Takie miejsca zawstydzają, zwłaszcza tych, którzy niczego się po nich nie spodziewali. Bo co dobrego i ciekawego może dziać się na pograniczu niemiecko‑holenderskim, prawda?
Strefa pod ochroną
Małżonkowie byli przesłuchiwani, każde osobno, przez synod w Venlo. Biskupi nie mogli oprzeć się autentyczności ich opowieści i już w 1647 roku uznali oficjalnie Kevelaer za miejsce pielgrzymkowe. Dlaczego właśnie tutaj Bóg chciał, by oddawano cześć Matce Jego Syna? – To miejsce przy krzyżu było już omodlone, bo kupiec Busman wiele razy zatrzymywał się tutaj na odpoczynek i dziękował Bogu, mimo zawirowań wojny, za wszystko, co ma: za życie, dach nad głową, jedzenie – mówi Sabina Suchecki, od 27 lat mieszkająca z mężem Januszem w Kevelaer. Podobnie jak Marianne towarzyszy pielgrzymom w odkrywaniu tego miejsca. Nie bez znaczenia jest chyba fakt, że sanktuarium powstało dosłownie na skrzyżowaniu szlaków handlowych i na pograniczu między skłóconymi narodami. A patrząc z dzisiejszej perspektywy – w samym środku zlaicyzowanej Europy.
– Tak, Kevelaer to jest oaza na pustyni – przyznaje pani Sabina. – Nie tylko jeśli chodzi o wiarę, o wierność papieżowi, ale też o różne kataklizmy, powodzie, których tutejsi mieszkańcy uniknęli. Maryja na obrazku ma bardzo szeroki płaszcz. I wierzymy, że Ona tym płaszczem okrywa Kevelaer – dodaje. Mąż potwierdza: – Kevelaer jest bardziej tradycyjne, konserwatywne i propapieskie niż inne części Niemiec. Inne jest też nastawienie do rodziny. Gdy tu przyjechaliśmy, czuliśmy się pod tym względem niemal jak w Polsce: pełne kościoły, 7–8 Mszy w niedzielę, rodziny uczestniczące wspólnie w liturgii. A już 20 km dalej wygląda to zupełnie inaczej – dodaje Janusz Suchecki, na co dzień dyrektor techniczny w jednej z niemieckich korporacji, przy sanktuarium członek bractwa Consolatrix Afflictorum (Pocieszycielki Strapionych). – Jestem pierwszym nie-Niemcem, który został wybrany na członka tego gremium i to w głosowaniu tajnym – przyznaje z dumą i zarazem uznaniem dla swoich niemieckich współbraci.
Ta polsko-niemiecka współpraca jest tu zresztą widoczna na każdym kroku. Pan Janusz od paru lat kieruje studiem transmisyjnym przy sanktuarium, rejestrującym wszystkie pielgrzymki. Przejął kierownictwo od Niemca, Hansa-Jürgena Schmitza, który rejestrował wszystkie pielgrzymki od 1975 roku. Transmisje z Kevelaer prowadzone są dla Radia Horeb, portali katholisch.de, wallfahrt-keveler.de oraz telewizji EWTN Niemcy, a od niedawna także dla EWTN Polska. Tygodniowo obraz dociera do kilkuset tysięcy osób. – Największym wyzwaniem była pielgrzymka papieża Jana Pawła II w 1987 roku. Najgorsze jednak jest to, że całe nagranie z tamtego czasu przepadło w jakichś dziwnych okolicznościach – mówi nam pan Schmitz.
Francuz święci Niemca
Marianne Heutgens jest przekonana, że Kevelaer promieniuje na Niemcy i sąsiednią Holandię. – W świadomości Niemców jest ono coraz bardziej obecne, zwłaszcza po wizycie Jana Pawła II i parę miesięcy po nim Matki Teresy z Kalkuty. A w ubiegłym roku byliśmy pierwszym sanktuarium, do którego przybyły relikwie św. Bernadety. Niemcy słyszą więc ciągle o Kevelaer i zaczynają się nim interesować. Po rejestracjach samochodów, zwłaszcza w weekend, widać też, że ogromną część pielgrzymów stanowią osoby z Holandii i Belgii – dodaje pani Heutgens. Liczną grupę stanowią też Polacy, którzy mają swoją Mszę św. niedzielną o godz. 16. Tydzień po naszym pobycie do Kevelaer przybywa najliczniejsza jednorazowa pielgrzymka narodowościowa (ok. 10 tys. osób). To Tamilowie ze Sri Lanki, w tym również diaspora żyjąca w Europie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Nad sprawami duchowymi nie mamy pełnej kontroli i należy być ostrożnym.
Symbole tego spotkania – krzyż i ikona Maryi – zostaną przekazane koreańskiej młodzieży.
W ramach kampanii w dniach 18-24 listopada br. zaplanowano ok. 300 wydarzeń.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.