Zina, Ljena, Ańja.
Na początku był Sasza. Saszka. Aleksander Szemietiew. Pierwszy taki piłkarz, oglądany na własne oczy, a nie tylko w tv. W latach ’90 brylował w GKS-ie Tychy. Zachwycał dynamiką, zwrotnością, finezją. Idol bajtli z niejednego tyskiego blokowiska.
Potem, króciutko, był Wołodymyr. Wołodymyr Tanczyk. Kariery w chorzowskim Ruchu nie zrobił, a szkoda, bo zapowiadał się nieźle. Co poszło nie tak? Tego nie wiem. Ale jeden jego sparing pamiętam doskonale. Dzielił i rządził w środku pola.
No i w końcu Stepan. Stepan Hirśkyj. Zdobywca kapitalnej bramki z dystansu, po której Tychy w 2016 r. mogły świętować awans do I ligi.
Ukraina – futbolina. Gdzie te czasy, gdy ów kraj kojarzył nam się przede wszystkim z piłką nożną? Z Szewczenką i Rebrowem, wymiatających na europejskich boiskach, nie gorzej niż Lewandowski dzisiaj.
Fajnie było być widzem, kibicem, ale wobec tego co wydarzyło się ostatnio w Ukrainie, tak już, po prostu, nie wypada. Piłkarskich idoli zastąpiły nam więc ich matki, żony, babuszki i dzieci. To na nie musimy zwracać teraz szczególną uwagę. A więc już nie Sasza, Stefan, czy Wołodymyr, ale Zina, Ljena i Ańja.
Ta pierwsza to 75-letnia, oczytana pani, której udało się uciec z Doniecka. Jakieś tam, pojedyncze, książki po rosyjsku i ukraińsku mamy, więc podrzucamy jej z Żoną do bytomskiego ośrodka, w którym przebywa.
Ta ostatnia to jej, wciąż wpatrzona w ekran smartfona, 13-letnia wnuczka. Może to i dobrze? Może lepiej być teraz tam, w wirtualu, niż tu u nos. W realu-nierealu. Bo na wojennym uchodźstwie.
No i Ljena. Z dwójką małych dzieci.
Zina i Ańja gulają już po gorodzie (śmigają po mieście), że hej. Ljena jeszcze nie. Raczej woli przebywać w ośrodku. Czasem tyko jakiś króciutki spacerek, jakiś skrawek bytomskiego parku zaliczy i z powrotem do bezpečí, jak mawiają Czesi. Do miejsca, gdzie czuje się pewnie, dobrze, bezpiecznie.
Tym bardziej trzeba jej więc to bezpieczeństwo zapewnić. Jej i wielu, wielu innym kobietom, które znalazły się u nas i trochę to potrwa, nim wrócą do równowagi. Nim pójdą do pracy. Odchowają dzieci itd.
To bude výzva. Ale wierzę, że sprostamy temu wyzwaniu. Bo jak nie my, to kto?
I takiej właśnie, dodającej nam sił, animuszu i optymizmu piosenki, posłuchamy dziś sobie na koniec:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Synodalność to sposób bycia i działania, promujący udział wszystkich we wspólnej misji edukacyjnej.
Droga naprzód zawsze jest szansą, w złych i dobrych czasach.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.