Inkwizycja. Sumienie i historia

Czy Kościół jest winny swym grzesznym synom jedynie solidarność? Czy raczej także wyznanie współwiny i wyraźne określenie swego zakresu odpowiedzialności?

Reklama

Podczas watykańskiego sympozjum w tym kierunku próbował zmierzać jedynie prof. William Monter, który zaproponował, by procesy inkwizycyjne opisać za pomocą formuły Justizmord (mord sądowy, tzn. eliminacja niewinnych ludzi na drodze legalnych procedur sądowych). Mimo całego oporu, jaki ta intuicja może w nas budzić (postawienie kościelnych instytucji obok np. nazistowskich czy stalinowskich sądów), nie sposób wszakże przejść nad nią do porządku dziennego albo roztrwonić ją w zapalczywości krytyczno-apologetycznej dialektyki.

Wróćmy jednak jeszcze na moment do zakresu odpowiedzialności za inkwizycję, jaka spada na same kościelne szczyty i wprost na papiestwo.

Najbardziej bezpośrednio wiąże się ona oczywiście z procesami prowadzonymi przez Rzymskie Święte Oficjum – kongregację tworzoną przez grono kardynałów (od sześciu do aż trzydziestu), kierowaną ostatecznie przez samego papieża (przez większą część swej historii Kongregacja Inkwizycji jako jedyna nie miała swojego prefekta, lecz jedynie sekretarza; jej prefektem był de facto każdorazowy biskup Rzymu). Prawdą jest jednak, że obszarem działania Świętego Oficjum pozostawał w zasadzie Półwysep Apeniński (bez Sycylii, gdzie działała inkwizycja hiszpańska); poza nim kontrolowało ono jeszcze prace trzech trybunałów we Francji, jednego w Niemczech i jednego na Malcie. Nie miało natomiast żadnego wpływu na (zdecydowanie najokrutniejsze) inkwizycje iberyjskie. Nie inspirowało też w żaden sposób straszliwych prześladowań protestantów w Niderlandach (za czasów Karola V i Filipa II) czy w Anglii (za rządów Marii Krwawej), które przecież w ciągu kilku zaledwie lat pochłonęły wielokrotnie więcej ofiar niż cała działalność Świętego Oficjum.

Najżyczliwsza nawet rejestracja tych faktów nie jest w stanie przesłonić innego poziomu papieskiej odpowiedzialności – a mianowicie kształtu kościelnego magisterium. Georges Cottier OP mówi o winie „milczącego magisterium”. Zapewne jednak jest zbyt łagodny. To nie jest tylko tak, że papieże popełnili grzech milczenia np. wobec eksplozji polowań na czarownice w nowożytnej Europie. Jest gorzej, gdyż ostatecznym argumentem za dopuszczalnością procesów o czary była przedrukowywana wraz z kolejnymi wydaniami Młota… bulla Innocentego VIII Summis desiderantes affectibus (1484), w której papież (wbrew swoim poprzednikom!) potwierdzał zasadność ludowych lęków przed tzw. magią codzienną (dotyczącą zdrowia, płodności, urodzaju, hodowli itp.) – nawet jeśli w równie zdecydowany sposób odrzucał w niej możliwość… latania czarownic.

Podobnie, w ciągu z górą trzech wieków działania inkwizycji hiszpańskiej, kolejni papieże dopuścili się nie tylko grzechu zaniechania. To, co zastanawia bardziej, to nieustająca aż po kres XIX w. aprobata zwyczajnego magisterium dla tzw. politycznego augustynizmu, tzn. wsparcia różnorakich kościelnych dążeń (w tym: walki z herezją) siłą i prawem brachium saeculare. Czy brakowało przesłanek do przemyślenia kwestii, skoro – o czym była już mowa – co dziesiąty człowiek sądzony przez inkwizycję miał odwagę nie tylko myśleć, ale także wypowiadać się o niej krytycznie? Już w XIII w. we włoskich miastach odnotowujemy całą serię rozruchów skierowanych przeciw inkwizytorom w takich miastach, jak: Piacenza (1233), Orvieto (1239), Florencja (1245), Prato (1270, 1279), Parma (1279), Bolonia (1299). Wiek wcześniej – gdy procedury inkwizycyjne dopiero się wykształcały – paryski mistrz teologii Piotr Kantor pisał: „Ergo non licet ecclesie effundere sanguinem: que si hoc facit per principem, none et ipsa hoc facit?” (Kościołowi nie wolno przelewać krwi; i jeśli czyni to rękami księcia, czyż i tak nie on to czyni?).

Cóż, kiedy najbardziej wpływowym uczniem Piotra Kantora był Innocenty III; ten zaś postrzegał cały problem w zupełnie innych kategoriach: „Trzeba, aby tak duchowa, jak i świecka władza w sprawie obrony Kościoła schodziły się w jedno i jeden wspierały ołtarz, aby ci, których nie powstrzymuje od zła kościelna dyscyplina, doznali przymusu ramienia świeckiego. Nie na darmo dzierżysz swój miecz” – pisał papież do króla Francji. A wcześniej, w sławnym dekretale Vergentis in senium (1198) – jako pierwszy z następców Piotra – Innocenty III opisywał herezję za pomocą pojęcia crimen laesae maiestatis divinae/aeternae (zbrodnia obrazy majestatu Bożego), sankcjonując tym samym najwyższy wymiar kary za nią. Termin wszedł na stałe do języka papieży (bez trudu odnajdziemy go np. w XVI w.), wypierając niemal całkowicie właściwe Kościołowi słownictwo oddające ewangeliczną wrażliwość. W dokumentach Kościoła zadomowiły się pojęcia „zbrodnia” i „występek”, w miejsce np. „grzechu”, „błędu” czy „winy”. Rzadko trafimy w nich na „nawrócenie” czy „pojednanie”; o wiele częściej – już w samych incipitach – odnajdujemy wezwanie do obalenia lub wykorzenienia czy wytępienia (ad abolendam, ad purgationem, ad exstirpandam). Czy można się dziwić, że w takim duchu papież Paweł IV uczynił ze Świętego Oficjum najważniejszą kongregację watykańskiej kurii? A jednocześnie trudno nie zapytać: Czy Kościół, w którym pierwsze miejsce przysługuje represyjno-sądowej instytucji, jest jeszcze Kościołem Chrystusa?

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7