Gdy się modliła, zupełnie traciła rachubę czasu. Miała też niezwykły dar przyciągania do siebie ludzi, którym pomagała, jak tylko umiała. I robi to nadal.
Gdy świat się zatrzymał...
Do Helenki zagląda na przykład jej sąsiad z dawnych lat, pan Wojciech, który z tatą dziewczyny pracował w kopalni. – Wciąż trudno jest się pogodzić z tym, że już nie ma jej tu, na ziemi – przyznaje. – Uśmiechamy się jednak w domu, że mamy teraz orędowniczkę w niebie i powierzamy jej wiele spraw – dodaje.
Przy grobie Heleny przystaje też często pani Maria, która w Libiążu mieszka od 6 lat i choć zamordowanej wolontariuszki osobiście nie znała, to dużo o niej słyszała. Nawet uczestniczyła w jej pogrzebie. – To była dobra dziewczyna, pomagała najbiedniejszym, jeżdżąc po świecie. Nie rozumiem, czemu Pan Bóg zabrał ją tak wcześnie do siebie, ale wiem, że jeśli kiedyś zostanie błogosławioną, to dlatego, że na to zasłużyła – mówi, nie kryjąc wzruszenia, pani Maria.
Co ciekawe, na grobie Heleny, pośród zniczy i kwiatów, można znaleźć też listy i prośby, które zostawiają zarówno mieszkańcy Libiąża, jak i pielgrzymi przyjeżdżający z różnych stron Polski i świata. Bo salwatorianie, z którymi była związana, o jej życiu i śmierci opowiadają wszędzie tam, gdzie pracują.
Prośby o modlitwę za wstawiennictwem Helenki dostaje również jej starsza o dwa lata siostra Teresa Kmieć. Jedną z nich, w sierpniu ubiegłego roku, opublikowała nawet na swoim profilu na Facebooku, by wszyscy, którzy ją przeczytają, włączyli się w szturm do nieba. Dziś 3-letni już Wiluś, u którego lekarze zdiagnozowali wtedy guza mózgu, ma się dobrze. Wyzdrowiał.
Sama Teresa też często opowiada Helenie różne rzeczy i prosi o pomoc. – Jej odejście podzieliło moje życie na dwie części. Ona doskonale wypełniała swoje miejsce w moim sercu – wyznaje Teresa i dodaje, że gdy dowiedziała się o śmierci siostry i gdy świat się dla niej zatrzymał, pocieszeniem była myśl: „Helenka poszła do nieba”. – Pan Bóg nie zesłał człowieka, który ją zabił – to pewne. Ze zła wyciągnął jednak dobro i zabrał Helenkę do siebie w najlepszym dla niej momencie. To On ostatecznie zwyciężył, dlatego nie zatrzymuję się na śmierci, ale patrzę w przyszłość. Wierzę, że nasze ostatnie wspólne Boże Narodzenie w 2016 r. nie było tak naprawdę ostatnim ani pożegnaniem na zawsze, bo spotkamy się w niebie – przekonuje Teresa Kmieć.
Ta krew jest odkupieńcza
Jak wspomina pracujący w Boliwii od 7 lat franciszkanin o. Kasper Kaproń, 26 stycznia 2017 r. wieczorem w Cochabambie odbyła się Msza św. Przewodniczył jej abp Oscar Aparicio. – Zgromadzili się na niej posługujący tam Polacy i liczna grupa mieszkańców – opowiada o. Kaproń.
Chociaż przepełnia nas gorycz i zagubienie, chociaż nie rozumiemy tego, co się wydarzyło, obyśmy chociaż zrozumieli dogłębnie tę prawdę: Bóg nas przeogromnie kocha – mówił w homilii abp Aparicio.
Podkreślał też, że choć Helena w Boliwii była niedługo, to cel jej pobytu był jasno określony: być apostołką, posłaną, aby głosić Dobrą Nowinę
„Młoda dziewczyna przybyła do nas z całą swą młodzieńczą energią, aby przepowiadać nam radość Ewangelii, którą w dużym stopniu już zagubiliśmy. Jej życie było głoszeniem Życia w naszej parafii. Było głoszeniem zbawienia w naszej parafii. I czyniła to, pomimo że została posłana pomiędzy wilki. Bracia moi, ta krew jest odkupieńcza, tak samo jak Eucharystia, którą celebrujemy” – przekonywał abp Aparicio. „Wzywam was zatem – jesteśmy tutaj z licznych miejsc i reprezentujemy liczne instytucje Cochabamby – wszystkich nas tutaj obecnych wzywam, abyśmy uznali, że nasz Kościół i nasza wspólnota potrzebuje tych, którzy przepowiadają Życie. Potrzebujemy tych, którzy głoszą pokój. Potrzebujemy apostołów pokoju i odrzucamy przemoc” – apelował biskup Cochabamby.
Ojciec Kasper wspomina również, że o śmierci polskiej wolontariuszki pisały lokalne media, a sprawa poruszyła mieszkańców. – Przestępczość tam rośnie, głównie przez to, że ludzie ze wsi masowo migrują do miast, ale i tak Boliwia uchodzi za najspokojniejszy kraj Ameryki Łacińskiej. Morderstw nie ma tam dużo – mówi. – Wiele osób, wiedząc, że jestem Polakiem, wyrażało swoją solidarność, proponowało pomoc – dodaje.
Miłosz Kluba
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).