– Polacy mówili mi, że taki sam los spotkał Warszawę, która podniosła się z gruzów po II wojnie światowej. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że podobnie będzie z Syrią – przyznaje Syryjka Lilian Nazha, która dzięki jezuitom z Bytomia spędziła w Polsce pięć miesięcy.
Szymon Zmarlicki: Wkrótce wyruszasz z powrotem do Syrii. Czujesz raczej radość z powrotu do domu czy smutek, że opuszczasz Polskę?
Lilian Nazha: Aktualnie moje odczucia są bardzo pomieszane, jestem w tym samym momencie szczęśliwa, smutna, podekscytowana – wszystko naraz. Cieszę się, że zobaczę znów moją rodzinę i przyjaciół, kościół, dzieci, którymi się zajmowałam, i wszystko, za czym tęsknię. Równocześnie czuję, że opuszczam mój dom. Nawiązałam tutaj wiele relacji, które są niezbędne dla każdego człowieka. Poznałam mnóstwo ludzi, traktuję ich jak rodzinę i przyjaciół, więc czuję się źle z myślą, że muszę ich opuścić. Żyję jednak nadzieją, że będę miała okazję ponownie spotkać ich wszystkich w przyszłym roku – i to ciągle popycha mnie naprzód.
Orientujesz się, jak obecnie wygląda sytuacja w twoim kraju, w twoim mieście?
Sytuacja w Homs jest teraz całkiem dobra. Myślę, że wygląda podobnie jak pięć miesięcy temu, gdy je opuszczałam, a może nawet lepiej. Czekam, by zobaczyć postęp, jaki dokonał się w tym czasie. Planujemy już, że po powrocie pojedziemy nad morze do innej części Syrii, by nieco odpocząć i spędzić więcej czasu razem. Sprawy idą zatem ku lepszemu.
W jednym z wywiadów udzielonych podczas twojego pobytu w Polsce powiedziałaś, że „Syria jest jak piękna kobieta, która cierpi”. Co miałaś na myśli, czy mogłabyś to wyjaśnić?
Jest tak, ponieważ zawsze wyobrażamy sobie Syrię jako piękną matkę, której dziećmi jesteśmy. Teraz nasza matka jest zraniona i cierpiąca. Kiedy twoja mama jest chora, wciąż stara się robić wszystko, co w jej mocy, by cię chronić, lecz także potrzebuje ciebie, byś wspierał ją w jej słabości.
Opowiedz, proszę, o swoich fotografiach. Są naprawdę niesamowite, jednak wielu spośród naszych czytelników zapewne nie miało okazji zobaczyć wspaniałej wystawy, jaką przygotowałaś.
Zaczęłam fotografować około dwóch lat temu. Na początku robiłam zdjęcia w mojej okolicy, ale później miałam okazję, by uwiecznić też inne miejsca w Syrii. W tamtym czasie, wykonując fotografie, próbowałam po prostu wyrazić siebie. Na zdjęciach da się zauważyć, kiedy jestem szczęśliwa, kiedy przygnębiona, kiedy pełna nadziei czy desperacji. Tym samym wyrażają one to, jak widzę Syrię. Kiedy zrobiłam zdjęcie lalki porzuconej na ziemi, czułam, że syryjskim dzieciom wojna odebrała dzieciństwo. Z kolei kiedy sfotografowałam modlących się w kościele ludzi, czułam radość, że po tych wszystkich okropieństwach, które przeszliśmy, wciąż wierzymy i staramy się przywrócić nasze życie do takiego stanu, w jakim było wcześniej, a nawet lepszego. Na wystawie pełnych emocji fotografii pokazuję zarówno tragiczne oblicze syryjskiej wojny, jak i odradzającą się nową rzeczywistość. Niestety, nie mogę powiedzieć, że to już rzeczywistość powojenna, bo wojna wciąż się nie skończyła, ale jest to Syria po swoim najgorszym czasie.
Spotkałaś się w Polsce z reakcjami osób oglądających Twoją wystawę?
Te reakcje są dla mnie bezcenne, bo wszyscy ci ludzie spontanicznie wyrażali swoje poparcie dla Syryjczyków dotkniętych wojną. Każda z osób, które spotykałam, zapewniała, że modli się za nas i chciałaby pomóc w jakikolwiek możliwy sposób. Pokazałam im mój kraj moimi oczami – oczami świadka i uczestnika wydarzeń. Nie jest to relacja z perspektywy osoby, która – jak dziennikarze – przyjeżdża, robi zdjęcia, pisze artykuł, po czym odjeżdża i na tym kończy się jej udział w tych wydarzeniach.
Spodziewasz się, że teraz będziesz mogła stworzyć nową wystawę, pokazującą Syrię jako piękną kobietę, która – choć po wielu przejściach – już dłużej nie cierpi? Czy wydaje ci się to wciąż niemożliwe?
Z całą pewnością mogę powiedzieć, że to jest możliwe. Większość zdjęć, jakie pokazuję na wystawie, zrobiłam dwa lata temu, niektóre rok temu. Te fotografie przedstawiają naprawdę złe wydarzenia, ale nie jesteś w stanie wyobrazić sobie, jak wielka zmiana może się dokonać w ciągu jednego roku, a co dopiero w trakcie dwóch czy trzech lat. Wierzę i ufam głęboko w to, że cały ten smutek i ogrom zniszczeń, jakie widać na zdjęciach, obróci się w coś nowego, lepszego. Syria się odrodzi! Od początku było we mnie takie przeczucie, choć niezbyt mocne. Ale kiedy spotykałam Polaków, mówili mi, że taki sam los spotkał Warszawę, która podniosła się z gruzów po II wojnie światowej. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że podobnie będzie z Syrią. Jednak to proces, który na pewno będzie trwał bardzo długo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.