Karol Franciszek Kurpaska został rozstrzelany przez Niemców, mając zaledwie 22 lata. Dzięki jego bohaterstwu ocalała duża rodzina.
Ksiądz proboszcz Bogusław Hajnas otwiera księgę metrykalną parafian z Samocic. – Zapisy są jeszcze z XIX wieku – mówi, wertując kolejne stronice zapisane łacińskimi wywijasami. Na ostatniej pozycji z 1917 roku znajduje Karola Franciszka Kurpaskę, syna Józefa i Franciszki z domu Curyło. – Niedawno, bo z okazji 100-lecia niepodległości, jego historia została przypomniana jako wyjątkowa. Wójt Bolesławia mówił, że mamy w Samocicach bohatera, którego losy trzeba dokładnie zbadać i opisać. Zlecił to historykowi. Wpis do księgi metrykalnej niestety więcej ukrywa niż ujawnia. Z życia Karola Franciszka, które zaczęło się tutaj, pojawia się jeszcze jedna informacja, że w 1939 roku został zabrany przez Niemców i rozstrzelany. O Karolu często mówili mi jego najbliżsi krewni – dodaje duszpasterz.
Blisko Boga
Niedaleko kościoła w Samocicach znajduje się ojcowizna Kurpasków. Tutaj stał drewniany dom, w którym na świat przyszło 12 dzieci – siedmiu synów i pięć córek: Helena, Kazimierz, Waleria, Karol, Stanisław, Rozalia, Zofia, Bolesław, Tadeusz, Aleksander, Zyta i Gabriel, który zmarł w wieku 7 lat. Do dzisiaj z całej 12 żyje troje dzieci. – Nie było łatwo utrzymać tak liczną rodzinę, ale czas dzieciństwa wspominam dobrze. Czuliśmy, że rodzice się kochają i to dawało nam poczucie bezpieczeństwa. Tata uczył nas, że tylko zgoda daje szczęście, więc kłótnie na nic się nie przydadzą. I to nam zostało na całe życie, bo nigdy jako rodzeństwo nie wadziliśmy się o spadki, ziemie, majątki. Żyliśmy zgodnie i tak żyć uczyliśmy nasze dzieci – mówi pani Zyta Bigos, siostra Karola. Kurpaskowie żyli blisko Boga. Codzienna modlitwa, niedzielna Msza św., aktywne włączanie się w budowę kościoła w Samocicach. Ojciec Karola należał nawet do komitetu budowy świątyni. Nie żałował ani swoich, ani synowskich rąk do pracy przy wznoszeniu domu dla Boga. – Niedziela bez Mszy św. była nie do pomyślenia. Pewnego razu padało. Wyszłyśmy z siostrą do kościoła na Mszę św. zbyt późno i szybko wróciłyśmy do domu, bo Eucharystia się już zaczęła. Ojciec kazał nam więc iść do Bolesławia do kościoła, żebyśmy po bożemu spędziły niedzielę – mówi pani Zyta.
Żyjcie uczciwie!
Czym zajmowali się Kurpaskowie? – Mama opiekowała się nami i całym domem. Mieliśmy gospodarstwo, a tata hodował konie dla polskiego wojska. Był nawet prezesem Związku Hodowców Koni i miał na tym polu poważne zasługi. Z zarobionych pieniędzy ze sprzedaży zwierząt kształcił dzieci. Edukacja była dla niego bardzo ważna i chciał nam zapewnić jak najlepszą przyszłość – podkreśla pani Zyta. Karol ukończył gimnazjum w Dąbrowie Tarnowskiej. Po maturze odbył służbę wojskową. Służył w 6. Pułku Strzelców Podhalańskich, stacjonował m.in. w Warszawie. – Brat był średniego wzrostu, miał czarne włosy, niebieskie oczy – opisuje pani Zyta. Zapamiętała ważne dla niej na całe życie słowa Karola: „Żyjcie uczciwie! Choćbyście nie wiem gdzie się ukryli, Pan Bóg was widzi”.
Broń i donos
Według pani Zyty Karol wracał do domu po kampanii wrześniowej. – Mówił, że odwiedza nas tylko na chwilę, ale wówczas nie wiedziałam, co to miałoby znaczyć. Brat przywiózł ze sobą pistolet i zdarzyło się, że mama poprosiła go, by pojechał na pole kukurydzy odpędzić gawrony. Ktoś usłyszał strzały i zapamiętał, że to od Kurpasków. W grudniu w Samocicach zjawili się Niemcy. Zażądali od ludzi zdania broni, m.in. od Józefa Kurpaska. Gospodarz miał się stawić z bronią w Dąbrowie Tarnowskiej. – Tato, ja pojadę oddać. Ty jesteś tu potrzebny. Nie wiadomo, co by z tobą zrobili – uprosił ojca Karol i pojechał do miasta. Szczęśliwie wrócił z Dąbrowy, ale najgorsze miało dopiero nadejść…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).