Pochodzący z Werówki ks. Paweł Goliński od jedenastu lat pracuje na Białorusi. Jest proboszczem w Trokielach.
Duża grupa pielgrzymów przybywa do sanktuarium na święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, w pierwszy piątek po 2 lipca. Pielgrzymki piesze przychodzą tu od 1995 roku. Jest wtedy nocne czuwanie, a w sobotę Msza św. Około 5 tysięcy ludzi modli się całą noc. Na pasterce i procesji ze świecami jest 7–8 tysięcy osób, a na głównej Mszy św. nawet 15 tysięcy.
Pierwszy kościół w Trokielach spłonął w czasie potopu szwedzkiego. Obraz cudownie ocalał z pożaru. Legenda głosi, że odnalazł go w popiele niewidomy człowiek. Po odnalezieniu odzyskał wzrok. Wybudowano drewniany kościół i tam przeniesiono obraz. Ostatni proboszcz Michał Szałkiewicz po wojnie został przez NKWD skazany na 10 lat Syberii. Wrócił w 1956 roku do parafii. Jednak po roku musiał wyjechać do Polski. Parafia od 1957 roku została bez kapłana. Z początku z ludźmi modlił się tam organista, a na początku lat 60. kościół został zamknięty. Miał być zniszczony przez wojsko, ale parafianie nie pozwolili na to i do lat 80. pilnowano go dzień i noc. Mimo że kościół był zamknięty, przez te wszystkie lata był tu obecny Najświętszy Sakrament. Władza kościelna wyznaczyła Michała Tragisa, człowieka świeckiego, do tego, aby co jakiś czas wymieniał Najświętszy Sakrament. Brał puszkę pod sweter i jechał do parafii, gdzie był ksiądz. Dla ludzi było bardzo ważne, że mimo trudnych czasów, prześladowań, Chrystus jest obecny z nimi.
Michał Tragis jadąc z Lipniszek z Najświętszym Sakramentem zasłabł na przystanku autobusowym, dostał wylewu. Ludzie wiedzieli, kim on jest, i Najświętszy Sakrament został przewieziony do kościoła, a on do szpitala. Niestety zmarł. – Przez te wszystkie lata kościół był zamknięty, nie wolno było się modlić, ale ludzie po cichu wchodzili tam, modlili się przed obrazem Matki Najświętszej. W 1978 roku zorganizowano strajk w parafii. Ludzie nie poszli do kołchozu przez trzy dni, domagając się od władz państwowych, aby oddali klucze do świątyni. I rzeczywiście, władze ugięły się pod tymi prośbami. Kościół został oddany. Co jakiś czas dojeżdżali księża z Polski, a potem miejscowi kapłani, którzy byli wyświęceni w podziemiu. W 1996 roku mianowano pierwszego proboszcza, a ja przyszedłem po nim – mówi ks. Paweł.
Dziś do parafii należy 1800 osób. Czują się Polakami. Babcie uczą wnuki modlitwy po polsku. Msze św. celebrowane są w języku polskim. – Ludzie nie wyobrażają sobie, by je odprawiać w innym języku. Musi być po polsku, bo oni za to cierpieli, oni bronili tego wszystkiego. – mówi ks. Paweł i dodaje: – Jak spowiadają się dzieci, to początek: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” mówią po polsku, ale grzechy wyznają już po rosyjsku albo białorusku. W parafii są też wioski, gdzie już nikt nie mieszka. Domy bardzo szybko ulegają zniszczeniu. – To bardzo smutny i przygnębiający widok. Mówię, że każdy pogrzeb w parafii to śmierć kawałka Polski tam na kresach – podkreśla ks. Paweł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.