Uwagi na marginesie dyskusji „Jak formować przyszłych formatorów?” [1]
Oddziaływanie wychowawcze najskuteczniej funkcjonuje w klimacie wzajemnego zaufania, którego nie sposób wytworzyć z dnia na dzień. Warto więc potraktować formację seminaryjną dalekowzrocznie i planować ją tak, aby formator-opiekun roku mógł wraz ze swoimi wychowankami przejść cały cykl formacyjny poprzez kolejne lata pobytu kleryków w seminarium. Częste, doraźne zmiany wychowawców seminaryjnych, podyktowane zazwyczaj brakiem odpowiedniej polityki personalnej w danym Kościele diecezjalnym, sprawiają, że alumni przechodzą „z rąk do rąk” i tracą poczucie ciągłości w procesie formacji. Za każdym razem, gdy następuje zmiana, coraz trudniej jest im otwierać się na nowego opiekuna, gdyż budowanie relacji rozpoczyna się praktycznie od początku.
Wydaje się, że „styl kontynuacji” jest także bardziej mobilizujący i twórczy dla samego opiekuna, choć z pewnością wymaga od niego większego zaangażowania oraz wzięcia na siebie większej odpowiedzialności. Ponadto, przyjęcie proponowanego wzorca mogłoby pozwolić na kontynuowanie skutecznej formacji także po zakończeniu etapu pobytu w seminarium. W perspektywie stałej formacji kapłańskiej rola i zadania opiekuna roku mogłyby zostać przedłużone na okres realizowania posługi kapłańskiej przez jego wychowanków. Kontynuowałby on w ten sposób proces ich formacji na nowym etapie ich życia. Mógłby więc skutecznie towarzyszyć im w okresie życia kapłańskiego, stając się coraz bardziej przyjacielem, powiernikiem, rzeczywistym – a nie tylko z nazwy – „starszym bratem w kapłaństwie”. To z kolei przyczyniłoby się do zachowania jedności między formacją seminaryjną i stałą formacją kapłańską, a tę ostatnią uczyniło czymś więcej niż tylko okresowym dokształcaniem duchowieństwa.
Wydaje się również, że formacja prowadzona we współczesnym polskim seminarium nie owocuje dojrzałością duchową absolwentów seminariów. Wynika to m.in. z faktu, iż klerycy często nie doświadczają w swojej drodze duchowej radykalizmu Ewangelii. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że spotykają się oni z „rozbrojonym chrześcijaństwem”. Potwierdzeniem tego stanu jest wielokrotnie przez nas obserwowana postawa skupiania się na tym, co drugorzędne i zewnętrzne, z równoczesnym pomijaniem tego, co najistotniejsze. Postawa radykalizmu ewangelicznego, obecna w wielu środowiskach kościelnych (np. we wspólnotach neokatechumenalnych) postrzegana jest jako postawa nienormalna i „dziwactwo”. Wynika to z błędnego rozłożenia akcentów, którego Kościół doświadczył także w przeszłości, gdy radykalizm ewangeliczny traktowano jako coś przynależnego tylko wąskiej grupie ludzi (mnichom klauzurowym, pustelnikom itp.).
Współczesny świat żąda od wszystkich chrześcijan, ale w pierwszej kolejności od duchownych, radykalizmu ewangelicznego. Jedynie autentyczne, pełne przyjęcie i zastosowanie wezwań Ewangelii daje życie Kościołowi. Postawy radykalizmu nie da się jednak osiągnąć „na skróty”. Jest ona wynikiem zgody na działanie Boga i stawianie Jego samego na pierwszym miejscu, a co za tym idzie na odchodzenie od egoizmu, pragmatyzmu i źle pojętego indywidualizmu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).