Żeby dotrzeć do gotyckiej warstwy tynku, trzeba było zdjąć ich siedem - mówi ks. Antoni Kulawik, proboszcz i przewodnik po unikatowym kościółku pw. św. Stanisława BM w Bielsku-Białej.
Szukanie pięknaŚciany zakrystii, grube na półtora metra, nie przepuszczają odgłosów z zewnątrz, ani sygnału telefonu komórkowego. Stąd do kościoła prowadzą ciężkie XVII-wieczne drzwi z kilkoma zasuwami. A w prezbiterium same cuda. Najbardziej przyciąga oczy złoto z lipowego tryptyku, namalowanego prawdopodobnie przez malarza nazywanego Mistrzem Rodziny Maryi – XVI-wiecznego krakowskiego specjalisty od świętych rozmów i scen zaśnięcia Maryi. – Kiedy ołtarz jest zamknięty, to jakby był w ubraniu powszednim, kiedy otwarty – w odświętnym – pokazuje, sterując pilotem proboszcz Kulawik.
Boczne drzwi pamiętają rok 1637W centrum malarz wyeksponował rozmowę Maryi, trzymającej Dzieciątko, ze świętymi biskupami Stanisławem i Mikołajem. Na bocznych skrzydłach widać sceny z życia i śmierci bp. Stanisława ze Szczepanowa. Kiedy po pięciu latach renowacji proboszcz ukląkł przed otwartym tryptykiem, nie mógł oderwać wzroku od twarzy gotyckiej Madonny. – Wydała mi się tak piękna i świeża, jakby z niej zdjęto zasłonę nałożoną przez lata – mówi. – Wtedy przyszła do mnie modlitwa: „Pomnij, o Najświętsza Maryjo Panno, jeszcze nie słyszano, żeby ktokolwiek o modlitwę do Ciebie prosząc…”.
Specjalista Edward Rduch opracował mechanizm otwierania i zamykania tryptyku. A Andrzej Kucybała, dyrektor Szkoły Muzycznej w Bielsku, wyszukał dwie anonimowe piętnastowieczne pieśni towarzyszące mu. – Posłuchajcie, jak w tej drugiej słychać dźwięk hejnału mariackiego – zwraca uwagę proboszcz. Kiedy przy dźwiękach muzyki otwierają się skrzydła tryptyku, czujemy się, jakbyśmy w tym beskidzkim niedużym kościółku wstępowali w ogromny, niepoznawalny świat „drugiej przestrzeni”. – Odwiedzający świątynię zawsze wtedy milkną – mówi proboszcz Kulawik. – Ludzie szukają piękna.
Barokowy fresk z Ostatnią WieczerząEkspres przez epokiWokół prezbiterium łaciński napis, który w tłumaczeniu na polski znaczy: „Dom mój jest domem modlitwy. Kto szuka, znajduje. Kto prosi, otrzymuje. A temu, kto puka – otworzą”. – To nie muzeum, ale dom Boży – mówi przewodnik i miejscowy grabarz Grzegorz Jadacki. – Nasze polichromie uszkadzają wpadający tu wiatr, kurz, ludzie. Nieraz konserwatorzy musieli je ratować specjalnymi zastrzykami. Ale też dlatego, że w kościele trwa życie parafialne, jego wnętrze żyje.