Uderzenie dłuta w kamienne serce

Krzysztof Kozłowski

publikacja 22.03.2016 06:00

Jeszcze wówczas nie wiedział, że tam, gdzie człowiek został zraniony, w tym samym miejscu jest jego uzdrowienie.

Uderzenie dłuta w kamienne serce Krzysztof Kozłowski /Foto Gość Przed głoszeniem świadectwa osoba podchodziła do abp. Józefa Górzyńskiego, który wypowiadał modlitwę: – Duch Święty niech cię wspiera i niech ci pomoże złożyć świadectwo wiary w naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał palmę zwycięstwa, którą jest życia wieczne

Kościół wypełnia się śpiewem: „Kim są i skąd przychodzą?”. Pytanie odbija się od ścian kościoła, powraca echem. „To ci, którzy przychodzą z wielkiego, z wielkiego utrapienia. I opłukali swe szaty i je wybielili we krwi Baranka...”. Środkiem świątyni idzie procesja. Na początku złoty krzyż, za nim diakon niosący Pismo Święte, potem grupa osób. Podchodzą do prezbiterium, zajmują miejsca po obu stronach ołtarza. Rozpoczynają się uroczyste nieszpory, podczas których członkowie Pierwszej Wspólnoty Neokatechumenatu przy parafii pw. Chrystusa Odkupiciela Człowieka złożą publiczne wyznanie wiary – Redditio Symboli.

Walka o wiarę

– Wiele lat temu były tutaj katechezy, które zgromadziły obecnych we wspólnocie. Oni wówczas wyruszyli w drogę, w drogę pochrzcielnego katechumenatu. Widzimy, że chrzest, który otrzymaliśmy jako dzieci, jest ziarnem. Zawiera w sobie owoce, moc, by kochać, by żyć w komunii z Bogiem i ludźmi, ale często jest to moc niespożytkowana. Ta droga oparta na słowie Bożym, na celebracjach, na liturgii powoduje, że to ziarno zaczyna kiełkować i rosnąć, i pojawiają się owoce – mówi ks. Wiesław Janik.

We wzrastaniu we wspólnocie neokatechumenatu jest etap Redditio Symboli, czyli wyznanie wiary. – Właściwie jest to uzasadnienie, dlaczego wierzę w Boga. Na podstawie jakich faktów mogę stwierdzić, że wierzę, co takiego Bóg zrobił w moim życiu, w życiu mojego małżeństwa, że mogę powiedzieć, iż wierzę w Niego. Bo nasza wiara opiera się na doświadczeniu – wyjaśnia ks. Janik.

Tę uroczystość porównuje do przypowieści o talentach. Pewien gospodarz rozdał talenty swoim sługom i wyjechał. Po czasie wraca i pyta: „Pokażcie, co zrobiliście z moimi talentami”. – Dzisiejsi wyznawcy wiary otrzymali wiele talentów od Boga, od Kościoła. Otrzymali słowo Boże, otrzymali Ducha Świętego. I teraz nadszedł czas, kiedy Gospodarz wraca i pyta: „Co z tym uczyniliście? W jaki sposób wasze życie zostało przeobrażone przez słowo, którego słuchaliście?”. I dlatego oni będą opowiadać o tych faktach, w których widzą mocne działanie Pana Boga. Oczywiście ten etap nie kończy drogi, walki, którą toczymy o wiarę – podkreśla ks. Wiesław.

Prowokowałem Boga

Wyznaniu wiary towarzyszą nie tylko wierni licznie wypełniający świątynię, ale również proboszcz ks. Andrzej Pluta oraz abp Józef Górzyński, który przewodniczy uroczystym nieszporom. Sięga dłonią do koszyka, wyciąga kartkę, na której zapisane jest imię osoby, która powie świadectwo. – „Effata” to znaczy otwórz się, abyś mógł wyznać swoją wiarę i cześć, i chwałę Boga Ojca – mówi arcybiskup. Mężczyzna klęka. Pasterz nakłada na jego głowę dłonie i modli się: – Piotrze, Duch Święty niech cię wspiera i niech ci pomoże złożyć świadectwo wiary w naszego Pana Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał palmę zwycięstwa, którą jest życia wieczne. – Piotr podchodzi do krzyża. Staje obok. Zaczyna mówić o tym, co Bóg uczynił w jego życiu.

– Moi rodzice mieli ogromne trudności w budowaniu relacji. Nie potrafili się dogadać. Jako dziecko często myślałem, dlaczego w ogóle oni wzięli ślub. Czemu ludzie się pobierają, jeśli później nie mogą z sobą żyć? Mój tata, niestety, ma również problemy z alkoholem – mówi. Opowiada o swoich relacjach z nim. Że na niego zrzucił winę za to, że życie jest nie takie, jak sobie wyobrażał. – Im byłem starszy, tym więcej widziałem problemów, nie wspominając już o niemożności budowania relacji z dziewczynami. Strasznie się bałem. I za to wszystko winiłem ojca, tłumacząc sobie, że on nie dał mi podpory, a w naszym życiu zamieniliśmy może kilkanaście zdań. Kiedy dorosłem, próbowałem sobie jakoś życie ułożyć. Marzyłem o rodzinie, domu. Okazało się, że jestem tak poraniony, że nie potrafię zbudować normalnej relacji z żadną dziewczyną. Bazowałem na tym, że ludzie mnie lubili, bo grałem na gitarze, śpiewałem... Ale to się sypało, rozpadało.

Po dramatycznym rozstaniu z dziewczyną wpadłem w psychiczny dołek. Poczułem, że się skończyłem. Miałem poczucie, że stanąłem nad przepaścią, i myśl, że może to życie trzeba by zakończyć… Ono przecież nie ma sensu – opowiada. Wówczas jeszcze chodził do kościoła, ale tracił poczucie sensu, że to jest cokolwiek warte. Mimo to resztkami sił w dramatyczny wręcz sposób zaczął wzywać na pomoc Pana Boga. – Prowokowałem Go, w duszy krzyczałem, że jeśli w ogóle jest, to ma mi się objawić, bo nie widzę sensu, bo się skończyłem. „Pokaż mi, że jesteś!” – autentycznie Go prowokowałem – wyznaje.

Bóg jest wierny

Przyszedł w niedzielę na Mszę św., zdawało się, że już ostatnią. W tę niedzielę słowo głosili katechiści z neokatechumenatu. Opowiadali o swoim życiu, zmaganiach, upadkach i miłości Chrystusa, którego spotkali, a wówczas życie odzyskało sens. – A ja przylgnąłem do tego. Bo oni mówili tak, jak ja odczuwałem. Byłem przekonany, że mówią tylko do mnie, że to jest odpowiedź Boga na moje wołanie. To było mocne dotknięcie. Jeszcze nie wiedziałem, że chodzi o jakąś wspólnotę. Po prostu przychodziłem na kolejne spotkania i słuchałem, bo nikt wcześniej nie mówił mi tak o słowie Bożym, o Bogu, o moim życiu. I kiedy wychodziłem, chciałem wszystkim o tym opowiadać, ale nikt nie chciał tego słuchać – uśmiecha się Piotr.

Wstąpił do wspólnoty. Chodził na liturgie, Eucharystie, czytał Pismo Święte, codziennie, wręcz namiętnie. – Bo zawarte w nim słowo nagle ożyło. Stało się żywym słowem – dodaje. Zaczął myśleć o swoim ojcu. – O człowieku, którego pogrzebałem, który był we mnie martwy. Przecież nie chciałem znać tego człowieka. W swojej głupocie nie wiedziałem, że to właśnie relacje z nim są fundamentem. Nie wiedziałem, że tam, gdzie człowiek został zraniony, w tym samym miejscu jest jego uzdrowienie. I czytając Pismo Święte, natrafiałem na fragmenty: „Nie przechwalaj się niesławą ojca swego”. A ja to robiłem. Obgadywałem go, oczerniałem. I to było uderzenie dłuta w moje kamienne serce. I w końcu ono pękło, i wypłynęły ze mnie nienawiść i złość, i gniew. Dosłownie... Bo płakałem wtedy. I przyszło to uczucie, że kocham swojego ojca, że ja go zawsze kochałem... – głos Piotra łamie się, lekko drży.

Po chwili kontynuuje: – Pragnąłem kochać go i być przez niego kochany. I zacząłem o tym głośno mówić, i chciałem pobiec do niego i wyznać, że to, co było, nie jest ważne, że alkohol nie ma znaczenia, że nic mnie nie obchodzi. I spotkałem się z nim. I mówię: „Tato, ja chcę cię prosić o wybaczenie”. Z niego wówczas też wszystko wypłynęło. Powiedział: „To wszystko moja wina...”. Czułem, jak unoszę się nad ziemią, bo odzyskałem tatę. Tego nie da się przekazać słowami – wyznaje.

Kiedy Bóg zburzył mur między nimi, Piotr zaczął się odradzać jako mężczyzna. Poznał we wspólnocie Izabelę. – I jesteśmy do dziś szczęśliwym małżeństwem. I mimo kryzysów jesteśmy, bo już wiem, jak mam się modlić, że „jeśli Ty jesteś Bogiem, który robi coś z niczego, to z naszego małżeństwa też zrobisz prawdziwe małżeństwo”. I zrobił – śmieje się Piotr. Opowiada o cudzie otwarcia się na życie, o dzieciach, które go co dzień witają. – Bóg jest wierny – dodaje. Chwyta krzyż, mówiąc: – I w obliczu tych faktów chcę powiedzieć, że wierzę w Boga Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, i w Jezusa Chrystusa...

Bądźcie takimi świadkami

Dziś człowiek często czuje, że wiara jest niczym ogromny bagaż nałożony na kark, a w nim jakiś plan Boży, ciężar obowiązku chodzenia do kościoła, modlitwa, jakieś przykazania, nakazy. A po co? Jakaż to oferta dziwna? Wielu dziś wątpi, że to jest trud warty wysiłku. – Oni usłyszeli, że jest Ktoś, kto ma dla nich wspaniałą ofertę. A jest to Jezus Chrystus, który kocha człowieka i przemienia życie. Oni podjęli to ryzyko wstąpienia do wspólnoty, wysiłek karmienia się słowem Bożym, wysiłek podjęci drogi wzrostu w wierze. I doświadczyli wyzwolenia.

Dziś potrafimy wyrecytować pięknie regułki, przykazania, prawdy wiary. Jesteśmy w końcu inteligentni. Ale to się nie przekłada na nasze relacje z Bogiem. Katechumenat skoncentrowany jest na budowaniu relacji do Boga, człowieka. Bóg sprawia, że człowiek odzyskuje zdolność służenia, zdolność kochania. I ten dzisiejszy obrzęd Redditio Symboli, czas słowa „effata”, kiedy ich uszy są otwarte i słowo do nich dociera, stają posłuszni temu słowu. I są te przemiany, te cuda, których doświadczają. I to powoduje, że zaczynają mówić o Bogu. Wcześniej mieli usta zasznurowane.

Któż z nas prowadzi rozmowy ze znajomymi, z rodziną o Bogu? Polityka, pogoda, jakieś banalne rzeczy. Ale Bóg? Jakiś sens życia? Kto z was o tym mówi? – pyta ks. Wiesław Janik. – A bracia i siostry z tej wspólnoty dziś publicznie wyznali swoją wiarę, zaświadczyli o tym, co Bóg działa w ich życiu. On sprawił, że stali się wolni – dodaje.

– Byliśmy świadkami tak ważnego wydarzenia w Kościele, publicznego wyznania wiary. Wysłuchaliśmy świadectw, jak odradza się nowe życie zrodzone na chrzcie. Ale nie zawsze jesteśmy tego świadomi. Dlatego potrzebna jest ta droga, która jest dziełem Boga w nas, początkowego otwarcia się na Jego głos, usłyszenia Go, później pozwolenia Mu na działanie w nas i pójście według Jego wskazówek. To w zasadzie jedyna droga życia. Ona nie ma alternatywy. Myślę, że ważne jest, abyśmy dawali świadectwo, czytelne świadectwo. Pośród różnych potrzeb tego świata większej nie ma i nie będzie. Wszystko inne powinno być temu podporządkowane. Świadków wiary w świecie ciągle potrzeba. Bądźcie takimi świadkami – mówi abp Józef Górzyński.