Poznali się w rodzinnej Trzebini podczas ŚDM w 2016 roku. Ślub wzięli 10 tys. km dalej – w małym panamskim miasteczku. Nie mają wątpliwości: to Bóg przygotował dla nich tę wielką przygodę.
Oczy całego świata zwróciły się na Martynę i Jakuba Włochów, gdy tuż przed Światowymi Dniami Młodzieży w Panamie ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską w kościele św. Michała Archanioła w Monagrillo. Choć już wrócili do Polski, wciąż żyją jak we śnie, urzeczeni serdecznością Panamczyków, ślubem jak z bajki i weselem, w którym brało udział całe miasteczko.
500 porcji gulaszu
Gdy do Trzebini w lipcu 2016 r. przyjechała grupa Francuzów, Kuba w ogrodach parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa zajmował się wydawaniem posiłków. Miało go tam nie być. Wcześniej zrezygnował z funkcji szefa komitetu parafialnego i został zwykłym wolontariuszem. W tamtych ogrodach miało też nie być Martyny. Trafiła do grupy sprzątającej. – Nie mieliśmy wiele do roboty, więc postanowiliśmy pomóc przy posiłkach. Poprosiła nas pani, która rozlewała gulasz. Poszłam i zostałam na cały dzień – opowiada. Atmosfera ŚDM tak działa na ludzi, że wszyscy czują się sobie bliscy. Martyna i Kuba, choć nie znali się wcześniej, dużo rozmawiali. Wydali razem ok. 500 porcji gulaszu, a gdy wieczór się kończył, byli już umówieni na kolejne spotkanie. Zaplanowali wyjazd na powitanie papieża na Błoniach.
– Nie znałam Krakowa, bałam się jechać tam sama. Kuba też nie miał z kim się wybrać, więc pojechaliśmy razem – mówi Martyna. – Traktowałem ją wtedy jak koleżankę. Nic więcej – dodaje Kuba. Utknęli pod Muzeum Narodowym, bo droga została zamknięta na czas przejazdu tramwaju z papieżem Franciszkiem. Dzięki temu młodym udało się go zobaczyć. Dziś nie potrafią zdecydować, czy to była ich pierwsza randka. – Moje serce zaczęło bić żywiej pod koniec ŚDM – zdradza dziewczyna. – Potrzebowałem więcej czasu – tłumaczy się chłopak. Spędzili razem cały dzień na Campus Misericordiae, a gdy papież wyjechał z Polski, wiedzieli już, że nie chcą tracić kontaktu.
– Ujął mnie tym, że jest miły, normalny, że pogada i pożartuje – wyznaje Martyna. – Spodobało mi się to, że jest taka zwyczajna, taka normalna – dodaje Kuba. Po dwóch miesiącach zostali parą. Do myśli, że chcą spędzić razem całe życie, dojrzewali stopniowo. – Zrozumiałam, że lepiej się z nim dogaduję niż z rodzicami. Ufam mu – mówi dziewczyna.
Pierścionek z trzema oczkami
Kuba oświadczył się podczas diecezjalnych obchodów ŚDM, w Niedzielę Palmową. Po Mszy św. w katedrze na Wawelu zaprowadził ukochaną na dziedziniec wzgórza. On się denerwował, ona nie wiedziała dlaczego. – Wyciągnąłem książkę „Zróbmy raban”, gdzie była opisana historia pary, która wzięła ślub w 2013 r. w Rio. Dałem jej tę książkę – wspomina chłopak. – Pomyślałam: „Chyba upadł na głowę” – dopowiada jego żona. Była wtedy przekonana, że Kuba będzie chciał się oświadczyć w Panamie. Ale ślub? Zasypała go pytaniami. Miał odpowiedzi na wszystkie wątpliwości. Widać było, że dobrze sobie to przemyślał. Rodzina Martyny nie wiedziała, że dziewczyna w ogóle wybiera się na ŚDM do Panamy. W czasie wakacji pracowała, żeby zarobić na ten wyjazd, ale nie wtajemniczała bliskich w swoje plany, bo czuła, że spotka się ze sprzeciwem. Ślub? To już za dużo niespodzianek.
– Kiedy im w końcu powiedziałam, próbowali mnie odwieść od tego pomysłu. Ostatecznie tata poprosił, żeby chociaż zaręczyny były normalne – wspomina. Łatwiej było u Kuby. Jego mama sama proponowała, żeby zaręczył się z Martyną w Panamie. Gdy usłyszała o ślubie, było jej żal, że nie wpadła na ten pomysł. Ona i tata bardzo się ucieszyli. Odbyły się tradycyjne zaręczyny: z rodzicami, z pierścionkiem, z klękaniem i oświadczynami. Pierścionek, ponieważ poznali się na Światowych Dniach Młodzieży, miał trzy oczka w kolorach logo ŚDM: czerwonym, niebieskim i żółtym. – Długo szukaliśmy jubilera, który by nam taki pierścionek wykonał, i ostatecznie trafiliśmy do małego zakładu w Trzebini, z którego rodzice mają obrączki – opowiada Martyna.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
„Trzeba doceniać to, co robią i dawać im narzędzia do dalszego dążenia naprzód” .
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).