Jeszcze wówczas nie wiedział, że tam, gdzie człowiek został zraniony, w tym samym miejscu jest jego uzdrowienie.
Bóg jest wierny
Przyszedł w niedzielę na Mszę św., zdawało się, że już ostatnią. W tę niedzielę słowo głosili katechiści z neokatechumenatu. Opowiadali o swoim życiu, zmaganiach, upadkach i miłości Chrystusa, którego spotkali, a wówczas życie odzyskało sens. – A ja przylgnąłem do tego. Bo oni mówili tak, jak ja odczuwałem. Byłem przekonany, że mówią tylko do mnie, że to jest odpowiedź Boga na moje wołanie. To było mocne dotknięcie. Jeszcze nie wiedziałem, że chodzi o jakąś wspólnotę. Po prostu przychodziłem na kolejne spotkania i słuchałem, bo nikt wcześniej nie mówił mi tak o słowie Bożym, o Bogu, o moim życiu. I kiedy wychodziłem, chciałem wszystkim o tym opowiadać, ale nikt nie chciał tego słuchać – uśmiecha się Piotr.
Wstąpił do wspólnoty. Chodził na liturgie, Eucharystie, czytał Pismo Święte, codziennie, wręcz namiętnie. – Bo zawarte w nim słowo nagle ożyło. Stało się żywym słowem – dodaje. Zaczął myśleć o swoim ojcu. – O człowieku, którego pogrzebałem, który był we mnie martwy. Przecież nie chciałem znać tego człowieka. W swojej głupocie nie wiedziałem, że to właśnie relacje z nim są fundamentem. Nie wiedziałem, że tam, gdzie człowiek został zraniony, w tym samym miejscu jest jego uzdrowienie. I czytając Pismo Święte, natrafiałem na fragmenty: „Nie przechwalaj się niesławą ojca swego”. A ja to robiłem. Obgadywałem go, oczerniałem. I to było uderzenie dłuta w moje kamienne serce. I w końcu ono pękło, i wypłynęły ze mnie nienawiść i złość, i gniew. Dosłownie... Bo płakałem wtedy. I przyszło to uczucie, że kocham swojego ojca, że ja go zawsze kochałem... – głos Piotra łamie się, lekko drży.
Po chwili kontynuuje: – Pragnąłem kochać go i być przez niego kochany. I zacząłem o tym głośno mówić, i chciałem pobiec do niego i wyznać, że to, co było, nie jest ważne, że alkohol nie ma znaczenia, że nic mnie nie obchodzi. I spotkałem się z nim. I mówię: „Tato, ja chcę cię prosić o wybaczenie”. Z niego wówczas też wszystko wypłynęło. Powiedział: „To wszystko moja wina...”. Czułem, jak unoszę się nad ziemią, bo odzyskałem tatę. Tego nie da się przekazać słowami – wyznaje.
Kiedy Bóg zburzył mur między nimi, Piotr zaczął się odradzać jako mężczyzna. Poznał we wspólnocie Izabelę. – I jesteśmy do dziś szczęśliwym małżeństwem. I mimo kryzysów jesteśmy, bo już wiem, jak mam się modlić, że „jeśli Ty jesteś Bogiem, który robi coś z niczego, to z naszego małżeństwa też zrobisz prawdziwe małżeństwo”. I zrobił – śmieje się Piotr. Opowiada o cudzie otwarcia się na życie, o dzieciach, które go co dzień witają. – Bóg jest wierny – dodaje. Chwyta krzyż, mówiąc: – I w obliczu tych faktów chcę powiedzieć, że wierzę w Boga Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa...
Bądźcie takimi świadkami
Dziś człowiek często czuje, że wiara jest niczym ogromny bagaż nałożony na kark, a w nim jakiś plan Boży, ciężar obowiązku chodzenia do kościoła, modlitwa, jakieś przykazania, nakazy. A po co? Jakaż to oferta dziwna? Wielu dziś wątpi, że to jest trud warty wysiłku. – Oni usłyszeli, że jest Ktoś, kto ma dla nich wspaniałą ofertę. A jest to Jezus Chrystus, który kocha człowieka i przemienia życie. Oni podjęli to ryzyko wstąpienia do wspólnoty, wysiłek karmienia się słowem Bożym, wysiłek podjęci drogi wzrostu w wierze. I doświadczyli wyzwolenia.
Dziś potrafimy wyrecytować pięknie regułki, przykazania, prawdy wiary. Jesteśmy w końcu inteligentni. Ale to się nie przekłada na nasze relacje z Bogiem. Katechumenat skoncentrowany jest na budowaniu relacji do Boga, człowieka. Bóg sprawia, że człowiek odzyskuje zdolność służenia, zdolność kochania. I ten dzisiejszy obrzęd Redditio Symboli, czas słowa „effata”, kiedy ich uszy są otwarte i słowo do nich dociera, stają posłuszni temu słowu. I są te przemiany, te cuda, których doświadczają. I to powoduje, że zaczynają mówić o Bogu. Wcześniej mieli usta zasznurowane.
Któż z nas prowadzi rozmowy ze znajomymi, z rodziną o Bogu? Polityka, pogoda, jakieś banalne rzeczy. Ale Bóg? Jakiś sens życia? Kto z was o tym mówi? – pyta ks. Wiesław Janik. – A bracia i siostry z tej wspólnoty dziś publicznie wyznali swoją wiarę, zaświadczyli o tym, co Bóg działa w ich życiu. On sprawił, że stali się wolni – dodaje.
– Byliśmy świadkami tak ważnego wydarzenia w Kościele, publicznego wyznania wiary. Wysłuchaliśmy świadectw, jak odradza się nowe życie zrodzone na chrzcie. Ale nie zawsze jesteśmy tego świadomi. Dlatego potrzebna jest ta droga, która jest dziełem Boga w nas, początkowego otwarcia się na Jego głos, usłyszenia Go, później pozwolenia Mu na działanie w nas i pójście według Jego wskazówek. To w zasadzie jedyna droga życia. Ona nie ma alternatywy. Myślę, że ważne jest, abyśmy dawali świadectwo, czytelne świadectwo. Pośród różnych potrzeb tego świata większej nie ma i nie będzie. Wszystko inne powinno być temu podporządkowane. Świadków wiary w świecie ciągle potrzeba. Bądźcie takimi świadkami – mówi abp Józef Górzyński.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.