Badanie seksskandalu w Kościele trwa. Bez kryminologa, do którego biskupi stracili zaufanie
W 2010 roku wybuchła afera dotycząca informacji nt. molestowania seksualnego podopiecznych przez księży w Niemczech. Kościół katolicki w RFN bardzo szybko wziął się za badanie tych przypadków pedofilii – m.in. organizując „gorącą linię” dla poszkodowanych, i współpracując ze śledczymi. Zlecił także opracowanie raportu na ten temat, obejmującego zarówno dane zbiorcze, oparte na rozmowach z ofiarami, a także informacjach ujętych w archiwach personalnych wszystkich niemieckich diecezji. Na podstawie tych informacji powstać miał raport zbiorczy, nad którym czuwać miał prof. Christian Pfeiffer z Dolnosaksońskiego Instytutu Kryminologicznego. Jego wyniki miały odpowiedzieć m.in. na pytanie, jak doszło do tych przypadków.
Jednak w środę 9 stycznia Konferencja Episkopatu Niemiec (DBK) zerwał umowę z Christianem Pfeifferem. – Zaufanie między dyrektorem instytutu i niemieckimi biskupami zostało zniszczone. Zaufanie jest nieodzowne przy tego typu obszernym i delikatnym projekcie. Zachowanie komunikacyjne prof. Pfeiffera wobec osób odpowiedzialnych po stronie kościelnej zniszczyło podstawy dalszej konstruktywnej współpracy – można przeczytać w oficjalnym oświadczeniu niemieckiego Episkopatu.
Cenzura?
Rzecznik episkopatu Matthias Kopp zarzucał kryminologowi podczas konferencji prasowej konieczność renegocjacji umowy oraz to, iż „pan Pfeiffer miał coraz to nowe pomysły”. – Próbowaliśmy wspólnie znaleźć mechanizmy, które umożliwiłyby koordynację publikacji raportu zarówno na płaszczyźnie naukowej, jak i medialnej – powiedział, odnosząc się do zarzutów, jakie postawił biskupom prof. Pfeiffer, który twierdził, że chcieli oni „cenzurować” jego publikację.
Chodzi o naleganie przez duchownych, by dał im do wglądu efekty swojej pracy przed jej publikacją. Szczególnie miało na tym zależeć arcybiskupowi Monachium i Fryzyngii, Reinhardowi Marksowi. Co więcej, na terenie m.in. diecezji ratyzbońskiej miało jego zdaniem dochodzić do niszczenia dokumentów, czemu jednak niemiecki Episkopat zaprzecza. Strona kościelna tłumaczy, że bardzo istotne było to, by w raporcie końcowym znalazły się jedynie dane zbiorcze, nie zaś informacje nt. personaliów osób prawdopodobnie zamieszanych w skandale seksualne, czego prof. Pfeiffer i prowadzony przez niego instytut nie byli w stanie zapewnić (tego zdania był m.in. kryminolog Klaus Laubenthal, który w rozmowie z niemiecką Katholische Nachrichtenagentur zarzucał swojemu koledze po fachu błędy metodologiczne) Nazywanie tego „cenzurą” ma być nadużyciem – jeśli się z niego nie wycofa, DBK chce uzyskać sądowny zakaz używania tego określenia wobec działań Kościoła.
Kryminolog atakuje celibat?
Naukowiec zarzuca Kościołowi, że chciał także wpływać na dobór przez niego współpracowników. Jednocześnie wytacza wobec Episkopatu działa natury doktrynalnej. – Wydaje mi się, że zachowanie biskupów wynika z obaw, że wyniki naszych badań mogłyby wstrząsnąć fundamenty Kościoła katolickiego, jak np. celibat, podejście Kościoła do księży czy zachowanie względem ofiar. Przedmiotem badań byłoby zarówno to, czy nie proponowano ofiarom pieniędzy, czy celibat rzeczywiście miał wpływ na problem, a także dlaczego w ostatnich latach spadła liczba przypadków molestowania – mówił prof. Pfeiffer w wywiadzie udzielonym telewizji ARD. Zaleca także swoim następcom, by nie podpisywali umowy z Episkopatem, ale oddzielnie z każdą diecezją, gdyż „umowa z Episkopatem nic nie znaczy”.
Wbrew temu, co pisze np. „Gazeta Wyborcza”, proces badania skandali seksualnych w Niemczech się nie skończył. – W najbliższych dniach będziemy prowadzić rozmowy z innymi niezależnymi instytutami kryminologicznymi. Czy z prof. Pfeifferem, czy bez niego, badania będą kontynuowane – tłumaczy rzecznik DBK.
Przeczytaj także:
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.