Nie dokonał się w ich rodzinie spektakularny cud, nie przeżyli wielkiego nawrócenia, uchylili tylko drzwi domu Panu Bogu i zawierzyli Mu swoje sprawy. Łaska spływa.
Obydwoje wywodzimy się z rodzin wierzących. Poznaliśmy się na młodzieżowej grupie apostolskiej. Tam zrodziły się w sumie trzy małżeństwa i trzy kapłańskie powołania, a więc dość mocna była to grupa. Wiara była filarem naszego domu. Kiedy przyszły na świat dzieci, dużo problemów, codzienność, troszeczkę się w tym gubiliśmy, docieraliśmy się, nie we wszystkim zgadzaliśmy się, ale zawsze bardzo ważne było dla nas to, żeby uczestniczyć ze wszystkimi dziećmi w niedzielnej Mszy św. i wspólnie się modlić Koronką do Bożego Miłosierdzia. Mam nadzieję, że to w nich zostanie – mówi Katarzyna Wrażeń, która wraz z mężem Markiem, poproszeni przez ks. Sławomira Szyszkę, podzielili się swoim świadectwem przekazywania wiary i troski o życie religijne dzieci. Było to podczas jednego ze spotkań dla rodziców przygotowujących się do sakramentu bierzmowania w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Mielcu.
– Ksiądz nas zaskoczył, bo wcale nie jesteśmy żadną wyjątkową rodziną. Jesteśmy raczej zabiegani i w ciągłych rozjazdach. Bycie razem ogranicza się głównie do weekendów – mówi Marek. – Pracuję w handlu i sprzedaży, więc tam stresu i zadań jest mnóstwo. Żona uczy w szkole. Mamy cztery córki i prawie 25-letni staż małżeński.
Ustalili, że każde z nich podzieli się swoim doświadczeniem oddzielnie. Nie wiedzieli, co powie to drugie. Marka wyznanie i dla żony było zaskoczeniem. – W pewnym momencie znalazłem się na jakimś życiowym zakręcie. To był moment kryzysu. Nie wiary, ale własnych sił. Jako ojciec i mąż wiedziałem, że muszę zadbać o swoją rodzinę. Z tego poczucia odpowiedzialności zrodził się plan i w pewnym momencie próbowałem niemal zarządzać swoją rodziną. Wiedziałem, co dla niej jest najważniejsze, jak zadbać o jej rozwój, wystarczyło tylko sukcesywnie dążyć do zamierzonego celu. Nie rozumiałem, dlaczego im więcej się staram, tym mniej wszystko wychodzi. To było przytłaczające uczucie – opowiada Marek.
– Kluczowe dla mnie były dwa momenty. To, kiedy ks. Sławek, przychodząc do naszej parafii, w wywiadzie udzielonym do parafialnej gazetki powiedział, że jego największym marzeniem jest się zbawić, oraz książka o o. Dolindo Ruotolo i jego akcie oddania się Jezusowi „Jezu, Ty się tym zajmij”. To był przełom – uświadomić sobie, że – owszem – człowiek deklaruje wiarę w Boga, modli się, przystępuje do sakramentów, mówi Bogu „tak”, ale tylko do pewnego momentu, bo życie tak naprawdę sam planuje i nim zarządza. Mam zdolności, siłę, zdrowie, więc jeśli tylko będę pracował, to wszystko będzie działać. Niedaleko stąd do pychy, a kiedy nie wychodzi, rodzą się lęk, frustracja i niepotrzebne napięcia – tłumaczy. – Brakuje nam pokory, ulegamy iluzji, że kontrolujemy nasze życie, a nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Przypisujemy sobie zasługi, które są wynikiem splotu wielu wydarzeń. Pycha jest pułapką współczesności, bo nowoczesne technologie czy medycyna pokazują, jak wiele człowiek potrafi i zaczyna nawet w swoim osobistym życiu wierzyć w to, że wszystko może – dodaje.
– Pokorne zawierzenie Bogu swoich spraw, uchylenie Mu drzwi i prośba, by On się tym zajął, pozwoliły odzyskać poczucie wolności, jakiego nigdy nie miałem. Nigdy w życiu nie spałem tak spokojnie. Jezus się tym zajął i wszystko zaczęło układać się lepiej, nie tylko w domu, co zauważyła żona, ale i w pracy zawodowej – wyznaje mąż Kasi.
Oboje widzą, jak rodzice, kochając swoje dzieci, chcieliby uchylić im nieba, ale nie na nim się koncentrują. Bardziej inwestują w przyszłą karierę w sferze zawodowej dzieci, a powinni przy jednoczesnym rozwijaniu ich zdolności tak je ukształtować i im pomóc, by zawsze wiedziały, że w ich życiu obecny jest Bóg.
– Poświęcamy mnóstwo czasu i pracy, żeby nasze rodziny były szczęśliwe, a jednak coś nie działa i się rozsypuje. Wielu rodziców wierzy w to, że ich dzieciom będzie się żyło lepiej po elitarnych studiach i kiedy będą miały ogólnie więcej, a nie dbają o przeżycia, jakich my doświadczaliśmy choćby na oazach, tworząc niewielką wspólnotę, w której obecny był żywy Bóg. Od tych naszych przeżyć minęło 25–30 lat, a to nadal w nas jest i odcisnęło piętno – dodają małżonkowie. Radzą, by czasem odpuścić i przestać wierzyć w to, że wszystko wiemy lepiej, a zawierzyć swoje sprawy Bogu, wtedy wszystko układa się lepiej.
– Wystarczy tylko uchylić Mu drzwi, a On sam się tym chętnie zajmie. A my, choć w Boga wierzymy, to nie oddajemy Mu swojego życia. Marnujemy łaskę i nie korzystamy z pomocy, którą mamy w Tym, który nas umacnia – dodają.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.