Gdy się modliła, zupełnie traciła rachubę czasu. Miała też niezwykły dar przyciągania do siebie ludzi, którym pomagała, jak tylko umiała. I robi to nadal.
Świadectwa otrzymanych łask, jak również pielgrzymki odbywane do grobu Helenki gromadzą i dokumentują kapłani pracujący w jej rodzinnej parafii. Poważnie myśli się tam bowiem o procesie beatyfikacyjnym Heleny Kmieć, który może się rozpocząć się za 4 lata. – Tę sprawę zostawiamy jednak w rękach Boga, dlatego tonujemy nastroje i sztucznie nie podsycamy kultu ani pamięci. Czekamy i modlimy się, a raz w miesiącu mamy adorację Najświętszego Sakramentu, podczas której rozmawiamy z Bogiem o Helence – mówi ks. Janusz Grodecki, wikariusz w parafii św. Barbary w Libiążu.
O tym, że niczego nie wolno przyspieszać ani Panu Bogu narzucać, przypomina również biskup senior archidiecezji krakowskiej Jan Zając, prywatnie brat dziadka wolontariuszki Wolontariatu Misyjnego „Salvator”, zamordowanej 24 stycznia 2017 r. na misji w Cochabamba w Boliwii. Nie kryje jednak, że wiele faktów wskazuje, iż prośby kierowane do Boga poprzez wstawiennictwo Helenki spełniają się. – W ten sposób wynagradzane jest więc jej piękne życie i całkowite oddanie się Bogu, aż do gotowości złożenia Mu w ofierze swojego życia – tłumaczy.
Z bąblami na palcach rąk
Rozmowa z Panem Bogiem była czymś, co Helenka bardzo lubiła, a więź, jaką budowała z Nim od najmłodszych lat, była niezwykła. Zapatrzona i zasłuchana w Niego starała się każdą decyzję podejmować tak, aby spełniać Bożą wolę i niczego nie robić po swojemu. – Gdy się modliła, zupełnie traciła rachubę czasu, a minut ani godzin poświęconych Bogu nie liczyła – wspomina ks. Paweł Król, również wikariusz w libiąskiej parafii św. Barbary.
Gdy we wrześniu 2008 r. zaczął tu pracę, nie od razu poznał Helenkę, bo akurat nie było jej w Polsce – kształciła się w Wielkiej Brytanii. Często natomiast słyszał od młodzieży: „Szkoda, że Helenki nie ma, zaśpiewałaby...”. W końcu, mocno zaintrygowany, zaczął szukać informacji na jej temat w internecie. Znalazł fotobloga Helenki, a czytając wpisy, które publikowała, coraz bardziej odkrywał, jak niezwykłą była dziewczyną. Bo choć tryskała energią, czerpiąc z życia pełnymi garściami, to ze swoimi poglądami i wiernością Ewangelii oraz dobrocią serca zdawała się być jakby z innego, lepszego świata... – Nie ma zbyt wielu młodych osób, które tak mocno wierzą w Boga i nie wstydzą się tego. A ona pokazywała, że wiara może być częścią naszego życia – przyznają Kamila i Natalia, które Helenkę poznały, współpracując z nią w parafialnym komitecie ŚDM Kraków 2016.
Ksiądz Król po raz pierwszy na żywo spotkał ją natomiast w sierpniu 2009 r., gdy prowadził libiąską grupę Pieszej Pielgrzymki Krakowskiej na Jasną Górę. Helenka była jedną z „muzycznych”, a grała i śpiewała naprawdę pięknie. Non stop. – Większość osób idących do Częstochowy ma bąble na stopach, a ona miała bąble na palcach rąk, od grania na gitarze. Czasem też miała bandaże, bo wysiadały jej ścięgna, a mimo to zarażała optymizmem – wspomina kapłan.
Gdy Helenka pracowała już jako stewardessa, nie zawsze mogła w pełni uczestniczyć w pielgrzymce, tylko dojeżdżała do grupy i zostawała tak długo, jak się dało. – Kiedyś przyjechała pod wieczór i została na nocleg. W nocy, w służbowym stroju, poszła z nami na adorację, a potem pojechała na lotnisko. Następnego dnia, choć w ogóle nie spała, wróciła i szła z nami, cały czas śpiewając – wspomina Nicola Frączek.
W 2017 r. libiąska grupa PPK nie zapomniała o Helence – wyruszyła w drogę dopiero po modlitwie przy jej grobie i zostawieniu na nim pielgrzymkowego identyfikatora „Muzyczna Helenka”. Jest tam do dziś. – Idąc, żartowaliśmy, że Helena po raz pierwszy nie ma dylematu, z którą grupą iść (chodziła też z Gliwic i Bielska), bo idzie ze wszystkimi naraz i pomaga z nieba. Nikt nie miał co do tego żadnych wątpliwości – zapewnia ks. Paweł, który odwiedza grób Heleny Kmieć i spotyka tu różnych, modlących się ludzi.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).