogą materialnie, prowadzimy bardzo duże dzieła. Pamiętam szkołę, w której uczy się 5,5 tys. osób. Przy takiej liczbie młodych poważną trudnością jest dotarcie do każdego, nawiązanie bliższej relacji. W Polsce mamy pod tym względem większy komfort. Z drugiej strony w naszym kraju kładziemy w wychowaniu nacisk na wierność sakramentom, katechezie, na wzrost wartości religijnych. Tymczasem praca naszych współbraci na Zachodzie jest bardziej misyjna – nie tylko ze względu na wielu imigrantów, ale też dlatego, że nastąpiła bardzo silna laicyzacja. Oni muszą czasem uczyć młodych podstawowych prawd wiary, muszą tłumaczyć, czym tak naprawdę jest chrześcijaństwo.
Tak samo będzie kiedyś w Polsce?
Wierzę, że nie. To w dużej mierze zależy od nas. Przede wszystkim od tego, czy w tych wszystkich prądach, zawirowaniach społecznych Kościół, w tym zgromadzenie salezjańskie, będzie miał odwagę głosić Chrystusa, wyjść na zewnątrz, na peryferie. Podczas kapituły prowincjalnej, która odbyła się pod koniec kwietnia, mówiliśmy między innymi, że jeśli chcemy być wierni naszemu powołaniu salezjańskiemu, musimy częściej być na ulicach. Musimy być jak ks. Bosko. Kiedy on chodził po ulicach Turynu, spotykał się z biedą i demoralizacją młodych ludzi. Miał odwagę i wrażliwość, by tę młodzież w jakiś sposób przyciągnąć do Kościoła, edukować, wychowywać. Nie możemy poprzestać na tej zewnętrznej fasadzie, na przekonaniu, że dziś nie ma biedy. Nie możemy też czekać, że młodzi sami do nas przyjdą. Nasze salezjańskie posłannictwo to bycie trochę między boiskiem a kościołem – po to, byśmy umieli zabierać młodych z ulicy i zapraszać do Kościoła, do Chrystusa. Jeśli pozostaniemy temu wierni, to będę spokojny o przyszłość i zgromadzenia, i młodzieży, i Kościoła.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.