O modlitwach na przerwie, rozmiękczaniu twardzieli i umowie z Matką Bożą z Alicją Bochenek, emerytowaną katechetką z Sochaczewa, rozmawia Agnieszka Napiórkowska.
Skąd w Pani taka gorliwość i podporządkowywanie całego życia Bogu?
– Myślę, że wyniosłam to z domu. Od dziecka lubiłam się modlić. Mama prowadzała mnie na wszystkie nabożeństwa. Sypałam kwiatki, nosiłam małą chorągiew św. Tereski. Mój ojciec był zaprzyjaźniony z proboszczem, któremu obrabiał pole. Takie były początki. Później wiele razy doświadczyłam obecności i pomocy Bożej, dzięki czemu moja wiara się umacniała.
Zawsze dotrzymywała pani też słowa danego Maryi. Tak było choćby w przypadku choroby córki.
– Moja córka, jako dziecko, bardzo chorowała. Istniała obawa, że może umrzeć. Będąc w Miedniewicach na pielgrzymce, prosiłam Matkę Bożą Świętorodzinną o pomoc. Obiecałam jej wtedy, że jeśli mała wyzdrowieje, to za rok przyjdę tam razem z nią. Słowa dotrzymałam, pomimo że powrót do zdrowia nie był całkowity. Do dziś pamiętam, jak moja mama, patrząc na jej chude nóżki, twierdziła, że zwariowałam, zabierając ją na pielgrzymkę. A ona przez całą drogę szła, nawet raz nie wołając o wzięcie na ręce. Potem było już tylko lepiej.
To między innymi z tego powodu została pani katechetką?
– Można tak powiedzieć. Kiedy podpisano konkordat, ks. Piotr Żądło zaproponował mi, bym zmieniła zawód. Miałam dobrą pracę, w której sporo zarabiałam, ale mimo to zdecydowałam Się na zmianę. Chciałam w ten sposób podziękować Maryi za wszelkie łaski. Cieszyłam się też, że o Jej dobroci będę mogła opowiadać innym. I choć rodzina była przeciwna, skończyłam kolegium katechetyczne, a potem studia na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Pracując najpierw w przedszkolu, potem w szkole podstawowej i na końcu w gimnazjum i liceum, uzyskałam tytuł nauczyciela dyplomowanego i mianowanego. Dziś, gdy już nie pracuję, mam nadzieję, że z mojej pracy zadowolona była także Matka Boża.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.