– Potrzebujemy chwil modlitewnego wyciszenia przed Panem Jezusem, ponieważ właśnie w ciszy jesteśmy w stanie usłyszeć zarówno głos Chrystusa, jak i swego serca – mówi arcybiskup Wiktor Skworc, przewodniczący Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski.
Ks. Adam Pawlaszczyk: Niedziela Chrztu Pańskiego to jakby powtórzenie uroczystości Objawienia. Jezus został przecież przedstawiony przez swojego Ojca: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Wierzymy, że każdy ochrzczony słyszy to samo z ust Ojca: „Jesteś umiłowanym dzieckiem”. Księże Arcybiskupie, czy każdy wierzący ma szansę startować z tego samego punktu?
Arcybiskup Wiktor Skworc: W Kościele każdy powinien mieć szansę doświadczenia tego, że jest umiłowanym dzieckiem Bożym. Ale zaczyna się to już od spotkania z rodzicami przed chrztem świętym. Potem od spotkania z tym konkretnym człowiekiem.
Czyli sugeruje Ksiądz Arcybiskup, że chodzi o doświadczenie, które rozpoczyna się w rodzinie? Najpierw rodzice i rodzice chrzestni, którzy mówią: my wam, wspólnocie Kościoła, to dziecko powierzamy? Aktualny program duszpasterski, zatytułowany „W mocy Bożego Ducha” sugeruje, że tak właśnie jest. Czy zatem działanie w mocy Ducha, które ma przecież swoje źródło w sakramencie chrztu świętego, jest jednocześnie wyzwaniem wobec rodziców i chrzestnych, i czy to dlatego tegoroczny program duszpasterski wielokrotnie przypomina o apostolacie ludzi świeckich?
Chrzest święty jest najpierw sakramentem wiary rodziców i chrzestnych. To oni – dziś już nie z tradycji – przynoszą do kościoła swe małe dziecko i proszą dla niego o łaskę chrztu. Przed udzieleniem tego sakramentu w obecności celebransa i innych wiernych wyznają wiarę, wyrzekają się zła i zobowiązują się publicznie do chrześcijańskiego wychowania swej pociechy. W tym kontekście rodzice są pierwszymi katechetami, a rodzina – domowym Kościołem. Myślę, że doświadczenie religijne w rodzinie jest ogromnie ważne, bo stanowi fundament późniejszego doświadczenia osobistego, ono prowadzi do takiego doświadczenia.
A jeśli ktoś w rodzinie nie ma tego dobrego doświadczenia?
Jest jeszcze rodzina Kościoła. Duch Święty dotyka człowieka bardzo indywidualnie, a że ma moc przemienienia człowieka, to ja zawsze powtarzam: z każdego Szawła może uczynić Pawła.
Z drugiej strony… doświadczenie – dużo się o tym dzisiaj mówi, świat jest nastawiony na przeżywanie emocji. Doświadczenie dotknięcia przez Ducha Świętego jest tylko kwestią emocji czy raczej racjonalnego wyboru – „wybieram, żeby doświadczyć Boga”?
Nie wiem, czy można żyć w tak sterylnym świecie, w którym nie byłoby emocji. Emocjonalność i racjonalność przenikają się w nas wzajemnie. Wydaje mi się, że wewnętrzne przeżycie prowadzi do wyboru. Chodzi mi raczej o indywidualny rys, osobiste doświadczenie. Ale nie jest dobrze na nim poprzestać, bo emocje szybko się wypalają…
Komisja duszpasterstwa, której Ksiądz Arcybiskup przewodniczy, stwierdziła, że pierwszym celem programu jest ten ewangelizacyjny. Chodzi o to, żeby dotrzeć do tych, którzy utracili łaskę wiary. Zdecydowanie przekracza to możliwości duchownych, stąd zadanie dla świeckich. Można by powiedzieć, że w końcu następuje realizacja postulatów Soboru Watykańskiego II. Na dodatek konkretyzacja wezwania Franciszka do towarzyszenia pogłębionego. Stwierdziliście w programie: „Zanim wypowiemy pierwsze zdanie o Panu Bogu i Jego miłości względem każdego człowieka, musimy przyjąć subtelne zaproszenie do wejścia w świat ewangelizowanej osoby, poznając w ten sposób jej wzloty i upadki, jak również rany, które czekają na uleczenie”. To w Polsce, w Kościele licznym i parafiach liczonych na tysiące, jest w ogóle możliwe? Wejść w „świat osoby”?
Uważam, że jest to możliwe nawet w takich parafiach, które mogłyby być nazwane „masowymi”, choć to okropne słowo. Zależy to oczywiście przede wszystkim od duszpasterzy, którzy liczą swój czas czasem swoich parafian. I mają współpracowników.
No tak, bo stwierdziliście w programie, że to przekracza możliwości duszpasterzy…
Tak, co nie znaczy, że zwalnia ich z obowiązku całkowitego oddania sprawom ludzi, którzy im zostali powierzeni. Fundamentalną strukturą pomocową powinna być oczywiście rada duszpasterska, która wskazuje kierunek, naprowadza, przyprowadza, pomaga zachować ten indywidualny rys podejścia duszpasterza do wiernego. Są jeszcze ruchy i stowarzyszenia, których mamy multum, a których podstawowym zadaniem powinno być przyciąganie innych, zwłaszcza zagubionych, po prostu wprowadzanie tego indywidualnego rysu duszpasterstwa. Uważam, że to jest możliwe do zrobienia. Ci świeccy, którzy prowadzą innych, powinni być oczywiście dobrze uformowani, stąd ważna rola zarówno rady duszpasterskiej, jak i ruchów i stowarzyszeń.
W programie mówicie również, zarówno jako cała Konferencja Episkopatu, jak i w szczególności Komisja Duszpasterstwa, o „prawie i obowiązku używania darów” w Kościele. Ale w przypadku działania „w mocy Bożego Ducha” co jest ważniejsze? Prawo czy obowiązek? Jeden z ostatnich wywiadów na temat roli świeckich w życiu i działalności Kościoła w Polsce trochę mnie załamał, bo wynikało z niego, że świeccy w Polsce nie robią właściwie nic… To słuszne zarzuty? Faktycznie jesteśmy klerykalnym Kościołem?
Trudno mi się z takim stwierdzeniem zgodzić. Bo kluczowe jest to, co rozumiemy pod pojęciem duszpasterstwa. Udzielanie sakramentów? Tylko i wyłącznie? Czy raczej ewangelizowanie w sensie szerokim, czyli propagowanie Dobrej Nowiny we wszelki możliwy sposób. Jeśli widzimy te działania razem, to wiadomo, że jest przestrzeń zarezerwowana jedynie dla duchownych i jest taka, do której włączyć się muszą wszyscy – to jest ten obowiązek skorelowany z prawem. Nie ma wyjątków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).