Jeżeli księża mają z wiernymi tak jak ja z tymi owcami, to ich praca bez żadnej dyskusji jest ciężka. Kiedy jest się z nimi 24 godziny na dobę, dają w kość – twierdzi Jarek Buczek, baca z Ochotnicy Górnej.
Dobry pasterz zna swoje owce, woła je po imieniu, wybiera je, prowadzi, żywi, ochrania przed wilkami, zapewniając bezpieczeństwo, daje im życie – wylicza bp Wiesław Lechowicz, w którego tarczy herbowej widnieje postać Dobrego Pasterza. Jak my rozumiemy to, kiedy Jezus mówi o sobie jako o Dobrym Pasterzu i o nas jako owcach? Ten obraz można łatwo wypaczyć, zwłaszcza odnosząc go do stada rozumianego jako owce bezmyślnie podążające za przywódcą.
– Każde porównanie można sprowadzić do karykatury, ale sądzę, że obraz dobrego pasterza jest nadal uniwersalny – broni perykopy bp Lechowicz. – Na to, że nie jesteśmy stadem, wskazuje Pan Jezus, który mówi, że dobry pasterz pozostawia 99 owiec, a idzie za jedną, która się zagubiła. Nie traktuje nas jak stado, masę czy tłum, ale indywidualnie i personalnie. Zna swoje owce i woła je po imieniu – wyjaśnia.
Dają w kość
Żeby się przekonać, jak jest dzisiaj z owcami i pasterzem, jedziemy do Ochotnicy Górnej na spotkanie z bacą Jarkiem Buczkiem, który jest właścicielem ponad 150 owiec, a wypasa ich 800, oraz ks. Stanisławem Kowalikiem, proboszczem parafii liczącej blisko 2 tysiące wiernych.
– Dobry pasterz to dobry człowiek, który oddaje serce i duszę swojemu powołaniu, oddany owcom całkowicie. Tak jak ksiądz jest gazdą, pasterzem, który prowadzi nas jako parafian, tak samo baca prowadzi swoją trzodę. W Piśmie Świętym wiele jest porównań do pasterstwa i są to najpiękniejsze fragmenty, ale jeżeli księża mają z wiernymi tak jak ja z tymi owcami, to ich praca bez żadnej dyskusji jest ciężka. Kiedy jest się z nimi 24 godziny na dobę, dają w kość – mówi baca z Ochotnicy Górnej.
Jarek Buczek prowadzi bacówkę, w której tradycyjnymi metodami wyrabia się owcze sery: oscypki, bryndzę czy bundz. Jest wierny góralskiej tradycji zakorzenionej w szczerej modlitwie i rzetelnej pracy. Jest prezesem Klubu Bacowskiego przy zarządzie głównym Związku Podhalan w Polsce. Kapelanem Związku jest ks. Stanisław Kowalik. Od święta zakłada góralski ornat i posługuje się gwarą, dając świadectwo silnej tożsamości regionalnej.
Tradycjonalista jestem
– Zawód pasterza, bacowanie, szałaśnictwo dziś zanikają. Sprowadza się obcą kulturę, inne przyzwyczajenia i praktyki, które wydają się lepsze, i tradycja nam się miesza, powstaje sztuczność – twierdzi Jarek Buczek. Sam nieraz był za granicą i mógłby systemem anglosaskim rozwinąć produkcję dojrzewających serów, stworzyć laboratorium i trzymać owce w zagrodzie czy stajni. – Ale ja tradycjonalista jestem. Jako dziecko z dziadkami dużo siedziałem. Zależało mi na tym, żeby tradycyjna forma została zachowana – mówi.
Stąd wyprowadza owce w góry, a przy ich powitaniu na hali po św. Wojciechu i pożegnaniu na św. Michała musi być święcona woda i krzyż. Rytm życia wyznacza rok liturgiczny. Na św. Agatę święci się sól, w Wielką Sobotę hubę, św. Wojciecha prosi się o dobry wypas, na początku maja jest miysanie owiec i rozpoczęcie redyku. To do św. Jana owce dają najwięcej mleka. Na święto Matki Bożej Wniebowziętej, tu nazywanej Świętą Maryją Pasterską, Gaździną Podhala, święci się zioła, a na św. Michała owce wracają z hal, kończąc wypas i redyk.
– Jak w Ochotnicy zanikało pasterstwo, to i zanikała tradycja – strój, muzyka, śpiew, starodawne podejście do wiary, żeby uklęknąć i pochwalić Pana Boga, każdy kątek był w chołpie poświęcony – mówi baca. – A skoro chcemy przywrócić owce i pasterstwo do Ochotnicy, to nie wyobrażam sobie, żeby nie było świąt związanych z pasterstwem. Wielu baców odcina się od Kościoła i tradycji i robią coś tylko na pokaz – zauważa.
Formacja i zaufanie
– Pokupiłem już juhasom różańce, bo przy bacowaniu różne rzeczy już przeszedłem. Teroz cały czas z nimi siedzę i tłumaczę im, co to znaczy być odpowiedzialnym w sałasie za owce. Pasterz musi mieć poukładane w głowie, bo będzie inaczej mu trudno wytrzymać z owcami 24 godziny na dobę. Jeżeli ma w sobie zapaloną iskrę, to potknięcia nie są dla niego przeszkodą, ale wstaje i idzie dalej – tłumaczy baca Jarek. Dogadał się także z właścicielami hal, na których wypas owiec się odbywa i przez to utrzymuje je w dobrej kondycji, jak i z innymi właścicielami owiec, które zabiera na wypas. Własnych ma ponad 150, ale podczas wypasu zajmuje się stadem liczącym ok. 800 sztuk. Owce pochodzą od 15 właścicieli.
– Z roku na rok jest ich coraz więcej, ale musiałem zdobyć ich zaufanie i nie zawieść. Oddają mi swoje owce pod opiekę. Baca musi być czystym człowiekiem, sprawiedliwym i prawdomównym – tłumaczy. 6 maja w Ochotnicy przy kaplicy w Jamnem odbędzie się obrzęd miysania owiec, rozpoczynający ich wypas w górach. Poprzedza go Msza św. o błogosławieństwo dla bacy, juhasów, właścicieli łąk pasterskich i owiec. Przewodniczył będzie ks. Stanisław Kowalik.
Baca nad bacami
Dawniej baca święcił owce sam, Jarek zaprasza księdza. – Człowiek jest za marny. Złożenie na ołtarzu prośby i podzięki jest dla mnie najważniejsze, to daje siłę – twierdzi. Miysanie owiec odbywa się w kosorze, specjalnie przygotowanej zagrodzie, w której są owce, a między nie wchodzi kapłan, baca i pasterze. Najpierw ksiądz błogosławi bacy i pasterzom, którzy klękają przed nim. Następnie baca bierze święconą wodę i kropi juhasów i owce. Później okadza je ziołami, obchodząc je trzy razy.
– To niesamowity widok, kiedy one idą za Jarkiem i tworzą wspólny krąg – zauważa ks. Kowalik. – Kiedy byłem w kosorzu, najpełniej zrozumiałem słowa papieża Franciszka, który mówił, że dobry pasterz, kapłan, zna zapach swoich owiec. Dla kogoś z zewnątrz zapach ten może być dziwny, obcy, ale kiedy się patrzy na owce, które podążają za bacą, tworzą wspólnotę, poznają się, to człowiek dokładnie zauważa, co to znaczy znać owce, znać ich zapach, zarówno ich grzechy, jak i pozytywy. Być przy nich, by im pomagać. Niejedna owca gdzieś tam wyskoczy, ale zaraz wraca. Czucie to nasze duszpasterstwo – zauważa kapłan.
Jarkowi Buczkowi przypomina się z kolei hymn baców „Dusbacowanie” napisany przez Józka Króczyka z Ochotnicy o bacy nad bacami – św. Janie Pawle II, patronie Klubu Bacowskiego. – On potrafił połączyć różne owce stada do kupy, nie dzielił, a łączył, a my nie chcemy o tym zapominać – mówi baca.
Szałas
W kosorzu owce ocierają się o siebie, wymieniają zapachem, poznają, by potem na hali nie rozchodziły się na wszystkie strony. W miysaniu owiec chodzi także o spotkanie ludzi. – W jedności, wspólnocie jest większa siła niż w pojedynkę – tłumaczy baca, chcąc przywrócić ideę starodawnego szałasu, który nie tyle oznaczał budynek, co jedność wspólników, spółkę. – Wiem, że jak razem ludzie coś robią, to jest większa siła niż w pojedynkę. Tak, jak w kościele, gdzie wszyscy spotykamy się razem i modlimy. Cuda dzieją się tam, gdzie ludzie się gromadzą – twierdzi.
Następnie baca staje w bramie kosorza i wypuszcza owce, które wspólnie z pasterzami wypędza w góry, na halę. Owce wtedy przechodzą przez łańcuch – symbol nierozerwalności stada, które po dwóch tygodniach dzieli się na dwie części: owce, które dają mleko, i te, które go nie mają, bo są na przykład zbyt młode.
Szczęśliwy ogień
Baca zabiera ze sobą w góry sól św. Agaty, która leczy wszelkie choroby, i poświęconą hubę. – Wychowywałem się tutaj, pod Modynią. Już jako małe dziecko byłem zdziwiony, dlaczego tę hubę się zbierało. Szło się w Wielki Piątek czy wcześniej do lasu i przynosiło ją w Wielką Sobotę do poświęcenia. Dopiero tutaj zrozumiałem, po co – opowiada ks. Kowalik. – Od wieków wkładało się ją do sałasa i paliło się watrę tym szczęśliwym ogniem do końca redyku, dbając, by nie zagasł i chociaż się tlił – wyjaśnia baca. Jak zgaśnie, w głowie zapala się myśl o mogącym nadejść niebezpieczeństwie.
– Podtrzymywanie ogniska to symbol czuwania, myślenia i pilnowania – dodaje. Watra daje nie tylko światło, ciepło, ale też buduje wspólnotę, zapewnia bezpieczeństwo, sprawia, że wilki nie podchodzą zbyt blisko, a przy tym dobry pasterz cały czas pilnuje owiec. – Non stop przy nich czuwamy, zmieniamy się i przy nich śpimy – wyjaśnia.
Laska pasterska
Nierozłącznymi atrybutami pasterza są laska i kij pasterski. – Ona chroni, pomaga zawrócić owce, ale i daje oparcie. Jest symbolem siły i równowagi. Zagięta jest po to, by wydawała uspokajający owce dźwięk, gdy się nią macha w powietrzu – tłumaczy Jarek Buczek. – Na św. Michała, kiedy dziękujemy na sałosie za wypas, zawsze cytomy owce, bo owce się nie licy, tylko cyto: 1 owca, 2 owce, 3 owce, 4 owce... Dziesiątkami się je cyto i odznacza się karbiki na losce – tłumaczy baca.
Tydzień po św. Michale kończy się wypas i redyk jesienny, który schodzi do wsi. Wtedy gospodarze zabierają swoje owce. Nieraz wystarczy, że tylko je zawołają, a one same do nich przychodzą. – Ktoś się nieraz dziwi, że mam 150 owiec i wszystkie znam, ale tu nie ma się co dziwić, bo jak jestem z nimi 24 godziny na dobę, to jak ich nie znać – mówi Jarek. – Jedna jest okaisto, inna siuto, bioło, siwo, murcato, korniutka, kurto albo myisano – wylicza i mógłby tak do 150.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
To jednak nie koniec. Środki wciąż napływają. Trwa też zbiórka rzeczowa.
Pod protestem przeciw jej zwolnieniu podpisało się 25 tys. osób