O modlitwach na przerwie, rozmiękczaniu twardzieli i umowie z Matką Bożą z Alicją Bochenek, emerytowaną katechetką z Sochaczewa, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
To pierwszy rok od 18 lat, w którym w Dniu Nauczyciela nie będzie pani w szkole. Czy w takich chwilach tęskni się bardziej i chce się tam wracać?
ALICJA BOCHENEK: – Może zabrzmi to dziwnie, ale mimo tego, że przeszłam na emeryturę, ze szkoły nie odeszłam. Przestałam tam tylko chodzić i uczyć katechezy. Nadal jednak głęboko w sercu noszę swoich uczniów i, tak jak dawniej, każdego dnia modlę się za nich. Staram się też być otwarta na ich potrzeby. Wiele razy im powtarzałam, że w chwilach trudnych mogą się do mnie zwracać, prosić o rozmowę, wsparcie. Oni wiedzą, że nie były to słowa rzucane na wiatr. Gdy zaś idzie o powrót do szkoły, to na razie o takim nie myślę. Wszystko ma swój czas, jak mówi Biblia. Mój pozwala mi teraz na odpoczynek i refleksję.
Nauka religii bez wątpienia nie należy do łatwych, bo przecież podczas katechezy nie chodzi tylko o przekazanie wiedzy. Jaki był Pani klucz do pracy z młodzieżą?
– Katecheza nie może kończyć się w ramach 45 minut. Dla mnie zaczynała się ona poranną Mszą św., podczas której modliłam się za wszystkich swoich uczniów. Szczególnie powierzałam tych, z którymi danego dnia miałam mieć lekcję. Przy wieczornej modlitwie też ich nie brakowało. Na zajęciach chętnie dzieliłam się z nimi swoim doświadczeniem wiary. Opowiadałam im o pielgrzymkach, rekolekcjach, sile, jaką daje mi Różaniec. Dziś część katechetów nastawia się jedynie na przekazanie wiedzy. A dzieci i młodzież potrzebują czegoś więcej. Chcą widzieć świadka, który o Bogu będzie mówił jak o swoim przyjacielu, o kimś z rodziny, do kogo przychodzi, z kim każdego dnia rozmawia. Wtedy może zrodzić się pragnienie: Poznaj mnie z Nim.
Wtedy prowadzenie katechezy jest znacznie ułatwione?
– Tak. Uczniowie bardzo szybko wyczuwają, z kim mają do czynienia. Jeśli nie mają przed sobą świadka, są nieufni, zaczepni i mało zaangażowani. Nauka religii była dla mnie szkołą miłości i cierpliwości. Nikogo nie zmuszałam do modlitwy, wiary. Czekałam. Wiedziałam, że cierpliwością i otwartością można rozmiękczyć nawet największych twardzieli.
Wiem, że w chwilach trudnych młodzież prosiła Panią o wspólną modlitwę. mieliście też jakąś grupę modlitewną.
– Nieraz zdarzało się, że ktoś prosił o radę czy pomoc. Każdą rozmowę kończyłam westchnieniem do Boga. Razem z młodzieżą modliłam się też przed egzaminami, trudną klasówką. Gdy pracowałam w Gimnazjum Powiatowym w Sochaczewie, po obejrzeniu filmu „Czy diabeł istnieje naprawdę”, zawiązaliśmy koło religijne. Spotykaliśmy się w szkole dwa razy w tygodniu. Czytaliśmy Pismo Święte, odmawialiśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Chętnych nie brakowało.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).