To nie miało prawa się wydarzyć. A jednak - ze śmieci stali się apostołami.
Kocham spokój w domu – mówi. Ma dwanaście lat i dobrze pamięta pierwszą połowę swego życia. Dla Filipa to była jazda bez trzymanki.
Ciche dziecięce „mamo”
Do tej pory nie może się nadziwić, że jego mama, Kasia, potrafiła tyle przeżyć i wciąż być razem z nim. Uratował jej życie trzy razy. Najpierw, kiedy dowiedziała się, że Filip pojawił się na świecie. Miała wtedy 20 lat i właściwie brak przyszłości, ale był to stan z wyboru.
Jej rodzice, gdy dowiedzieli się o ciąży, zawyrokowali: teraz to już całkiem zmarnowałaś sobie życie. Mimo to Kasia chciała urodzić dziecko, bo zapragnęła normalności. Przestała pić, przestała palić. Cieszyła się, że będzie miała malutką istotę do kochania. Wzięła nawet ślub z ojcem dziecka, ale szybko okazało się, że to wielki błąd. Jej cywilny mąż nie był dla niej dobry, więcej – okazał się kanalią. Kiedyś, gdy się pokłócili, zaczął ją bić, uderzając jej głową w ścianę. Nienawidził jej. Ona nienawidziła siebie. Z rozpaczy, w depresji, rzuciła się pod pędzący samochód. Uratowali ją, ale miesiąc po powrocie do domu teściowa powiedziała jej, że właściwie dobrze by było żeby się powiesiła.
Wtedy coś w niej pękło na dobre. Wzięła kilka opakowań leków psychotropowych i położyła się koło synka. Chciała umrzeć. On jednak jej nie pozwolił. Bezwiednie położył rączkę na jej twarzy i wyszeptał „mama”, a wtedy obudziła się w niej wola życia. A tak niewiele brakowało, by zasnęła na dobre. Minęło kilka lat. Po rozstaniu z ojcem Filipa spotkała wreszcie faceta swego życia, Łukasza. Rozumieli się doskonale: punki po przeprawie, wciągnięci w dobrą zabawę. Życie polegało na alkoholu, imprezach i koncertach.
Dziecko było obok i patrzyło na upijających się rodziców balujących do białego rana, do nieprzytomności, po szczeniacku. Patrzyło też na ich kłótnie, rękoczyny i nienawiść – bo i z Łukaszem sielanki nie było. Któregoś dnia malec poprosił, żeby matka poszła z nim na Roraty. Właśnie rozpoczął przygotowanie do Pierwszej Komunii św. Chwila wahania i, bez przekonania, ale poszła. Wróciła przemieniona. Zaczęła rozumieć Arka i Monikę, i to wcale nie dlatego, że mieli podobne dzieciństwo.
Inne, a jednak takie same
Arek. Trudny dom. Ciężka praca, żeby wystarczyło od pierwszego do pierwszego. Brak bliskości. Do takiego domu nie chce się wracać. A w tym wszystkim wrażliwy chłopiec, jeden z trojga. Przytłoczony sukcesami rodzeństwa, duszący w sobie nienawiść i złość do rodziców, rodzeństwa – wszystkich wraz z dziadkami tłoczących się w małym dwupokojowym mieszkanku. Pełen kompleksów i z zerowym poczuciem wartości nabrał wiatru w żagle, gdy usłyszał punka („punk” po angielsku znaczy „śmieć, odpad”). Jeszcze przed chwilą myślał o sobie pełen bólu: jestem głupi i brzydki. Teraz miał to po prostu gdzieś.
Monika. Żyje w górniczej rodzinie z Wałbrzycha. Alkohol i pornografia sprawiają, że Monika za szybko staje się „dorosła”. Dziewczynka widzi ludzką seksualność w brudnym zwierciadle, więc także o swojej myśli w kategoriach pogardy. Z chorobą sierocą będzie musiała zmagać się jeszcze długie lata potem. Tymczasem jest „dojrzałe życie” dziesięciolatki: spijanie z kieliszków, palenie papierosów, wulgaryzmy. Gdy jako trzynastolatka słyszy punka, zakochuje się w nim bez reszty.
Kasia. Z Moniką zna się od przedszkola. Przez długie lata była pewna, że życie dorosłych polega na harowaniu i balangach. Jej brat śmieje się z niej, bo ma odstające uszy. Na początku walczy z nim, ale potem nie ma wątpliwości, że faktycznie jest do niczego. Rodzice nie kryją, że bardziej cenią swojego syna. Dziewczynka znajduje przyjemność w samodestrukcji, którą uzupełnia smakiem alkoholu i papierosami, ale dopiero punk-rock daje jej solidne oparcie. Ma trzynaście lat.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.