Jedni sprowadzeni z daleka, drudzy – „odkryci” w sąsiedztwie. Katolicka wspólnota Hallelu Jah przyjęła chrześcijan z Syrii, mieszkańcy Strachocina i okolic nie odwrócili się od Ukraińców w potrzebie.
Od problemu nie da się uciec. Ludzi „z innego świata”, wymagających natychmiastowej pomocy, przybywa. Niektórych możesz spotkać znienacka pod swoimi drzwiami. Wsparcie instytucji państwowych czy miejskich nie wystarcza.
Z paszczy lwa
– To był naturalny odruch. Wierzący w Chrystusa powinni pomagać wszystkim, którzy są prześladowani, cierpią. Dodatkowo w tym przypadku chodzi o chrześcijan, czyli naszych braci – mówi Krzysztof Kunert, tłumacząc decyzję wspólnoty, by zaopiekować się rodziną z Syrii. – Silny impuls przyszedł też z Czech. Naszych sąsiadów z południa uważa się zwykle za naród ateistyczny. A właśnie tam kilka miesięcy temu powstało środowisko ok. 1500 osób zdecydowanych, by pomóc znacznej grupie syryjskich chrześcijan. Zastanowiło nas to. Zapadła decyzja, by się zaangażować. Członkowie Hallelu Jah skontaktowali się ze współpracującą z polskim rządem Fundacją Estery, przeszli proces kwalifikacji.
– Musieliśmy wykazać się możliwością utrzymania syryjskiej rodziny, pozyskać odpowiednie lokum i dostarczyć fundacji dokumentację fotograficzną – wspomina K. Kunert. W Syrii nie ma polskiego przedstawicielstwa. Wybrane (z pomocą duchownych z Damaszku i okolic) rodziny musiały odbyć długą i niebezpieczną podróż do Bejrutu w Libanie. Tam spędziły kilka tygodni, które upłynęły m.in. na oczekiwaniu na wizy turystyczne do Strefy Schengen. W końcu w piątek, 10 lipca, samolot z blisko 160 osobami przyleciał do Warszawy. – Nasi Syryjczycy od razu wystąpili z wnioskiem o status uchodźcy, w niedzielę byli już we Wrocławiu – mówi Krzysztof Kunert, dodając, że przybysze są bardzo zmęczeni, ale uśmiechnięci. Jedna z osób dzieliła się radością z faktu, że może wreszcie zrobić normalne pranie. Hallelu Jah w sposób bardzo przemyślany przygotowała się na przyjęcie gości – precyzyjnie ustalając, kto w jaki sposób wesprze przybyszów – począwszy od zadbania o wyposażenie ich lokum, zapewnienie dostępu do internetu, naukę korzystania z komunikacji miejskiej, poradzenia sobie w sklepie itd. Zadbano również o zapewnienie im kontaktu z mieszkającymi już we Wrocławiu Syryjczykami.
Wśród przyjezdnych są osoby władające dobrze językiem angielskim, z komunikacją nie ma więc większego problemu. – Jesteśmy umówieni z Fundacją Estery, że przez rok finansujemy pobyt Syryjczyków we Wrocławiu, zapewniamy im codzienny byt, pomagamy w asymilacji. Na szerszą pomoc ze strony państwa, instytucji miejskich, można liczyć, gdy nasi goście uzyskają status uchodźcy – co może trwać od 3 do 6 miesięcy – dodaje K. Kunert. Czy zostaną u nas na stałe? – Zobaczymy, decyzja należy do nich. Teraz potrzebują przede wszystkim spokoju. Muszą odpocząć. Mają za sobą trudne doświadczenia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.