– W liceum zacząłem poważnie zastanawiać się, co ze sobą zrobić po maturze. W czasie modlitwy przychodziły myśli: „Zostań księdzem”. Panie Boże, poważnie? – opowiadał dk. Marcin Fikus.
Podczas czuwania pt. „Prowadź mnie”, które 4 maja odbyło się w opolskim klasztorze sióstr szkolnych de Notre Dame, diakoni dzielili się tym, jak wyglądała ich droga do seminarium.
Nie bądź głupi
Diakon Marcin Fikus z parafii św. Józefa w Opolu-Wrzoskach opowiadał nie tylko o pojawiających się myślach: „zostań księdzem”. – Podczas Mszy św., kiedy w modlitwie wiernych pojawiły się prośby o powołania kapłańskie i zakonne, czułem niepokój w sercu – opowiadał. – A kiedy byłem w III klasie liceum, to po liturgii w Wielki Piątek, na rozpoczęcie której księża padają na twarz przed ołtarzem, wieczorem, gdy szedłem spać, uklęknąłem do modlitwy, co wtedy często mi się nie zdarzało. Złapał mnie wtedy taki skurcz w nogach, że też musiałem upaść na twarz. Zdarzyło mi się to tylko raz w życiu – mówił. – Kiedy zyskałem pewność, czego Pan Bóg ode mnie chce, nie miałem jeszcze pewności, że ja tego chcę. Więc zrobiłem coś takiego, jak Jonasz. On przez trzy dni przebywał we wnętrzu ryby, a ja przez trzy lata studiowałem budownictwo – porównał.
– Mówiłem Panu Bogu, że jeszcze nie mogę być księdzem, że jeszcze nad sobą popracuję. Zamiast powiedzieć Panu Bogu, żeby wszedł do mojego życia i zrobił ze mną to, co trzeba – mówił. Nawet gdy podjął decyzję, że idzie do seminarium, chciał najpierw pojechać na rok do Holandii, do pracy. Ale wtedy usłyszał od mamy: „Nie bądź głupi, idź teraz”. I poszedł.
Którą miłość wybrać?
– Sam tak do końca nie wiem, jak to się stało, że jestem w miejscu, w którym jestem. Powołanie jest dla mnie tajemnicą i spróbuję wam trochę o tej tajemnicy opowiedzieć – mówił dk. Tomasz Kornek z parafii Ducha Świętego w Opolu-Winowie. Dzielił się tym, że pochodzi z tradycyjnej, śląskiej, wierzącej rodziny, że po I Komunii Świętej spełniło się jego największe marzenie – został ministrantem. Trudny okres zaczął się w gimnazjum. – Uważałem, że wszystko wiem najlepiej, nie słuchałem rodziców, pogubiłem się i oddaliłem od Kościoła. Chodziłem tylko na wyznaczone służby ministranckie – opowiadał. Zmiany przyszły wraz z... zakochaniem pod koniec I klasy technikum. – Poznałem dziewczynę, która była i jest bardzo wierząca, dobrze się uczyła i wiedziałem, że jeżeli chcę z nią być, to muszę się radykalnie zmienić. I tak się stało. A im dłużej byliśmy razem, im bardziej mi na niej zależało, tym mocniej ciągnęło mnie do ołtarza – mówił, podkreślając, że czuł napięcie: którą miłość wybrać? – Gdy byłem w III i IV klasie szkoły średniej, Pan Bóg bardzo delikatnie pokazywał mi, że chce mnie mieć w seminarium. Kiedy po maturze wyszedłem z modlitwy w kościele Świętych Apostołów Piotra i Pawła, jakiś chłopiec spytał mnie: „Czy będzie pan księdzem?”. Odpowiedziałem, że tak – i poszedłem dalej. Nie rozumiałem, co powiedziałem. Dzisiaj wiem, że to „tak”, które powiedziałem, nie było moje – opowiadał.
Daj się poprowadzić
Z perspektywy 30-letniego życia zakonnego o powołaniu mówiła też s. Estera, która od 12 lat jest misjonarką w Ghanie. – Żeby rozpocząć dialog z Bogiem, ze Stwórcą nie trzeba mieć przed oczyma Jego teologicznie sprecyzowanego wizerunku. Gdyby tak było, nikt z nas nigdy nie otworzyłby ust. Poznawanie Boga odbywa się poprzez dialog – dzieliła się pierwszym wnioskiem i obrazowała go młodzieży opowieścią o spotkaniu z 2-letnią bratanicą. – Podobnie jak we wszelkich relacjach osobowych, również i w relacji z Bogiem nie będę mogła powierzyć Mu siebie, dopóki nie powiem, kim jestem, jaka naprawdę jestem – tłumaczyła.
– Jestem przekonana, że akceptacja ludzkiej kondycji zależy głównie od tego, czy wiem, że Bóg akceptuje mnie takim, jaki jestem. Czuję, że jestem tyle wart, na ile ocenia mnie Stwórca. Wszystko inne to gra pozorów. O ile rozmawianie z Panem nie jest czymś łatwym, to przekonałam się, że usłyszeć Jego głos w modlitwie jest jeszcze trudniej – podkreślała s. Estera. I przekonywała, że jest do tego potrzebna wrażliwość, a także umiejętność uważnego słuchania. I przede wszystkim to, by przysiąść w promieniującej obecności Boga, który sam wyjaśni nam, kim jest, kim my jesteśmy i do czego jesteśmy powołani.
Świadectwa były częścią czuwania „Prowadź mnie” w intencji powołanych i o powołania. – Mamy Rok Ducha Świętego i słowa: „Prowadź mnie” to dla nas wezwanie, abyśmy pozwolili Duchowi Świętemu nas prowadzić. Jakiekolwiek mamy powołanie – czy już je odkryliśmy, czy jeszcze szukamy – pozwólmy się poprowadzić, żebyśmy byli naprawdę dobrymi ludźmi i żebyśmy dobrze swoje powołanie zrealizowali – mówi s. Weronika Bednarz. Spotkanie rozpoczęła konferencja ks. Mateusza Buczmy, a zakończyła Msza św.
– Punktem kulminacyjnym była modlitwa wstawiennicza, podczas której „omadlamy” każdego z diakonów diecezji opolskiej i gliwickiej, którzy 19 maja przyjmą święcenia kapłańskie. Potrzeba nam dobrych kapłanów i dobrych sióstr zakonnych – podkreśla s. Weronika.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.