Brat Kalikst Kłoczko zmarł 6 kwietnia 2013 r. w wigilię Niedzieli Bożego Miłosierdzia po kilkumiesięcznej ciężkiej chorobie. Już za życia wielu uważało go za świętego.
Gdy leżał w szpitalu obok swojego klasztoru, odwiedzały go tłumy. - Kiedyś do jednego ze współbraci powiedział: „Niektórzy pacjenci myślą, że jestem kimś ważnym, bo tyle ludzi przychodzi, a ja jestem zwykłym skrobidechą” - wspomina kapucyn o. Andrzej Derdziuk, - Podczas jego pogrzebu wiele osób wyrażało przekonanie, że żegnają świętego. Do dziś przychodzą na jego grób, zapalając świece, przynosząc kwiaty i proszą o wstawiennictwo.
Pod koniec minionego roku Konferencja Episkopatu Polski zaakceptowała wniosek lubelskiego metropolity abp. Stanisława Budzika dotyczący wszczęcia procesu o stwierdzenie heroiczności cnót lubelskiego kapucyna br. Kaliksta Kłoczki.
Jeśli Kongregacja ds. Kanonizacyjnych nie stwierdzi żadnych przeszkód prawnych, rozpocznie się proces w diecezji. Wtedy biskup powoła specjalny Trybunał, który przesłucha świadków, oraz na bazie prac Komisji Historycznej i Komisji Cenzorów przygotuje dokument, stwierdzając, że dany kandydat na ołtarze w stopniu znacznie bardziej niż przeciętnym praktykował cnoty wiary, nadziei i miłości oraz roztropności, sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania. - Mamy nadzieję, że już niebawem nadejdzie z Watykanu pismo tzw. nihil obstat (nic nie stoi na przeszkodzie) i rozpocznie się diecezjalna faza procesu - mówi o. prof. A. Derdziuk.
Ojciec Andrzej Derdziuk jest wicepostulatorem procesu beatyfikacyjnego br. Kaliksta. Przez blisko 20 lat mieszkał z nim w jednym klasztorze. - Był człowiekiem, któremu już za życia ludzie wiele zawdzięczali, a po śmierci proszą za jego wstawiennictwem o potrzebne łaski, i je otrzymują.
Do o. Andrzeja co chwile trafiają świadectwa łask, które za wstawiennictwem br. Kaliksta otrzymują zarówno ci, którzy znali go za życia, jak i ci, którzy spotkali go dopiero po jego śmierci.
- Ostatnio otrzymałem list od pani Magdaleny, w którym opisuje swojego bardzo ciekawe doświadczenie - opowiada o. Derdziuk. - Kilka lat temu, gdy przeżywała trudne chwile w życiu, przyśnił jej się zakonnik w brązowym habicie. Próbowała jego twarz dopasować do obrazu znanych jej świętych kapucynów. W zasadzie jedynym, jaki przychodził jej do głowy, był o. Pio, ale to nie była jego twarz. Przesłanie snu było jasne, kapucyn miał stać się jej orędownikiem i opiekunem, a jej zadaniem było podjąć starania o nabożeństwo ku niemu i modlić się o potrzebne łaski za jego wstawiennictwem. Kobieta szukała przez jakiś czas tego konkretnego świętego, ale uznając, że pewnie był nim o. Honorat Koźmiński, mimo że jego twarz była inna, przez jakiś czas nieudolnie próbowała nawiązać z nim kontakt duchowy. Stopniowo jej zainteresowanie snem jak i samym o. Honoratem wygasło.
Od jakiegoś czasu pani Magdalena zmaga się z rzadką chorobą zagrażającą jej życiu. Problemy diagnostyczne, brak specjalistów, przedłużające się badania i terapia, która nie działała, zaowocowały kryzysem psychicznym. - Kobieta niedawno w czasie rozmowy z duchowym przewodnikiem usłyszała, że będzie się za nią modlił za przyczyną br. Kaliksta Kłoczki - opowiada o. Andrzej Derdziuk. - Nie znała kogoś takiego i zainteresowała się nim tylko dlatego, że usłyszała o podjętych staraniach wszczęcia procesu beatyfikacyjnego. W tym samym czasie dostała też informacje, że bliskie jej osoby podjęły się modlitwy Nowenną Pompejańską również za przyczyną br. Kaliksta. Gdy zajrzała na stronę internetową naszej parafii na Poczekajce w poszukiwaniu informacji o zakonniku, ze zdumieniem stwierdziła, że zdjęcie przedstawia człowieka z jej snu sprzed kilku lat. Napisała mi, że jej serce odzyskało spokój i napełniło się radością. Co ciekawe od chwili, gdy poznała brata Kaliksta, leki na jej chorobę w końcu zaczęły działać.
Co jakiś czas do o. Andrzeja napływają nowe świadectwa. Ludzie za wstawiennictwem br. Kaliksta odzyskują zdrowie, wychodzą z nałogów, rodzą się zdrowe dzieci, choć medycyna nie dawała żadnych szans.
Człowiek, który skończył zaledwie trzy klasy szkoły podstawowej, a całe swoje dorosłe życie zajmował się stolarstwem, nie pragnął niczego więcej niż naśladować św. Franciszka. Zostało po nim zaledwie kilka tekstów - odręcznie napisanych kartek pocztowych, które wysyłał do swojej siostry Malwiny oraz rozważania Drogi Krzyżowej (oryginał się nie zachował). - Ja się codziennie do niego modlę - mówi O. Derdziuk. - Wierzę, że Kościół oficjalnie uzna go za błogosławionego.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Poinformował o tym dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni.
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).