Opisując motyle

Kupowałam ostatnio okolicznościową kartkę. Co jedna to ładniejsza, duży wybór.

Reklama

Dobra jakość papieru, gustowne grafiki, posrebrzenia… Tylko te motyle. Na pierwszym planie albo w tle, małe i wielgachne, w pełnym kolorze albo wyrysowane ledwo cieniem. Zdawało mi się, że spozierają na mnie niepokojąco z każdego odświętnego kartonika. Nie do końca umiem dociec, co ma wspólnego motyl z najlepszymi życzeniami, ale fakt pozostaje faktem: motyl jako dominujący motyw graficzny Anno Domini 2025. Bo teraz oczywiście widzę je wszędzie: na okładkach i tapetach, ba, nawet na etui do telefonu, które wczoraj nieopatrznie kupiłam.

Czemu o tym piszę? Aby skrytykować cudze gusty? Nie. Po prostu uświadomiłam sobie, że niezależnie, czy nam się to podoba czy nie, od pewnych rzeczy jednak uciec się nie da. Chętnie by się człowiek odciął czy zdystansował od tego współczesnego kontekstu, który wydaje nam się czasem tak nużący, miałki, niepotrzebny. Wciąż nas wabią nas Stare Dobre Czasy? Tęsknimy do postaw czy wyobrażeń, które już dawno przebrzmiały. Wyobrażeń – bo tylko nam się zdaje, jakie były naprawdę tamte doznania, tamte doświadczenia…

Krytyka dzieci za brak trzepaka na podwórku, opieranie się instagramom i smartfonom, uznawanie czyjegoś życia za pełne fanaberii – nie da się tego wrzucić do jednego worka, sporo racji w tym czasem jest. Ale sporo też, przyznajmy, naszego nierozsądnego widzimisię. Bo czy jest jakaś wina moralna w naszych zmywarkach i pralko-suszarkach, w czatachGPT, w Biblii na tablecie? A nawet w tym, że tym, że lubimy sok z pomarańczy? (była kiedyś taka metafora, że współczesne pokolenia wybiorą raczej sok z kartonu niż obieranie pomarańczy).

Pisał w 1998 roku Szymik:

„Dobrze jest nie mieć za złe swoim czasom.
Dobrze jest żyć w zgodzie z pomysłem Najwyższego.
Nie myli się zapewne w przydziale współrzędnych
i epoki najwłaściwszej”

Z powyższym łatwo zgodzilibyśmy się przecież (wszak lubimy te wpadające w ucho bon moty, ich uspakajający rytm). Wcześniej jednak, w tym samym wierszu autor opisuje „Koncert Tiny Turner w Amsterdamie, na styku tysiącleci”:

„(…) wszystko jest jak trzeba, już się błyszczy i iskrzy,
jak na styku tysiącleci powinno. Pastelowe barwy,
winyle i satyny żółte. Tkaniny sukienek
sztuczne, połyskliwe. Słyszę refren:
Żyjemy, bo jesteśmy z plastyku

Bal. Życie jako taniec gorzki, zabawa rozpaczliwa.
Z erotycznym (pod)tekstem. Emocje, magia,
prymityw, wzruszenia za parę centów.
Słyszę refren: jeśli mamy umrzeć,
to trzeba z tego coś wycisnąć”

A to rozedrganie, przyznajmy, podoba nam się niekoniecznie. Tak jak i inne okoliczności przyrody wokół. Czy więc umiemy powiedzieć za poetą:

„To jest
mój czas. Na moją miarę i skalę.
Mój czas. Nie będę miał innego”?

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Reklama

Reklama

Reklama

Archiwum informacji

niedz. pon. wt. śr. czw. pt. sob.
27 28 29 30 1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
1 2 3 4 5 6 7

Reklama