Fragment książki "Historia życia zakonnego" autorstwa Franza Metzgera i Karin Feuerstein-Praßer. Wydawnictwo: Jedność.
Reguła Columbana była zbyt surowa, aby stać się ogólnie przyjętą wytyczną dla kontynentalnego życia zakonnego. Dlatego pod wpływem reguły benedyktyńskiej z czasem nieco złagodniała i wreszcie została całkowicie zepchnięta w cień przez tę, która okazała się „złotym środkiem” pomiędzy ponadludzkim ascetyzmem irlandzkich mnichów a chaotyczną różnorodnością samorodnych reguł, które w tym czasie były popularne we Francji. Choć bowiem Benedykt zalecał swoim mnichom „stabilitas loci”, to oni jednak już wkrótce po jego śmierci opuścili Monte Cassino, aby drogą okrężną, przez położoną przed Irlandią wielką wyspę Brytanię, wywrzeć szczególnie duży wpływ na kulturę Zachodu…
Uczyć się, by nauczać
W roku 589 Monte Cassino zostało splądrowane i niemal doszczętnie zburzone przez Longobardów. Mnichom udało się w porę uciec, udali się zatem do Rzymu, gdzie w papieżu Grzegorzu Wielkim (590-604) znaleźli szczerego wielbiciela Benedykta z Nursji i jego reguły zakonnej. Papież ten obarczył mnichów jeszcze jednym zadaniem, którego nie przewidziano w „Consuetudines”: zadaniem działalności misyjnej, i to w kraju Anglosasów! Na głównej wyspie Brytanii pierwsze ślady chrześcijaństwa zniknęły wraz z upadkiem władzy Rzymu, po czym większość kraju w V wieku została zdobyta przez germańskie plemiona Anglów, Saksończyków oraz Jutów.
Nawracanie nowych Anglików odbyło się zatem z osobistej inicjatywy Grzegorza, który w roku 596 wysłał przez Kanał 40 benedyktynów. Jednak do tej misji nie wydawały mu się konieczne ani szczególne wykształcenie, ani uczoność, myślał zatem zupełnie tak samo jak podziwiany przez niego Benedykt. W końcu, jak sądził papież, Duch Święty nie jest przecież podporządkowany regułom gramatycznym. Jednak benedyktyni, którzy opuścili chroniące ich mury klasztoru i od tej pory mieli głosić Słowo Boże na obczyźnie, doświadczyli czegoś zupełnie innego: jeżeli mieli nauczać chrześcijan, musieli najpierw sami zabrać się do nauki!
Według zwyczaju rzymskiego działalność misyjna i duszpasterska wymagała wykształcenia kapłańskiego, łacińskiego, w końcu łacina była językiem liturgii oraz Biblii. Plemiona Anglów i Saksończyków były wprawdzie ludami zbójeckimi, ale cechowała je też otwartość na nowości, inteligencja i żądza wiedzy, a poza tym wiara chrześcijańska nie była im całkowicie obca. Tak więc „benedyktyni misjonarze” urządzali w swoich klasztorach skryptoria, kopiowali rękopisy i kształcili się we wszelkich dziedzinach sztuki i nauki, jeżeli były one konieczne dla służby Kościołowi oraz dla liturgii, a więc w kaligrafii, muzyce, malarstwie i w chronologii, czyli znajomości kalendarza.
Wyposażeni w taki oręż benedyktyni z Włoch byli znacznie lepiej przygotowani do wypełnienia swojego zadania. Gdy chodzi o postępowanie w trakcie działalności misyjnej, Grzegorz rozsądnie nalegał, by głoszenie nauki chrześcijańskiej odbywało się z zachowaniem ostrożności oraz możliwie stosownie do krajowych obyczajów oraz zwyczajów ludowych. Jednocześnie jednak należało zwracać uwagę na to, by stale zachowany był bliski kontakt z Rzymem. Przez to misyjna działalność wśród Anglosasów odróżniała się wyraźnie od metod, jakie irlandzcy mnisi stosowali wśród Germanów na kontynencie, i z pewnością dlatego odniosła taki sukces.
Już wkrótce doszło do powstania grupy młodych miejscowych mnichów, którzy z zapałem wspierali szerzenie chrześcijaństwa w bliskim związku z Rzymem. Jej przywódcami byli Wilfried (634-709) oraz Benedykt Biscop (628-690), którzy założyli klasztory w Ripon, Hexham, Wearmouth i Jarrow jako ośrodki kultury łacińskiej.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.