– Nie myślimy o anonimowych ofiarach wojny, ale o konkretnych ludziach, którym możemy pomóc – mówią uczestnicy programu „Rodzina Rodzinie”.
W październiku Caritas Polska wystartowała z programem pomocowym skierowanym do ofiar konfliktu syryjskiego.
Cała wieś
W malutkim popeegerowskim Biernowie mieszka ze 30 rodzin. Zdecydowana większość z nich to uczestnicy programu „Rodzina Rodzinie”. – Od początku konfliktu w Syrii zastanawiałam się, jak mogłabym pomóc. Kiedy usłyszałam o akcji Caritas Polska, od razu zaczęłam szukać szczegółowych informacji. Weszłam na stronę internetową, a że nie mam specjalnych wydatków, to od razu zadeklarowałam wpłatę indywidualnie od siebie. Potem wpadło mi do głowy, żeby pójść z tym do sąsiadów – opowiada Maria Szypszak, która zainicjowała akcję wśród mieszkańców Biernowa.
Na stronie internetowej rodzinarodzinie.caritas.pl umieszczone zostały nazwiska rodzin i ich krótkie historie wraz z opisem potrzeb. Żeby pomóc, trzeba wypełnić deklarację pomocy finansowej dla konkretnej rodziny. Sami wybieramy kwotę, jaką chcemy wesprzeć tę rodzinę i którą przekazywać będziemy przez pół roku na wskazane konto. Nie musi być to cała docelowa kwota, bo na pomoc dla konkretnej rodziny składają się deklaracje od kilku darczyńców. Pomocą obejmowane są syryjskie rodziny w Aleppo, uchodźcy syryjscy w Libanie oraz rodziny libańskie, które wskutek masowego napływu uchodźców popadły w nędzę. Najmniejsza kwota, jaką można zadeklarować, to 20 zł. – „120 zł to ja chyba zbiorę” pomyślałam sobie. Obeszłam wioskę i… zebrałam trzy razy tyle! Od emerytów i rencistów! – mówi Marysia, nie kryjąc entuzjazmu.
– To jest takie proste! Zabrało mi to jedno popołudnie. Spotkałam się tylko z dwiema reakcjami: „a mnie to nikt nie pomaga!” Jedną panią szybko przekonałam, że przecież ja jej pomagam, drugą – zostawiłam z tym jej przekonaniem. I jeden pan powiedział w progu „nie, dziękuję”, jakbym to ja chciała mu coś dać, a nie wziąć od niego. Ale reszta nawet się nie zastanawiała. Może dlatego, że akurat w telewizji mówiono o zbombardowaniu ostatniego szpitala w Aleppo – dodaje.
Garabet i inni
Z plakatu na tablicy ogłoszeń przy przystanku autobusowym mieszkańcy Biernowa dowiedzieli się, że Garabet Habit Dahlan ma 77 lat. Mieszka w Aleppo z trojgiem dorosłych dzieci – Habibem, Yeranikiem i Sarkis. – To, że pomoc kierowana jest do konkretnej rodziny, którą można sobie wyobrazić, jak chowa się po piwnicy przed bombami, jak próbują przetrwać bez wody i prądu, jak ryzykują życiem wychodząc, żeby zdobyć coś do jedzenia i picia, ułatwia podjęcie decyzji.
Pamiętam, jak w młodości bardzo mnie poruszały książki i filmy wojenne. I nie mieściło mi się w głowie, jak ludzie w innych częściach Europy mogli właściwie spokojnie żyć, kiedy w Polsce działy się takie rzeczy. Teraz już wiem – kiwa głową Marysia. Cieszy się, że lista darczyńców na stronie internetowej jest już tak długa, że coraz trudniej znaleźć na niej mieszkańców Biernowa. – Jestem dumna ze swoich sąsiadów, że dla nich uchodźcy to nie liczby, a żywe osoby – dodaje.
Puste nakrycie
– Tam, gdzie jest wojna, życie jest zagrożone, ale i bardzo drogie. Uchodźcy w Libanie muszą za wszystko płacić – woda, miejsce, lekarstwo, wszystko przeliczane jest na dolary. Te kwoty są duże, ale jeśli zbierze się kilku ofiarodawców, są w stanie pomóc potrzebującej rodzinie – wyjaśnia ks. Tomasz Roda, dyrektor diecezjalnej Caritas, która sama objęła pomocą cztery rodziny. – Ustawiliśmy także puszkę, do której pracownicy Caritas wrzucają, ile kto może. Chodzi o postawę solidarności. Trudno nawet czytać Ewangelię jeśli zamyka się oczy na dramat toczący się w Syrii i Libanie – dodaje.
Darczyńcami są też osoby indywidualne. Rodzina pani Bożeny z niewielkiej miejscowości pod Białogardem w tym roku nie obdaruje się w tym roku drobiazgami na święta. – Postanowiliśmy zrobić sobie inny prezent – przyznaje. Wspólnie uradzili, że pieniądze przekażą rodzinie z Syrii.
– Zastanawialiśmy się ostatnio, czy ta młoda dziewczyna z Aleppo, która na Światowych Dniach Młodzieży w taki przejmujący sposób dawała świadectwo, jeszcze żyje. Czy jej rodzina jest bezpieczna? Mocno wzięliśmy do siebie apele papieża Franciszka o tym, by nie być obojętnymi na ich los. Pomyśleliśmy, że – choć nie możemy fizycznie przyjąć uchodźców do swojego domu, do swojej rodziny – możemy zrobić to symbolicznie, pomagając im przeżyć. To dla Malaka Najib Atmaji i jego żony Silvy Saliba Youssef staną puste nakrycia na naszym wigilijnym stole – opowiada pani Bożena. – Nie wiemy, jakiego są wyznania. Nie ma znaczenia kim oni są, ważne, kim my jesteśmy: uczniami Chrystusa – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.