Do ósmej skóry tynku

Barbara Gruszka-Zych, zdjęcia Henryk Przondziono

publikacja 25.01.2010 16:43

Żeby dotrzeć do gotyckiej warstwy tynku, trzeba było zdjąć ich siedem - mówi ks. Antoni Kulawik, proboszcz i przewodnik po unikatowym kościółku pw. św. Stanisława BM w Bielsku-Białej.

Kiedy tu przyszedł w 1987 r., zobaczył, że oprócz 5 tys. wiernych dostał pod swoją opiekę prawdziwy skarb architektoniczno-malarski. W prezbiterium o powierzchni około 30 metrów kwadratowych ołtarz ucznia Wita Stwosza z około 1500 r., a na ścianach freski gotyckie, barokowe i renesansowe.



Otwarty ołtarz. Scena środkowa: Matka Boża ze świętymi biskupami Mikołajem i Stanisławem ze Szczepanowa. Predella: Jezus wśród apostołów. Lewe skrzydło: Kupno wsi. Sąd królewski. Prawe skrzydło: Wskrzeszenie Piotrowina i zabójstwo biskupa Stanisława


Najstarsza zachowana data „1135” – utrwalona w prezbiterium – prawdopodobnie oznacza rok wybudowania stojącego tu wcześniej drewnianego kościoła ufundowanego przez palatyna Bolesława Krzywoustego – Piotra Włostowica. Niestety, wszystko, co pozostało po murowanej świątyni, wzniesionej w 1380 przez księcia Przemysława I Noszaka – jednego z najwybitniejszych władców Śląska Cieszyńskiego – było mocno zniszczone.

Przy współpracy z ASP w Krakowie i pod nadzorem konserwatora zabytków Jarosława Szpakowicza rozpoczął renowację świątyni. Kiedy odkryto niezbyt wyraźne, niemożliwe do dokładnego zrekonstruowania freski na ścianie tęczowej, dawnej zewnętrznej świątyni, dzielącej prezbiterium od nawy, parafianie pytali, kiedy skończą się prace.



Proboszcz Antoni Kulawik od 22 lat odkrywa pierwotne piękno świątyni


– Już się nie skończą – odpowiadał. – Tu nic nie można upiększyć. Trzeba tylko powoli przywracać pierwotne piękno. To nie jakaś lalka Barbie, ale stare, zniszczone zdjęcie matki, które przez lata nosiłeś w kieszeni.

Powtarza, że świątynia jest znakiem wiary i patriotyzmu dawnych pokoleń. Na ścianach i ołtarzu widać postacie świętych związanych z patronem i bohaterem ołtarzowych i zachowanych na freskach opowieści – św. Stanisławem ze Szczepanowa, na sklepieniu – piastowskiego orła.



Sklepienie pokrywa barwna, barokowa polichromia


Dlatego rozesłał do szkół Bielska-Białej i okolic listy zapraszające do zwiedzania świątyni. Bo to najlepsza lekcja historii. Zresztą to też stały punkt w rozkładzie zajęć uczących się na przewodników wycieczek i konserwatorów zabytków.

Piegi na kościele
Kościół św. Stanisława BM, a nieopodal grodzisko i kościół ewangelicki to najstarsza część Starego Bielska, dziś należącego do Bielska-Białej. W odróżnieniu od tych z centrum tutejsi mówią o sobie, że mieszkają „tu, za lasem”. Spod śniegu widać kamienny średniowieczny mur otaczający kościół i położony przy nim cmentarz.



XVII-wieczny zamek drzwiowy


– Kiedy go rekonstruowano, trzeba było oznakować każdy kamień, żeby wrócił na to samo miejsce – mówi proboszcz Kulawik. – Gdybym zaczął wyjaśniać, że za restaurację siedemnastowiecznych drzwi wyciągniętych z piwnicy trzeba zapłacić pięć razy więcej niż za nowe, nikt by tego nie poparł. Dopiero widząc końcowy efekt, wszyscy się zachwycają, jakie to niezwykłe wzory i wykonanie.

Tym wyrzuconym wcześniej do lamusa fragmentom starej świątyni przez 22 lata przywraca świetność i nowe życie. Na przykład oryginalne gotyckie tabernakulum, przypominające klatkę zrobioną z czarnych krat, dziś zdobi boczną ścianę za ołtarzem.



Piastowski orzeł na zworniku sklepienia


A znaleziona na strychu lampa idealnie pasuje do oświetlenia nad stołem Pańskim. Zewnętrzne ściany kościoła znaczone są „piegami” zdjętego tynku. – Tynk cementowy to największy szkodnik, uniemożliwia oddychanie dawnym gotyckim murom, próbujemy go zedrzeć i odkryć pierwszą warstwę – wyjaśnia proboszcz.

Bo dzisiejszy kościół składa się z warstw dodawanych przez gospodarujących w nim przez wieki. W XVI w., kiedy religia protestancka została uznana za oficjalne wyznanie Śląska Cieszyńskiego, został przekazany ewangelikom, którzy zajmowali go niespełna sto lat.



Gotycki fresk – Złożenie Jezusa do grobu


– Chcieli go nawet wykupić, bo we wsi było tylko 10 katolików, ale mądry wójt nie dopuścił do tego – opowiada ks. Kulawik. Po II wojnie mieszkający tu Niemcy musieli opuścić ziemie, a zajęli je repatrianci spod Złotowa i Stanisławowa na Ukrainie, którzy przyjechali ze swoim duszpasterzem – ks. Bronisławem Jakubowskim. Dopiero od 1954 r. świątynia przestała być filialną, a została parafialną. Szukanie piękna
Ściany zakrystii, grube na półtora metra, nie przepuszczają odgłosów z zewnątrz, ani sygnału telefonu komórkowego. Stąd do kościoła prowadzą ciężkie XVII-wieczne drzwi z kilkoma zasuwami. A w prezbiterium same cuda. Najbardziej przyciąga oczy złoto z lipowego tryptyku, namalowanego prawdopodobnie przez malarza nazywanego Mistrzem Rodziny Maryi – XVI-wiecznego krakowskiego specjalisty od świętych rozmów i scen zaśnięcia Maryi. – Kiedy ołtarz jest zamknięty, to jakby był w ubraniu powszednim, kiedy otwarty – w odświętnym – pokazuje, sterując pilotem proboszcz Kulawik.



Boczne drzwi pamiętają rok 1637


W centrum malarz wyeksponował rozmowę Maryi, trzymającej Dzieciątko, ze świętymi biskupami Stanisławem i Mikołajem. Na bocznych skrzydłach widać sceny z życia i śmierci bp. Stanisława ze Szczepanowa. Kiedy po pięciu latach renowacji proboszcz ukląkł przed otwartym tryptykiem, nie mógł oderwać wzroku od twarzy gotyckiej Madonny. – Wydała mi się tak piękna i świeża, jakby z niej zdjęto zasłonę nałożoną przez lata – mówi. – Wtedy przyszła do mnie modlitwa: „Pomnij, o Najświętsza Maryjo Panno, jeszcze nie słyszano, żeby ktokolwiek o modlitwę do Ciebie prosząc…”.

Specjalista Edward Rduch opracował mechanizm otwierania i zamykania tryptyku. A Andrzej Kucybała, dyrektor Szkoły Muzycznej w Bielsku, wyszukał dwie anonimowe piętnastowieczne pieśni towarzyszące mu. – Posłuchajcie, jak w tej drugiej słychać dźwięk hejnału mariackiego – zwraca uwagę proboszcz. Kiedy przy dźwiękach muzyki otwierają się skrzydła tryptyku, czujemy się, jakbyśmy w tym beskidzkim niedużym kościółku wstępowali w ogromny, niepoznawalny świat „drugiej przestrzeni”. – Odwiedzający świątynię zawsze wtedy milkną – mówi proboszcz Kulawik. – Ludzie szukają piękna.



Barokowy fresk z Ostatnią Wieczerzą


Ekspres przez epoki
Wokół prezbiterium łaciński napis, który w tłumaczeniu na polski znaczy: „Dom mój jest domem modlitwy. Kto szuka, znajduje. Kto prosi, otrzymuje. A temu, kto puka – otworzą”. – To nie muzeum, ale dom Boży – mówi przewodnik i miejscowy grabarz Grzegorz Jadacki. – Nasze polichromie uszkadzają wpadający tu wiatr, kurz, ludzie. Nieraz konserwatorzy musieli je ratować specjalnymi zastrzykami. Ale też dlatego, że w kościele trwa życie parafialne, jego wnętrze żyje.

Nierówny, nakładany warstwami tynk sprawia wrażenie płótna narzuconego na ściany. Wydaje się, jakby na nim namalowano najwcześniejsze gotyckie freski. Brązową farbą zaznaczono jedynie zarysy Ukrzyżowanego, łotrów, Maryi i Jana. Tylko tajemnicze cienie sadzy czy mroku odkładają się na torsie Umęczonego i twarzach skazanych. Czerń rzuca się w oczy patrzących na scenę złożenia do grobu. Czarne są nawet aureole nad kredową głową Jezusa i świętych. W XVII w. te polichromie zastąpiono barokowo-ludowymi, a gotyckie sklepienia pokryto kasetonową dekoracją.



Rewers bielskiego ołtarza


– Dziś odkryte pierwotne i te późniejsze nie kłócą się ze sobą – tłumaczy Grzegorz Jadacki. Za to za jednym razem można poznać style kilku epok. To jakby ekspresowa podróż przez wieki. Ten bezcenny zabytek stale jest monitorowany i już nieraz przyjeżdżała straż zmobilizowana uruchomionym przez przypadek alarmem. Proboszcz Antoni Kulawik urodził się w Chorzowie, z którym jest związany poprzez historię swego ojca Jana – powstańca śląskiego. Ale bez Starego Bielska nie umiałby już żyć. I bez tego kościółka, gdzie z ołtarza patrzy na niego najpiękniejsza Madonna świata.