W więzieniu opiekuje się mężczyzną, który wymordował całą jej rodzinę. Jej życie jest dowodem na to, że Bóg jest mocniejszy, że On daje siłę i przywraca życie.
To było kilka lat temu w Rwandzie. Pierwszy raz zobaczyłam Cristinę z daleka. Znajoma siostra zakonna szepnęła mi wówczas: chciałabym mieć taką wiarę jak ona. Z zaciekawieniem przyjrzałam się wtedy tej przystojnej kobiecie, której twarz zniekształcała blizna po przejściu kuli, która miała ją zabić, na przedramionach widać było szramy od uderzenia maczetą. Dowiedziałam się, że w czasie ludobójstwa wymordowano jej całą rodzinę: czworo dzieci, męża, dziesięcioro rodzeństwa, obydwoje rodziców i wielu krewnych. Ona cudem ocalała. Była wówczas w siódmym miesiącu ciąży. Oprawcy tak długo kopali jej brzuch, aż zabili maleństwo. Z martwym dzieckiem pod sercem ukrywała się dwa tygodnie. Dopiero wówczas trafiła do szpitala, gdzie otrzymała pomoc.
Gdy spotkałam ją kolejny raz opowiedziała mi swą historię. Choć mówiła o rzeczach tragicznych, to jej opowieść była hymnem wiary, nadziei i miłości. Mówiła, że przetrwała dzięki wierze wyniesionej z domu, o tym jak na kolanach spędzała całe godziny przed Jezusem w Najświętszym Sakramencie błagając o siłę do dalszego życia. Spotkała ludzi, którzy pomogli jej wyjść z bólu, dobrze przeżyć żałobę, wspomagali finansowo. Dziś mówi, że to ich miłość ją ocaliła. Z czasem spotkała mężczyznę którego pokochała i znów została matką. Wtedy też przebaczyła oprawcom swej rodziny i zaczęła wspomagać ludobójców w więzieniu. Jest wśród nich człowiek, który wymordował jej całą rodzinę.
Zaczęła też głosić świadectwa o mocy Bożego Miłosierdzia, które przywraca życie. Bo jak podkreśla, ona jest tego najlepszym dowodem. Kilkakrotnie mówiła mi, że na całe swe cierpienie patrzy przez pryzmat wiary i, że w Bogu można znaleźć odpowiedź na wiele pytań. Mówiła też o mocy jaką daje przebaczenie i o tym, że musimy nauczyć się dobrem odpowiadać na zło. Ze swym mężem i córką codziennie modli się, by w Rwandzie nie zabrakło ludzi głoszących w imię Jezusa przebaczenie, pojednanie i miłosierdzie.
Wspominam jej historię ponieważ miała miejsce dokładnie 22 lata temu. 6 kwietnia 1994 r. zło wylało się w Rwandzie z całą mocą i zainicjowało sto najczarniejszych dni w historii. Systematyczne ludobójstwo ludzi z plemienia Tutsi pochłonęło milion ofiar. Niektórzy wręcz mówią, że na ten czas diabeł opuścił piekło i zamieszkał w tym pięknym kraju. Rwanda wciąż podnosi się z kolan. Rany trudno się zabliźniają. Choć dekretem rządowym ogłoszono, że nie ma już Hutu i Tutsi, bo wszyscy są Rwandyjczykami, plemienna nienawiść pozostała. Wciąż silne jest pragnienie zemsty. Najważniejszym wyzwaniem pozostaje budowanie pojednania i przebaczenia. Jego zaczynem jest krew rwandyjskich męczenników, a także świadectwo świętych dnia codziennego, takich jak Cristina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).