Pallotyńscy misjonarze w Rutshuru, w Demokratycznej Republice Kongo mogą na nowo wrócić do swoich obowiązków. Sytuacja powoli wraca do normy po kolejnej fali walk, jakie rozgorzały tam w miniony weekend między wojskiem rządowym a rebelianckimi oddziałami M23.
Żołnierze armii rządowej przejęli miasto z rąk rebeliantów, zmuszając ich do ucieczki. Oddziały rebeliantów zostały zdziesiątkowane. - To była największa operacja wojskowa jaka miała miejsce od 2005 roku, kiedy na nowo rozgorzała wojna domowa w Kongo - mówi palotyńskim misjonarz ks. Wiesław Kantor. Sytuacja była na tyle groźna, że Rutshuru masowo się wyludniło. Teraz mieszkańcy wracają do swoich domostw. Lada chwila ma zacząć działać komunikacja między sąsiadującymi miejscowościami w regionie północnego Kiwu.
Jeden z kongijskich księży przebywający w Polsce skontaktował się ze swoją rodziną zaraz po tym, jak tylko w Rutshuru ponownie włączono prąd. Przekazał, że mieszkańcy miasta są zadowoleni, że rebelianci wreszcie opuścili ich okolicę.
Misja księży pallotynów podczas zamieszek cały czas była pod opieką wojsk ONZ, które na bieżąco informowały duszpasterzy o stanie zagrożenia. W polskiej misji chroniły się też pracujące w regionie Kiwu siostry pallotynki-misjonarki. Teraz mogły wrócić do swoich obowiązków.
Walki w DR Kongo rozgorzały na nowo po tym, jak rebelianci z oddziałów M23 oświadczyli, że zrywają negocjacje pokojowe z oficjalnymi władzami w Ugandzie, bo nie zgodzono się na amnestię dla przywódców M23. Nie wiadomo, czy uda wznowić negocjacje między Kinszasą a rebeliantami, na które obie strony zgodziły się w zeszłym roku. Francuski ambasador przy ONZ, Gerard Araud ma nadzieję, że rebelianci i rząd zasiądą do rozmów przy jednym stole w ugandyjskiej Kampali.
Piotr Sikora o odzyskaniu tożsamości, którą Kościół przez wieki stracił.