Przypięli skrzydła
Teresa, Alicja i Edward gościli u siebie dwóch kleryków. Ks. Roman Tomaszczuk/ GN

Przypięli skrzydła

Brak komentarzy: 0

Ks. Roman Tomaszczuk; GN 35/2011 Świdnica

publikacja 19.09.2011 06:30

Jak tu ściągnąć kleryka z wyżyn i piedestałów do prozy swojego domu? Czy w ogóle tak wypada i czy się chłopak, znaczy kleryk, na to zgodzi? A i owszem. Czemu nie?

– Święty ksiądz? To człowiek modlitwy, to po pierwsze. Za pobożnością idzie cała reszta: wyrozumiałość, otwartość, szacunek wobec ludzi i Boga – mówi Józef, a potem opowiada o znajomym księdzu, który przyjechał do nich z gromadą swoich małych parafian i rozbił w walimskim ogrodzie obozowisko. – Patrzyliśmy na niego z uznaniem, widzieliśmy jego radość z tego, co robi, i nie mieliśmy wątpliwości, że sam jest bardzo szczęśliwy – wspomina. – Takich nam trzeba! – zapewniają małżonkowie. – Tylko tacy mają szansę przebić się przez skorupę obojętności, a nawet wrogości i przekonać ludzi, że Jezus ich kocha. Jasne, ci ludzie są daleko poza murami świątyni, ale są też dziećmi Boga! A ksiądz? Czyż nie ma być pasterzem szukającym owieczek, a nie tylko czekającym na nie w wygodnej zagrodzie? Wygodnej i pustoszejącej… – Halina mówi ze smutkiem i modli się w Duchu i prawdzie za kapłanów.

Monterzy Pana Boga

Klerycy goszczący w rodzinach w drodze na Igliczną spędzili w nich zaledwie kilkanaście godzin, z czego większość przespali. Danuta Marcińczyk oddała im do dyspozycji swoje niewielkie mieszkanko, sama poszła na tę noc do swojej córki. Kiedy wróciła do siebie, zastała nie tylko wzorcowo posprzątany pokój, ale coś nieuchwytnego. Jakby duchowy prezent, na który wystarczy się zgodzić, by mógł rozświetlić wnętrze. Powiedziała swoje „Amen” i z nową siłą przekonała się, że Kościół, ten, który tak kocha, ma przyszłość, bo ciągle są młodzi gotowi do oddania mu swego życia.

Bawołowie mieli spore opory, żeby zabrać dla siebie trochę czasu z coraz krótszej nocy swoich gości. – Chłopcy… przepraszam, młodzi mężczyźni, przyszli do nas po 22.00, byli bardzo zmęczeni całym dniem marszu, więc szkoda nam ich było, ale nie umieliśmy zrezygnować z radości rozmowy z nimi. Rozmowy o tym, co wielkie, bo Boże. I… – zastanawia się Teresa. – Nie mam żadnych wątpliwości, że księża, także ci młodzi, bardzo nas potrzebują. Tak! Oni dodają nam skrzydeł, ale bez nas sami byliby uziemieni – uśmiecha się.

Kiedy Halina Piksa skończyła swoją opowieść o zwycięstwie nad rakiem, nie kryła wzruszenia i przekonania, że bez wiary nie dałaby rady pokonać zagrożenia. Jednak kiedy gościła kleryków, z nową siłą dotarło do niej i to, że wiara musi być wciąż karmiona (Eucharystią), oczyszczana (pokutą), umacniana (słowem). – Moja wiara tak mocno zależy od wiary mojego kapłana. Dlatego usilnie prosiłam Pana, by nie ustała wiara także tych, którzy do kapłaństwa się przygotowują. Potrzebują przecież skrzydeł, żeby wznieść się ku Bogu i nas do Niego podrywać – zamyśla się kołysana przez fotel, który upodobał sobie kleryk Sebastian.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 3 z 3 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..