– Polacy mówili mi, że taki sam los spotkał Warszawę, która podniosła się z gruzów po II wojnie światowej. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że podobnie będzie z Syrią – przyznaje Syryjka Lilian Nazha, która dzięki jezuitom z Bytomia spędziła w Polsce pięć miesięcy.
W trakcie pięciu miesięcy spędzonych w Polsce odwiedziłaś wiele miejsc – Warszawę, Kraków, kilka miast na Śląsku. Byłaś też w Norwegii…
…i na Węgrzech, w Słowacji i w Czechach!
O, naprawdę? W takim razie dużo podróżowałaś! A które wydarzenia z tego czasu są dla ciebie najważniejsze?
Trudno mi powiedzieć, że coś jest dla mnie mniej lub bardziej ważne. Bo w każdym miejscu, w którym byłam, doświadczałam czegoś innego niż tam, gdzie byłam wcześniej. Wszystko to wygląda jak puzzle, które po złożeniu tworzą kompletny obraz, a ja każdego dnia zbieram kolejne elementy. Kiedy pojechałam na Węgry, by wziąć udział w MAGIS [spotkanie młodzieży z Europy Środkowej związanej z duchowością ignacjańską – przyp. red.], uświadomiłam sobie, że to doświadczenie na całe życie. Znalazłam się w grupie 12 młodych osób z sześciu krajów, mówiących sześcioma językami. Było dla mnie niesamowite, że chociaż byliśmy dwunastką osób z różnych krajów, to zjednoczeni w jednej wierze – byliśmy dla siebie jak rodzina. Również wszystkie aktywności, które podejmowałam w Polsce, są dla mnie tak samo ważne. Mam bardzo dobre doświadczenia z Krakowa, gdzie prezentowałam swoją wystawę na Polach Dialogu. Zresztą Kraków w ogóle stał się częścią mojego serca, to moje ulubione miejsce w Polsce, gdzie poznałam wielu przyjaciół.
W trakcie swojego pobytu spotykałaś ludzi, odwiedzałaś parafie, widziałaś, jak funkcjonuje Kościół w Polsce. Jak zamierzasz wykorzystać te doświadczenia i dzielić się nimi po powrocie do Syrii?
Właśnie wczoraj opowiadałam przez telefon mojej najlepszej przyjaciółce, że po tych wszystkich cudownych doświadczeniach, jakie tutaj przeżyłam, wiele się nauczyłam i różne moje przekonania, które dotąd były słabe, stały się silniejsze. Ja stałam się silniejsza, ubogaciłam swoją osobowość, a Polska jest teraz dla mnie drugim domem. Jedyne, o czym w tej chwili rozmyślam, to to, jak przekazać te doświadczenia w moim kościele w Homs. Z pewnością przygotuję prezentację, by jak najlepiej opisać moje przeżycia. Ale to będzie dopiero początek…
Wcześniej zapytałem cię o doświadczenia. a jakie wspomnienia przywieziesz z Polski?
Nie mam jednego najlepszego wspomnienia. Wszyscy ludzie, których spotkałam – rodziny, u których mieszkałam, poznani przyjaciele i spędzone z nimi chwile – są dla mnie niezwykle ważni. Każde wspomnienie z Polski jest najlepsze; nie mogę powiedzieć, że spotkało mnie tu coś niedobrego. Nawet te momenty, kiedy byłam zmęczona albo tęskniłam za rodziną, są niczym w porównaniu z ogromem miłości, jaką otrzymałam i jaką mogłam dać innym.
Wspomniałaś, że zamierzasz tu wrócić.
Chciałabym móc dokończyć tutaj studia. Oczywiście w Krakowie! Ktoś zapytał mnie, w jaki sposób Polska mogłaby najlepiej pomóc Syrii. Moją pierwszą odpowiedzią był program naukowy dla naszej młodzieży i studentów. Macie znacznie więcej możliwości. Marzę o tym, żeby młodzi Syryjczycy przyjeżdżali do Polski, studiowali, poznawali wielki świat i to, jak wygląda w nim życie, a później dzielili się tymi doświadczeniami w naszym kraju. Wielu z nich to niezwykle zdolne osoby, ale kiedy kraj jest w stanie wojny, nie wszystkie drogi rozwoju są dla mieszkańców otwarte. Wyobraź sobie ludzi, którzy są uciemiężeni wojną, lecz mimo to z wielką determinacją robią wszystko, co w ich mocy, by być jak najbardziej twórczymi, ukończyć edukację i ruszyć w świat. A teraz wyobraź sobie tych samych ludzi w ogromnym kraju, gdzie panuje pokój, gdzie jest przed nimi mnóstwo drzwi, które mogą otworzyć...
O Lilian
Lilian Nazha urodziła się w 1996 roku. Ukończyła anglistykę na Uniwersytecie Al-Baath w Homs. Jest chrześcijanką. Wojna w Syrii rozpoczęła się, gdy miała 15 lat. Wraz z rodziną uciekła z rodzinnego miasta Homs w pobliże granicy z Libanem. Do zrujnowanego domu powróciła po trzech latach, w maju 2014 roku. Przed wojną w jej dzielnicy mieszkało 10 tys. chrześcijan, po oblężeniu pozostały spośród nich zaledwie 23 osoby. Po wyzwoleniu została wolontariuszką i prowadziła w swoim mieście zajęcia edukacyjne dla dzieci – zarówno muzułmańskich, jak i chrześcijańskich. Do Polski przyleciała w maju na zaproszenie jezuitów z Bytomia. Odbywała też m.in. praktyki w biurach organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie w Krakowie i Warszawie, w Instytucie Niewidomych w Laskach oraz odwiedziła wiele śląskich parafii i szkół. Podróżując, pokazuje swoją wystawę pt. „Oblicza Syrii – oblicza wojny”. Fotografie zniszczonego kraju wykonała m.in. w Homs, Aleppo, Palmyrze i Tartus.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.