Rodzina i przyjaciele, nauczyciele i wolontariusze, kapłani i siostry zakonne – na Franciszkańskiej 3 w Krakowie zebrali się bliscy Helenki, która rozpoczęła właśnie drogę na ołtarze. Kaplica arcybiskupów krakowskich tętniła dziś młodością, rozbrzmiewała śmiechem i była świadkiem wielu łez wzruszenia.
Po raz pierwszy mogli dziś wspólnie odmówić modlitwę o beatyfikację sługi Bożej Heleny Kmieć – swojej córki, siostry, uczennicy, przyjaciółki. „Jezu, który nakazałeś głosić Ewangelię w każdym miejscu, dopóki wszyscy nie poznają i nie pokochają Ciebie, spraw, by Twoja służebnica Helena, która świadczyła o Tobie swoim życiem cieszyła się chwałą błogosławionych” – te słowa rozległy się na zakończenie uroczystości, która zainaugurowała proces beatyfikacyjny wolontariuszki misyjnej z Libiąża.
- Czuję się jakby moja przyjaciółka zdała jakiś super egzamin – mówi Magdalena z Wolontariatu Misyjnego Salvator. – Nie, jakby wychodziła za mąż! – śmieje się jej koleżanka Martyna.
Zobacz transmisję z rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Helenki!
Helenka, ratuj!
- Dla nas ten dzień jest namacalnym świadectwem, taką pieczątką potwierdzającą świadectwo życia Helenki, która głosiła na wszystkie strony, że świętość jest możliwa. To jest takie realne, jakby dziś mówiła nam: róbcie to samo, da się! Miłość jest naprawdę taka prosta! – dodają, już poważniejąc.
Nie poznały Helenki osobiście, ale czują z nią silny związek, bo dwa lata temu pracowały na misjach w Boliwii. Początkowo miały jechać do Peru, potem okazało się, że będą w małej boliwijskiej wiosce w górach, a ostatecznie trafiły do… Cochabamby, do ochronki dla dzieci, w której swoją ostatnią misję rozpoczęła w 2017 roku Helena.
- To miejsce jest przepełnione Helenką. Widać, że jej misja trwa – opowiadają. Pamięć o młodej dziewczynie, która zginęła od ciosów nożem tragicznej nocy 24 stycznia 2017 roku, jest pieczołowicie pielęgnowana przez siostry służebniczki dębickie.
- Przedszkole jest po prostu pełne śladów Helenki, malowideł, które pozostawiła po sobie na ścianach. Tam po prostu oddycha się jej obecnością – relacjonują wolontariuszki.
Obydwie przyznają, że początki tej misji były dla nich trudne. Wejście do pokoju, w którym zginęła ich poprzedniczka, wywołało w nich morze łez. – Z każdym dniem jednak stawała się taką naszą duchową przyjaciółką – zapewniają teraz. - Wiedziałyśmy, że ona przeżywała wszystko na tej misji dokładnie tak samo jak my, zrodziła się między nami relacja. Stała się dla nas patronką tej misji – dodają.
Zwracały się do niej z każdą drobnostką. – My też malowałyśmy na ścianach i przed każdym chwyceniem pędzla w dłoń mówiłam: „Helenka, ratuj, żebym ja tej ściany nie musiała skrobać!" – śmieje się Martyna. - Wiedziałyśmy, że to jest nasza przyjaciółka, do której przyjdziemy z trudem i z radością, z owocami tej misji. Ona bardzo chciała poznać dzieci, nawiązać z nimi relację, ale nie było to jej dane. Zrobiłyśmy to za nią i dla niej – dodają.
- Helenka, masz nasze ręce, idziemy teraz do dzieci, ale zajmij się nimi przez nas – tak się modliły codziennie przed rozpoczęciem pracy w ochronce. – Żadna święta z obrazka! Chodziła tam, sprzątała, pracowała, jak my, zwyczajnie, po prostu – argumentują. Wiedziały także, że nie są same, gdy przychodziły momenty kryzysu czy zmęczenia.
Wybuch radości
Martyna 24 stycznia obchodzi swoje urodziny. W 2017 roku świętowała je na rekolekcjach, kiedy rozeszła wieść o śmierci Helenki. – Gdyby nie ona, na pewno nie byłabym teraz w tym miejscu w życiu. Ona mi pokazała, że można nieść dobro i dzielić się Panem Bogiem wszędzie – mówi ze wzruszeniem.
Brutalne zabójstwo Heleny nie przestraszyło dziewcząt. – W różnych trudach na misjach modlę się: Panie, spraw, abym była przezroczysta, żeby dzisiaj ludzie nie widzieli mnie, tylko Ciebie. Tak jak widzieli Cię w Helence – wyznaje Magda.
Siostra Savia Bezak, służebniczka dębicka, do Boliwii w 2017 roku przyjechała z zamiarem wizytacji wspólnot misyjnych prowadzonych przez zgromadzenie. Miała też reprezentować zarząd podczas uroczystości poświęcenia i otwarcia ochronki w Cochabambie. Na miejscu poznała wolontariuszki Helenę i Anitę. W poniedziałek 23 stycznia po wieczornej Mszy św. zamieniła z nimi parę zdań i wraz z drugą siostrą odprowadziła do ochronki, gdzie dziewczyny miały małe mieszkanie. Cieszyły się na dłuższą współpracę, miały wiele planów i nadziei, które w nocy zostały brutalnie rozwiane. Helenkę Kmieć zamordowano.
- Przyznam szczerze, że dziś jest nam łatwiej w Boliwii mówić o Helence, ponieważ przez pierwsze miesiące, nawet lata, towarzyszyły nam ogromne lęki. Proces beatyfikacyjny dodaje nam odwagi. W szkole, którą prowadzimy w Cochabambie, obchodzony jest dzień poświęcony Helence. Wybrałyśmy 14 kwietnia, kiedy to przypada rocznica jej chrztu. Chcemy pokazywać młodym Boliwijczykom jej piękne, dobre życie – opowiada.
- Po tym ogromnym bólu i smutku, który przeżywałyśmy wtedy w Boliwii, a później też w Polsce, kiedy każda rocznica śmierci przypominała nam tamte wydarzenia, stopniowo zaczęło rozlewać się dobro, a ból ustępował radości – mówi służebniczka dębicka. – A dzisiaj to jest taki wybuch radości, że mamy orędowniczkę przed Panem Bogiem, którą osobiście poznałam i przez kilka dni mogłam przy niej być – wyznaje.
Siostra dla siostry
Dla Anetty Szewczyk, dyrektorki Zespołu Szkół Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców w Libiążu, gdzie uczyła się Helenka, udział w rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego własnej uczennicy jest trudnym do wyrażenia przeżyciem. – Jestem naprawdę szczęśliwa. Wzruszona i szczęśliwa – mówi.
- Znałam Helenkę, patrzyłam, jak dorasta, jak się rozwija. Potem spotykaliśmy się, bo przychodziła do szkoły, bywała na naszych uroczystościach. Swoim pięknym śpiewem, już jako absolwentka, uświetniła naszą uroczystość dwudziestolecia szkoły – wspomina.
- A teraz taka myśl: mamy swoją świętą! Wprawdzie proces dopiero ruszył, ale dzielę się teraz przekonaniem, które towarzyszy mi od samego początku, odkąd dowiedziałam się o jej śmierci – wyjaśnia Anetta Szewczyk.
- Helena jest obecna w szkole cały czas, a ja sama, gdy przychodzą różne trudne momenty, proszę ją o pomoc. To wspaniała patronka dla naszej szkoły, zwłaszcza dla młodych ludzi, dlatego dziś jesteśmy tutaj z uczniami, by zobaczyli jej piękne życie. I pamiętali jej słowa, gdy tuż przed wyjazdem do Boliwii udzielała wywiadu do książki wydawanej na 25-lecie naszej szkoły. Powiedziała wtedy, że życzy uczniom, by nie zapomnieli, że wszystko jest ważne: języki, nauka, egzaminy, ale ma to sens tylko wtedy, gdy człowiek rozwija się w obecności Boga – podkreśla dyrektorka.
- Właściwie… nic się nie zmieniło. Ten dzień nic nie zmienił. Ona nadal jest moją siostrą – stwierdziła w rozmowie z „Gościem” siostra Heleny Teresa.
- Cały czas jest moją jedyną siostrą i ja jestem jej jedyną siostrą. Mam taką pewność: siostra Helenki jest tylko jedna i to jestem ja. Moja siostra jest tylko jedna i to jest właśnie Helenka – podsumowuje.
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Mają uwydatnić, że jest to pogrzeb pasterza i ucznia Chrystusa, a nie władcy.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.