Umiłowane dziecko Boga

GN 2/2019

publikacja 08.02.2019 06:00

– Potrzebujemy chwil modlitewnego wyciszenia przed Panem Jezusem, ponieważ właśnie w ciszy jesteśmy w stanie usłyszeć zarówno głos Chrystusa, jak i swego serca – mówi arcybiskup Wiktor Skworc, przewodniczący Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski.

Umiłowane dziecko Boga Józef Wolny /Foto Gość

Ks. Adam Pawlaszczyk: Niedziela Chrztu Pańskiego to jakby powtórzenie uroczystości Objawienia. Jezus został przecież przedstawiony przez swojego Ojca: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Wierzymy, że każdy ochrzczony słyszy to samo z ust Ojca: „Jesteś umiłowanym dzieckiem”. Księże Arcybiskupie, czy każdy wierzący ma szansę startować z tego samego punktu?

Arcybiskup Wiktor Skworc: W Kościele każdy powinien mieć szansę doświadczenia tego, że jest umiłowanym dzieckiem Bożym. Ale zaczyna się to już od spotkania z rodzicami przed chrztem świętym. Potem od spotkania z tym konkretnym człowiekiem.

Czyli sugeruje Ksiądz Arcybiskup, że chodzi o doświadczenie, które rozpoczyna się w rodzinie? Najpierw rodzice i rodzice chrzestni, którzy mówią: my wam, wspólnocie Kościoła, to dziecko powierzamy? Aktualny program duszpasterski, zatytułowany „W mocy Bożego Ducha” sugeruje, że tak właśnie jest. Czy zatem działanie w mocy Ducha, które ma przecież swoje źródło w sakramencie chrztu świętego, jest jednocześnie wyzwaniem wobec rodziców i chrzestnych, i czy to dlatego tegoroczny program duszpasterski wielokrotnie przypomina o apostolacie ludzi świeckich?

Chrzest święty jest najpierw sakramentem wiary rodziców i chrzestnych. To oni – dziś już nie z tradycji – przynoszą do kościoła swe małe dziecko i proszą dla niego o łaskę chrztu. Przed udzieleniem tego sakramentu w obecności celebransa i innych wiernych wyznają wiarę, wyrzekają się zła i zobowiązują się publicznie do chrześcijańskiego wychowania swej pociechy. W tym kontekście rodzice są pierwszymi katechetami, a rodzina – domowym Kościołem. Myślę, że doświadczenie religijne w rodzinie jest ogromnie ważne, bo stanowi fundament późniejszego doświadczenia osobistego, ono prowadzi do takiego doświadczenia.

A jeśli ktoś w rodzinie nie ma tego dobrego doświadczenia?

Jest jeszcze rodzina Kościoła. Duch Święty dotyka człowieka bardzo indywidualnie, a że ma moc przemienienia człowieka, to ja zawsze powtarzam: z każdego Szawła może uczynić Pawła.

Z drugiej strony… doświadczenie – dużo się o tym dzisiaj mówi, świat jest nastawiony na przeżywanie emocji. Doświadczenie dotknięcia przez Ducha Świętego jest tylko kwestią emocji czy raczej racjonalnego wyboru – „wybieram, żeby doświadczyć Boga”?

Nie wiem, czy można żyć w tak sterylnym świecie, w którym nie byłoby emocji. Emocjonalność i racjonalność przenikają się w nas wzajemnie. Wydaje mi się, że wewnętrzne przeżycie prowadzi do wyboru. Chodzi mi raczej o indywidualny rys, osobiste doświadczenie. Ale nie jest dobrze na nim poprzestać, bo emocje szybko się wypalają…

Komisja duszpasterstwa, której Ksiądz Arcybiskup przewodniczy, stwierdziła, że pierwszym celem programu jest ten ewangelizacyjny. Chodzi o to, żeby dotrzeć do tych, którzy utracili łaskę wiary. Zdecydowanie przekracza to możliwości duchownych, stąd zadanie dla świeckich. Można by powiedzieć, że w końcu następuje realizacja postulatów Soboru Watykańskiego II. Na dodatek konkretyzacja wezwania Franciszka do towarzyszenia pogłębionego. Stwierdziliście w programie: „Zanim wypowiemy pierwsze zdanie o Panu Bogu i Jego miłości względem każdego człowieka, musimy przyjąć subtelne zaproszenie do wejścia w świat ewangelizowanej osoby, poznając w ten sposób jej wzloty i upadki, jak również rany, które czekają na uleczenie”. To w Polsce, w Kościele licznym i parafiach liczonych na tysiące, jest w ogóle możliwe? Wejść w „świat osoby”?

Uważam, że jest to możliwe nawet w takich parafiach, które mogłyby być nazwane „masowymi”, choć to okropne słowo. Zależy to oczywiście przede wszystkim od duszpasterzy, którzy liczą swój czas czasem swoich parafian. I mają współpracowników.

No tak, bo stwierdziliście w programie, że to przekracza możliwości duszpasterzy…

Tak, co nie znaczy, że zwalnia ich z obowiązku całkowitego oddania sprawom ludzi, którzy im zostali powierzeni. Fundamentalną strukturą pomocową powinna być oczywiście rada duszpasterska, która wskazuje kierunek, naprowadza, przyprowadza, pomaga zachować ten indywidualny rys podejścia duszpasterza do wiernego. Są jeszcze ruchy i stowarzyszenia, których mamy multum, a których podstawowym zadaniem powinno być przyciąganie innych, zwłaszcza zagubionych, po prostu wprowadzanie tego indywidualnego rysu duszpasterstwa. Uważam, że to jest możliwe do zrobienia. Ci świeccy, którzy prowadzą innych, powinni być oczywiście dobrze uformowani, stąd ważna rola zarówno rady duszpasterskiej, jak i ruchów i stowarzyszeń.

W programie mówicie również, zarówno jako cała Konferencja Episkopatu, jak i w szczególności Komisja Duszpasterstwa, o „prawie i obowiązku używania darów” w Kościele. Ale w przypadku działania „w mocy Bożego Ducha” co jest ważniejsze? Prawo czy obowiązek? Jeden z ostatnich wywiadów na temat roli świeckich w życiu i działalności Kościoła w Polsce trochę mnie załamał, bo wynikało z niego, że świeccy w Polsce nie robią właściwie nic… To słuszne zarzuty? Faktycznie jesteśmy klerykalnym Kościołem?

Trudno mi się z takim stwierdzeniem zgodzić. Bo kluczowe jest to, co rozumiemy pod pojęciem duszpasterstwa. Udzielanie sakramentów? Tylko i wyłącznie? Czy raczej ewangelizowanie w sensie szerokim, czyli propagowanie Dobrej Nowiny we wszelki możliwy sposób. Jeśli widzimy te działania razem, to wiadomo, że jest przestrzeń zarezerwowana jedynie dla duchownych i jest taka, do której włączyć się muszą wszyscy – to jest ten obowiązek skorelowany z prawem. Nie ma wyjątków.

Właściwie nawet z tym odniesieniem do sakramentów i ograniczeniem roli świeckich trudno się zgodzić, bo przecież mamy świeckich animatorów, którzy przygotowują młodzież do bierzmowania, mamy takich, którzy towarzyszą narzeczonym przed zawarciem małżeństwa, mamy nadzwyczajnych szafarzy…

Właśnie. A do tego nieustannie powtarza się, że każdy jest wezwany do dawania świadectwa. W przypadku świeckich ma to jeszcze głębszy wymiar, bo dotrą tam, gdzie kapłan nie dotrze. W przestrzeń im właściwą.

Niesakramentalni również? Często żyją bez ślubu kościelnego, ponieważ związani są przeszkodą węzła małżeńskiego, a pragnienie uczestnictwa w życiu Kościoła jest u nich głębokie. Z drugiej strony to trochę w oczach niektórych podejrzane – „żyjesz w grzechu, to siedź cicho”…

To jest temat rzeka, ale nie wolno w ten sposób nawet pomyśleć. Współpraca z łaską Bożą zawsze przynosi owoce. Jeśli człowiek przyjmuje łaskę, to ona zawsze przyniesie owoc. Może to być owoc zaangażowania w Kościele w różnych formach, jest ich przecież tak wiele. Nie chodzi o akcyjność, chodzi o odpowiedź na Boże wezwanie w takiej sytuacji, w jakiej na skutek okoliczności życiowych, często niezależnych ode mnie, się znalazłem… Wszyscy wierzący w tym „działaniu w mocy Ducha” mają prawo i obowiązek uczestniczyć.

Starsi i chorzy również? Można im towarzyszyć, to jasne. Ale czy mają jakąś swoją specyficzną, szczególną rolę? Czyta nas wiele osób starszych, schorowanych, często samotnych…

Oczywiście. Kościół jest komunią. To musi się stawać bardzo konkretne. Włączenie w krwiobieg Kościoła człowieka schorowanego czy starszego również. Taki człowiek ma możliwość ze swojego cierpienia uczynić tworzywo ewangelizacyjne. Patrząc w duchu wiary, a przede wszystkim w duchu samego Chrystusa, Jego aktywność na świecie była bardzo ważna, ale… zbawczy był krzyż.

Powróćmy do programu duszpasterskiego. Dla duchownych może stanowić on pomoc i inspirację. Jakie, zdaniem Księdza Arcybiskupa, jako Przewodniczącego Komisji Duszpasterskiego KEP, są najważniejsze wyzwania duszpasterskie Kościoła w Polsce w 2019 roku?

Ojciec Święty Franciszek w najnowszej adhortacji o powołaniu do świętości w świecie współczesnym zachęca każdego z nas, abyśmy codziennie pytali Ducha Świętego, czego Jezus oczekuje od nas w każdej chwili naszego życia i w każdej decyzji, którą musimy podjąć. Jestem przekonany, że duszpasterzom i osobom zaangażowanym we wspólnotach parafialnych, ruchach i stowarzyszeniach winny być bardzo bliskie intuicje obecnego papieża, wyprowadzane z kolejnych rzymskich synodów: dzieło ewangelizacji i pastoralnego nawrócenia, wsparcie narzeczonych, małżonków i rodzin, pomoc osobom żyjącym na peryferiach ludzkiej egzystencji oraz duszpasterstwo młodych. Moim zdaniem poważnym wezwaniem duszpasterskim jest również zaangażowanie polityczno-społeczne Kościoła, zawsze na fundamencie katolickiej nauki społecznej, a wiec troska o dobro wspólne, pokój i ład społeczny.

A jak w te bieżące wyzwania wpisuje się tegoroczny program duszpasterski Kościoła w Polsce? Jak w ogóle wygląda praca Komisji Duszpasterstwa, która takie wytyczne przygotowuje?

Od dwóch lat Komisja Duszpasterstwa KEP, po konsultacjach z duszpasterzami i wiernymi świeckimi, proponuje zestaw tematycznych zeszytów z materiałami do wykorzystania w planowaniu diecezjalnego programu duszpasterskiego i do codziennej pracy parafialnej. Są to m.in. myśli do coniedzielnych i świątecznych homilii, scenariusze nabożeństw, np. dziękczynnego za sakrament bierzmowania, na Dzień Chorego w parafii czy nowenna przed Zesłaniem Ducha Świętego. Przygotowaliśmy także konspekty tematycznych katechez dla członków parafialnych rad duszpasterskich i rodziców kandydatów do bierzmowania. Inspirujący jest zawsze zeszyt teologiczny. To wszystko ma jeden cel: pomóc. Przede wszystkim duszpasterzom, ale nie tylko.

Rok 2019, podobnie jak rok ubiegły, też ma swoje znamiona historyczne. 40 lat temu Jan Paweł II na placu Zwycięstwa w Warszawie zawołał: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”. To wołanie jest wciąż aktualne? Nasz Kościół i społeczeństwo nadal potrzebują duchowej odnowy?

Oczywiście. Od czasu wypowiedzenia tych słów przez Jana Pawła II minęły dziesięciolecia; nastąpiła wymiana pokoleniowa. Ale wiary i duchowych doświadczeń nie da się przekazać w testamencie jak majątku. Trzeba więc to papieskie wołanie aktualizować, pamiętając przy tym, że nie jest to wezwanie do bierności i bezczynności, że oto Duchu Święty przybędzie i wszystko spektakularnie zorganizuje i za nas posprząta. Ponadto nawrócenie w rozumieniu chrześcijańskim jest drogą, duchowym procesem, dziełem niedokończonym, do którego przyłoży ostatecznie rękę miłosierny Bóg. Rzeczywistość, w której żyjemy, nie jest już wyłącznie biało-czarna. Mieni się wieloma odcieniami szarości. Nazywamy ją pluralistyczną, niejednorodną. Nieraz w konsekwencji jej przyjęcia tracimy punkty odniesienia i moralny azymut. O tym, że potrzebujemy wewnętrznej przemiany, świadczyły przed świętami Bożego Narodzenia kolejki wiernych do konfesjonałów. Obraz ten rodzi we mnie nadzieję!

Aż tak różowo chyba jednak nie jest? Statystyczny wierny ma czasem problem z wyborem tego, co słuszne. Trochę się zapomina… albo trochę za bardzo wpatrzony jest w ziemię, w to, co materialne, po prostu w towar…

Mówi ksiądz o duchowej amnezji i materializmie praktycznym. Nie pamiętamy spotkań z Duchem Świętym w sakramentach chrześcijańskiego wtajemniczenia – od chrztu poczynając, poprzez bierzmowanie, aż do Eucharystii, która jest również spotkaniem z Duchem Świętym. On jest Duchem przemiany, jedności, pokoju i misji. Przede wszystkim przywołuje Jezusa, aktualizuje Jego obecność. Dlatego wskazałbym na Mszę św. jako dostępny dla każdego czas i miejsce spotkania z Duchem Świętym, i tę szczególną formę pobożności, jaką jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Nie mam wątpliwości, że potrzebujemy chwil modlitewnego wyciszenia przed Panem Jezusem, ponieważ właśnie w ciszy jesteśmy w stanie usłyszeć zarówno głos Chrystusa, jak i swego serca. Przypominają mi się słowa papieża Benedykta XVI, który podczas jednaj z audiencji stwierdził, że miarą naszej świętości jest to, jak wiele jest w naszym życiu z Chrystusa, oraz na ile, mocą Ducha Świętego, kształtujemy nasze życie na podobieństwo Jego życia.

Nie wszyscy na co dzień mają czas, by zajść na adorację…

Wszyscy żyjemy w kulturze „nie mam czasu”, dlatego warto przypomnieć krótką formę modlitwy – zwaną aktem strzelistym, wołanie: Veni Sancte Spiritus – przybądź, Duchu Święty! Potwierdzeniem skuteczności tej formy są słowa naszego Zbawiciela: „Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” ( Łk 11,5). A przy okazji: ci, którzy się modlą, stwierdzają, że mają więcej czasu.

A co z młodzieżą, która przystępuje do sakramentu bierzmowania? Młodzi często żywią przekonanie, że jest on co najwyżej niezbędnym warunkiem do zawarciu ślubu. Dlatego są jeszcze w Kościele. Zwykle jednak do czasu. Co zrobić, by po przyjęciu bierzmowania pozostali? Jak ich zatrzymać?

To fakt, że świadomość sakramentalnych skutków wśród wiernych, w tym młodych, jest zróżnicowana. Nie wyprowadzajmy jednak zbyt uogólnionych wniosków – i to wyłącznie o zabarwieniu negatywnym. Prawdziwa religijność bazuje na prawie wyboru. Nam pozostaje nieustanny trud chrześcijańskiej formacji człowieka i świadectwo wiary. Myślę, że dzisiaj nie ma już jednej metody na pracę wychowawczo-duszpasterską z ludźmi młodymi. Są jednak pewne elementy niezmienne: młodzież świetnie wyczuwa, kto ma dla niej czas i jest autentyczny w swym człowieczeństwie i relacji do Chrystusa; wyczuwa, kto wyklucza, a kto przygarnia…

Czyli wracamy do początku – chodzi o to, by usłyszeć: „Tyś jest mój Syn umiłowany”?

Tak. I oby dzięki naszemu wysiłkowi jak najwięcej ludzi miało tę możliwość.

Abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki, przewodniczący Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski.