Zapewne warto jeszcze poprzyglądać się sytuacji, rozważyć. To nie są łatwe decyzje. Ale pytanie warto już sobie postawić. Tak jak było jeszcze przynajmniej jakiś czas nie będzie.
I co dalej? To pytanie, które intensywnie zadaję sobie od niedawna. Jak wracać do funkcjonowania w świecie z koronawirusem? Co wymaga utrzymania, co można lub należy “odmrażać” i w jaki sposób?
Nie, nie mam nic wspólnego z decyzjami rządu. Ale też nie myślę o skali makro, ale raczej o życiu swoim i swoich najbliższych. Życie musi się toczyć. Nie da się go zamrozić na czas nieokreślony. Nawet jeśli koronawirus z niego nie zniknie. Może tym bardziej, jeśli nie zniknie, bo to oznacza konieczność zmian. Zatem: co trzeba utrzymać, by nie narażać niepotrzebnie siebie i innych? Co wymaga zmiany i jakiej zmiany?
Od marca słyszymy: “zostań w domu”. Od marca zaleca się ograniczenie do minimum kontaktów społecznych. Zwłaszcza ludziom starszym i schorowanym. Z punktu widzenia zdrowia ich ciała to zapewne najlepsze rozwiązanie. Pod jednym warunkiem: że stosujemy je przez ograniczony czas. Zdrowie ciała to nie tylko kwestia choroby lub jej braku. To bardzo istotna kwestia sprawności i sprawczości. To kwestia nastawienia psychicznego: chęci życia, woli życia, nadziei – lub przeciwnie, narastającego lęku i poczucia, że sam już nie dam sobie rady, że nikomu do niczego nie jestem już potrzebny. W przypadku ludzi starszych to czynniki, które mają kluczowe znaczenie. Czynniki, które potrafią zabijać nie gorzej niż koronawirus.
Nie, nie możemy tak po prostu wrócić do poprzedniego życia. Nie będziemy mogli tego zrobić jeszcze długo. Stąd pytanie: co dalej? Jak wyważyć korzyści i ryzyko w konkretnym przypadku? Nie da się tu podać algorytmu. Każdy człowiek jest inny i ostatecznie sam musi podjąć decyzję. Wyjść czy nie wyjść? Spotkać się z rodziną (w innym gronie na razie nie można), czy nie? Wrócić do życia religijnego, czy Msza święta to na ten moment zbyt wielkie ryzyko? Dla mnie, dla ludzi wokół mnie?
To także pytanie o możliwości, które stwarza Kościół, konkretna diecezja i parafia. Mamy już pewne możliwości sprawowania liturgii. Ludzie powoli wracają. W zeszłym tygodniu było pustawo, dziś już ludzie wycofywali się, bo nie znajdowali sobie miejsca. Powstaje pytanie, co dalej?
Ludzi starszych ciągle widzę niewiele. To roztropne z ich strony. Niedzielna Msza święta i kilkadziesiąt osób w kościele to jednak jest spore ryzyko. Ale czy musi tak być? Czy można stworzyć im szansę pojawienia się w kościele na krócej? W mniejszych grupach, w tygodniu, w porach dnia, które szczególnie dla nich byłyby dostępne? Dodatkowa Msza święta? Może jakieś nabożeństwo właśnie dla nich? Czy wybór między narastającym pragnieniem i bezpieczeństwem musi być tak ostry?
Kolejne pytanie: jak można dotrzeć do tych, którzy zaryzykować się nie odważą lub zwyczajnie nie powinni?
Na razie jesteśmy na progu odmrażania państwowych restrykcji. Nie wiemy, co przyniosą kolejne dni. Zapewne warto jeszcze poprzyglądać się sytuacji, rozważyć. To nie są łatwe decyzje. Ale pytanie warto już sobie postawić. Jedno jest pewne: tak jak było jeszcze przynajmniej jakiś czas nie będzie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Synodalność to podstawowy wymiar Kościoła, dany do kultywowania i rozwijania stylu życia.
Rola Konferencji Episkopatu jest służebna wobec Ewangelii, wspólnoty Kościoła...