Jedni sprowadzeni z daleka, drudzy – „odkryci” w sąsiedztwie. Katolicka wspólnota Hallelu Jah przyjęła chrześcijan z Syrii, mieszkańcy Strachocina i okolic nie odwrócili się od Ukraińców w potrzebie.
Tanki jadut
Pani Renata dostrzegła pewnego razu, że u sąsiadów pojawiła się grupka nieco zagubionych, nie mówiących po polsku osób. – Poszłam, spytałam, czy im czegoś potrzeba. Odparli: niczego, tylko pracy – wspomina. – Jesteśmy z Donbasu, z Doniecka. Mieszkaliśmy w rejonie lotniska, zbombardowano nasz dom. Trwał silny ostrzał… Tam się po prostu nie dało żyć – tłumaczą Luba i Władysław, którzy uciekli do Polski z dorosłym synem Saszą. Trafili do Białej Podlaskiej, stamtąd zostali skierowani do Radzynia Podlaskiego, obok którego znajduje się ośrodek dla cudzoziemców. Otrzymali tymczasowe zaświadczenie tożsamości cudzoziemca, kartę socjalną, która jednak „nie działa” bez innych, brakujących jeszcze dokumentów, pismo potwierdzające, że objęci są opieką medyczną (aczkolwiek później okazało się, że nie tak łatwo z niej skorzystać – wskazany lekarz jest w Warszawie). Złożyli wniosek o status uchodźcy w MSW. Czekają na decyzję. Po półrocznym pobycie w ośrodku otrzymali po 600 zł na osobę i ruszyli, wraz z inną rodziną ze Wschodu, by szukać kwatery. W maju trafili do wynajmowanego mieszkania na wrocławskim Strachocinie.
Od razu było wiadomo, że funduszy, jakimi dysponują, nie starczy na długo. Pani Renata postanowiła działać. W pomoc włączyli się wkrótce kolejni mieszkańcy, ludzie z parafii pw. NMP Bolesnej na Strachocinie i nie tylko. Wobec swoich nowych parafian nie pozostali obojętni księża. Przeprowadzono zbiórkę funduszy po niedzielnych Mszach św., zbiórkę żywności, okoliczne przedszkole zgodziło się przyjąć za darmo dziecko. Jedna firma przygotowała paczki, inna przeprowadziła zbiórkę ubrań, pomógł właściciel warzywniaka. Od poniedziałku do piątku odbywają się lekcje polskiego, organizowane przy kaplicy na ul. Tatarakowej, m.in. dzięki emerytowanym nauczycielkom języka rosyjskiego. Trwa załatwianie mnóstwa spraw urzędowych.
Łatwo nie jest. W historii przyjezdnych usłyszysz m.in. o ukradzionej części bagaży, o nieuczciwości ludzi, którzy oszukali ich przy sprzedaży starego auta. Pani Renata wspomina choćby małego chłopczyka z 40-stopniową gorączką, do którego lekarz nie chciał przyjść. – Gdy jechaliśmy z nim do szpitala, jak tylko usłyszał jakieś stuki, mówił: „Tanki jadut” – „Czołgi jadą”. Takie było pierwsze skojarzenie chorego dziecka…
Przybysze, niegdyś majętni ludzie, dziś cieszą się ze wszystkiego. Z podarowanego roweru, koców. Gdy jeden z mężczyzn znalazł pracę, chodził 8 km piechotą, nie mając pieniędzy na bilet. Nie narzekał... Chcą sami zarobić na swoje utrzymanie. Pani Luba na przykład może prowadzić dom, świetnie gotuje, piecze. – Język polski już całkiem dobrze rozumiemy, trudniej nam jednak mówić – dodają.
Na terenie parafii pw. NMP Bolesnej na Strachocinie otaczane są opieką na razie dwie rodziny ze Wschodu. – Dzwonią do nas kolejne osoby z Radzynia, mamy kontakt także z ludźmi z Kamieńca Podolskiego – mówi pani Barbara. Porozumiała się już w sprawie miejsc dla następnych dzieci w kolejnym przedszkolu, szuka taniego lokum, łóżeczek dziecięcych. Pani Renata jest dobrej myśli: – Jeśli człowiek jest naprawdę zdeterminowany, by komuś pomóc, otwiera się niespodziewanie dużo drzwi – mówi.
Kto chciałby wesprzeć uchodźców z Ukrainy, może dzwonić pod 601 71 03 31 lub 604 508 016.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.