Poznali się w rodzinnej Trzebini podczas ŚDM w 2016 roku. Ślub wzięli 10 tys. km dalej – w małym panamskim miasteczku. Nie mają wątpliwości: to Bóg przygotował dla nich tę wielką przygodę.
Licencja na ślub
Przygotowania rozpoczęły się pod koniec września ubiegłego roku. Mało czasu, ekspresowe tempo. Młodzi odbywali nauki przedmałżeńskie, szyła się sukienka, Kuba wybierał garnitur. Potrzebowali dodatkowych dokumentów, dzięki którym mogli pobrać się za granicą. Licencję na ślub, po polsku i po łacinie, podbitą pieczęcią kurialną i podpisaną przez notariusza, otrzymali dzień przed wylotem do Panamy. Kilka dni wcześniej wzięli ślub cywilny. W błyskawicznym czasie urzędnicy wystawili im międzynarodowy, wielojęzyczny akt ślubu. W świetle prawa Martyna i Jakub polecieli do Panamy jako małżonkowie. Sukienkę i welon dziewczyna spakowała w worek próżniowy i wrzuciła do małej walizki. O tym, co planują, wiedziało niewiele osób.
Gdy po długiej podróży trafili do Monagrillo, musieli zdradzić swoje zamiary rodzinom, które przyjęły ich pod swój dach. Ludzie, u których mieszkała Martyna, nie znali angielskiego. Ona nie znała hiszpańskiego. Kiedy do translatora wstukała „ślub” i pokazała im tłumaczenie, byli przekonani, że to pomyłka. Zrozumieli, gdy dziewczyna wyciągnęła z walizki sukienkę. – Byli w szoku, ale cieszyli się bardzo. Traktowali mnie jak najstarszą córkę. Przeżywali, że wychodzę za mąż – śmieje się dzisiaj. Kuba trafił na drugi koniec wioski, do rodziny z niepełnosprawnym dzieckiem. Byli trochę zamknięci, ale w końcu udało się nawiązać z nimi relację. To dobrzy ludzie – opowiada. Otoczyli go opieką jak syna. Kiedy w przeddzień ślubu ksiądz ogłosił go w kościele, zapanowała nieopisana radość. Panamczycy klaskali, wiwatowali, a Polacy, zaskoczeni, rozglądali się po świątyni w poszukiwaniu narzeczonych.
Bukiet panamskich kwiatów
Martyna czuła się zagubiona. Kto ją uczesze i umaluje? Skąd weźmie kwiaty do ślubnego bukietu? Pomoc zadeklarowały koleżanki z grupy, jednak bez konkretów. – Przybiegły do mnie panamskie wolontariuszki. Zadbały o bukiet dla mnie i kwiaty do butonierki dla Kuby. Wymarzyliśmy sobie niebieskie i były niebieskie – opowiada. Yazmin, u której mieszkała, wykonywała ręcznie kwiatki z koralików, ozdoby do włosów. Pokazywała Martynie, jak się ruszają, gdy dziewczyna tańczy. – Starali się wprowadzić mnie w klimat. Chcieli, żebym była szczęśliwa – wspomina. Yazmin obiecała, że koralikowe kwiatuszki wepnie do jej welonu.
Ostatecznie okazało się, że nawet sukienki Martyna nie musiała przywozić, bo miejscowi chcieli, żeby brała ślub w pollerze, czyli w tradycyjnej panamskiej sukni. Założyła swoją. Pollera przydała się dzień później. Wielkie szykowanie trwało od wczesnego poranka. Gospodarze ubrali i uczesali pannę młodą. Wręczyli jej bukiet panamskich kwiatów i zawieźli do kościoła. – Cały czas byli z nami, wzięli sobie wolne w pracy, by być na naszym ślubie – wspomina ze wzruszeniem Martyna. Podobnie rodzina, u której mieszkał Kuba. Jedynie pan domu musiał iść do pracy, bo mają plantację, której trzeba doglądać codziennie.
– Panamczycy mają swobodne podejście do czasu. Mało brakowało, a spóźniłabym się na własny ślub! – śmieje się Martyna. Polki malowały ją w zakrystii. Kuba przebierał się też tam w ślubny garnitur. To było historyczne wydarzenie. Wszyscy chcieli zobaczyć młodych Polaków, którzy na drugim końcu świata składali sobie przysięgę małżeńską. Do miasteczka przyjechały trzy panamskie telewizje. Na zaimprowizowanym weselu w sali parafialnej trudno było pomieścić gości.
Było jak trzeba: panna młoda została przeniesiona przez próg, małżonkowie, których powitano chlebem i solą, prowadzili poloneza. Weselny tort jedli palcami, jak każe lokalna tradycja. W prezencie od panamskich wolontariuszy dostali figurkę Michała Archanioła, patrona kościoła. Następnego dnia młodych porwano na sesję zdjęciową. Martyna została umalowana i uczesana tak pięknie, że nie rozpoznała się na zdjęciach. Wtedy założyła pollerę. Trzy warstwy sukni, każda zawiązywana sznurkiem. We włosy Panamczycy wpięli jej kwiaty, każdy oddzielnie.
Osobno był nakładany każdy naszyjnik, dodatkowo spięty agrafkami. A na naszyjnikach tradycyjne motywy: św. Michał, różaniec, krzyż, symbole roślin tego malowniczego kraju. Przygotowania trwały niemal 3 godziny. Nieco mniej czasu potrzebował Kuba, ubrany w tradycyjny strój panamski, z koszulą, której guziki wyglądały jak lokalne monety. Gorące powitanie zgotowano im w Panama City, gdy przyjechali na wydarzenia centralne. Zamieszkali w przepięknym domu, w którym zakwaterowano również dwóch biskupów – z Kolumbii i Meksyku. Ich pokój został przystrojony balonikami w kształcie serc. Martyna dostała bukiet kwiatów i słodycze.
Gospodarze chcieli im przychylić nieba. Na palcach młodych małżonków są obrączki z grawerem: „Kraków–Trzebinia–Panama”. Teraz marzą o tym, żeby spotkać się z papieżem. – Dzięki niemu się poznaliśmy. On jest patronem naszego małżeństwa – mówi Kuba. A Martyna dodaje: – Ksiądz na naszym ślubie życzył panamskim wolontariuszom, żeby przytrafiło się im to samo co nam. Może więc w Lizbonie będziemy na ślubie młodych zakochanych z Monagrillo?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wedle oczekiwań weźmie w nich udział 25 tys. młodych Polaków.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.