Apeluję - nie tyle o dyskusję, ile o modlitwę, o szczerą i gorącą modlitwę. Demony wiedzą z Kim mają do czynienia (Mk 5,7). Powołani, wybrani, a tym bardziej konsekrowani są szczególnie wystawni na działanie Złego, który wścieka się, że przegrywa z Jezusem, Synem Boga Najwyższego. Każdy kapłan jest umiłowany przez Mistrza, stąd tyle ciosów, pokus, lęku..., upadków i grzechów, ale i umizgów ze strony "złych mediów". Módlmy się: "(...) nie dozwól, byśmy ulegli pokusie". Módlmy się, byśmy słuchali i rozważali słowo Boże - "siadali u stóp Jezusa" (orędzie na W.Post). Niech ci, którzy "odeszli" czynią to, co uzdrowiony z Gerazy/Gergezy: "Odszedł i zaczął rozpowiadać... o tym, co Jezus dla niego uczynił, a wszyscy się dziwili" (5,20). Jezu, pomagaj Braciom i Siostrom, którzy ulegli, zgrzeszyli. Proszę - uwalniaj, uzdrawiaj, wyrzucaj demony, nazywaj ich "po imieniu"...: "Duchu nieczysty, wyjdź z tego człowieka" (5,8). Amen, amen...!
Dziwi mnie to, że ksiądz lub zakonnik, dobrowolnie i publicznie spowiada się z podjętej decyzji o rezygnacji z posługi kapłańskiej. To jest jego sprawa osobista, aby nie powiedzieć - wręcz intymna. Każdy posiada wolną wolę i nie musi publicznie spowiadać się ze swoich wyborów. Dla mnie jest to równoznaczne z opowiadaniem publicznie np. o swojej nocy poślubnej.
Jeżeli jakiś duchowny twierdzi, że nie wierzy w Boga lub, że stał się Bóg dla niego pustką, bądź gdy nie uznaje autorytetu papieża, albo stosowany przez takiego duchownego system wartości sprzeciwia się podstawowym wymogom moralnym, to chyba lepiej dla wszystkich, że odchodzi. Gorsza byłaby chyba hipokryzja, dwulicowość, ponieważ sialiby zgorszenie i spustoszenie duchowe i to dopiero byłaby porażka duszpasterska. Z resztą w przypadku Jacka Krzysztofowicza trudno mówić o porażce duszpasterskiej natomiast właściwym określeniem jest sprawienie zawodu tym, dla których był przewodnikiem na drodze duchowej.
Nie ma nic dziwnego w zainteresowaniu mediów księżmi, którzy wystąpili ze stanu kapłańskiego. Biorąc pod uwagę chociażby ostatni apel Ojca Świętego skierowanego do polskich duszpasterzy: "nawet dziś ksiądz musi żyć w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie" i zestawiając to z różnymi skandalami wstrząsającymi Kościół i społeczeństwo, a także obserwacjami własnymi, ciekawe jest co mają na ten temat do powiedzenia byli księża, których nie dotyczy już obowiązek posłuszeństwa i milczenia. Publiczne darcie szat z tego powodu nie przyniesie żadnych korzyści. Czy nie właściwszym byłoby swoje czyny przeciwstawić słowom z mediów?
Nie jestem osobą duchowną. Zdarzało mi się rozmawiać z takimi osobami trochę głębiej.Ich życie jest duzo bardziej rozedrgane niz osoby świeckiej. Problemu nie mają napewno księża z głebokim powołaniem. Nie wszyscy je mają tak jak my nie zawsze robimy w życiu to co naprawdę obecnie pragnęlibyśmy robić.Na tym koniec rozczulania. Jeśli ktoś został duchownym , jego odpowiedzialność za to co robi jest podwójna conajmniej.Wielu wiernych niestety postrzega kwestie wiary przez pryzmat duchownych.Jeśli ktoś przegrał swoje powołanie i nadal kocha Pana przeżywa swą porażke w ciszy. Jeśli nagle zmienia się celebrytę to chyba coś jednak było (i jest) nie tak z wyborem drogi zycia. Pomińmy milczeniem ich wynużenia.Modlitwa jak najbardziej jest potrzebna.
(-;
Dla mnie jest to równoznaczne z opowiadaniem publicznie np. o swojej nocy poślubnej.