Fragment książki "Historia życia zakonnego" autorstwa Franza Metzgera i Karin Feuerstein-Praßer. Wydawnictwo: Jedność.
Przyczyną tego był między innymi fakt, że miejscowi duchowni w bardzo ograniczonym stopniu mogli troszczyć się o zbawienie dusz ludzkich. Prawie nikt z nich nie potrafił czytać łacińskiej Biblii – jeżeli w ogóle potrafił czytać – a nawet nie uwewnętrzniali wartości chrześcijańskich, bo przecież niższy kler rekrutował się również z wojaków, bawidamków i pijaków… Dlatego musieli przybyć dużo twardsi i nieugięci rycerze Chrystusa, aby w tej sytuacji odważnie podnieść głos i przemówić ludziom do sumienia!
Wydaje się, że Columban był odpowiednim człowiekiem do tego celu: surowy asceta i gwałtowny głosiciel pokuty, który z impetem starotestamentowego proroka oddziaływał na swoich słuchaczy. Wyruszył z Bretanii, następnie działał przez dwa lata w Burgundii, gdzie wówczas w zupełnie jeszcze niezbadanych lasach Wogezów założył trzy klasztory jako ośrodki swojej misji: Annegray, Fontaines i Luxeuil, wszystkie położone w odległych wąwozach. Sam Columban obrał za swoją siedzibę klasztor Luxeuil, na którego czele stanął i dla którego stworzył regułę, która wprawdzie opierała się na przykładzie Benedykta z Nursji, jednak została sformułowana dużo ostrzej: „Musicie przez cały czas pościć, cały czas modlić się, cały czas czytać!” I na tym jeszcze nie koniec: „Mnich musi, udając się na spoczynek, być tak zmęczony, by zasypiał już w drodze do łoża!”.
W praktyce wyglądało to tak, że dzwon co trzy godziny – w dzień i w nocy – wydzwaniał ku chwale Boga. Pomijając nawet te nieliczne godziny snu, cały czas pomiędzy modlitwami wypełniony był czytaniami z Ewangelii oraz ciężką fizyczną pracą w samowystarczalnym gospodarstwie klasztornym. Do wspólnego posiłku dzwon wzywał tylko raz dziennie i to dopiero wieczorem. Odżywiano się głównie wodą, chlebem i jarzynami; każde spożycie mięsa było tak samo pogardzane jak picie wina, na które choć z umiarem Benedykt przecież zezwalał swoim mnichom. (Jednak Benedykt pochodził z Włoch, krainy wina, gdzie sfermentowany sok z winorośli był najzwyklejszym napojem). Również kary za wykroczenie przeciw regule Columbana były dużo surowsze: zwykle polegały na uderzeniach pejczem, na przykład sześć uderzeń dla mnicha, który kaszlał podczas śpiewu lub uśmiechał się podczas Mszy św. A kto dał się przyłapać na poufałej rozmowie z istotą płci żeńskiej, ten poczuł pejcz od razu dwustukrotnie!
Mimo tej, jak nam się dziś wydaje, nieludzkiej wręcz surowości życia klasztornego, przybywali do Columbana wciąż nowi nowicjusze. Najwięcej kandydatów pochodziło z bogatych i dystyngowanych rodzin. Nawet jeżeli zawzięta surowość Columbana nie mogła przyjąć się na dobre w krajach Zachodu, Irlandczykowi w ciągu dwóch lat działalności udało się przekonać swoją wiarą wielu ludzi, również i przede wszystkim z frankońskiej klasy wyższej. Zachęceni przez Columbana i jego uczniów wielcy panowie frankońscy założyli w ciągu VII wieku ponad 50 klasztorów, a niekiedy nawet sami przywdziewali mnisi habit. W Ardenach powstały w ten sposób Stablo i Malmedy, w Lotaryngii Remiremont, Montiérender w Szampanii, Corbie i Péronne w Pikardii i wreszcie Saint-Denis pod Paryżem, żeby wymienić chociaż kilka z nich.
Ogólnie rzecz biorąc, był to niezwykły sukces, a Irlandczyk mógł być bardziej niż zadowolony z siebie i swej działalności. Jednak Columbanowi, który przez całe życie nigdy nie bał się otworzyć ust, kiedy coś nie było po jego myśli, a nawet odważył się przeciwstawić papieżowi, nie dany był spokojny schyłek życia. Po tym jak poróżnił się z królem Teoderykiem z Burgundii (596-613), zarzucając mu – nie bez racji – wielożeństwo, władca chciał bezzwłocznie odesłać niewygodnego krytyka do jego ojczyzny. Columban uprzedził jednak haniebne wydalenie, opuszczając nocą we mgle opactwo Luxeuil i nadkładając wielokrotnie drogi przedarł się aż do Włoch. Tam w roku 613, w północnych Apeninach, założył klasztor Bobbio, w którym zmarł dwa lata później.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).