Łączą niebo z ziemią. W imieniu Jezusa wypowiadają słowa: „Ja odpuszczam tobie grzechy”. Co mówią księża o sobie samych? O swej drodze, upadkach, samotności? O umocnienie modlą się właśnie na Ogólnopolskiej Pielgrzymce Kapłanów na Jasną Górę.
„Wiedząc, że Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty” – tak wzniośle i uroczyście zaczyna się opis obmycia nóg Apostołom w Janowej Ewangelii. Jakże wielkie jest nasze zaskoczenie, kiedy parę wersetów dalej czytamy, że tym „wszystkim”, co Pan Jezus trzyma w swoich rękach, są brudne nogi Dwunastu, symbol ich grzechu, niewierności i zdrady. Bo kapłaństwo to doświadczenie bycia „wszystkim” w Jego rękach. Z całym moim życiem, które przecież On sam ukształtował, i z całym moim grzechem, który jest we mnie i który każe mi wciąż pytać, za każdym razem słusznie i zasadnie: „Czy nie ja, Panie?”. Jak się nie wzruszyć, widząc, że On, znając najciemniejsze tajniki mojego serca, nie cofa swojego wybrania, tylko ze spokojem raz jeszcze potwierdza: „Ja wiem, kogo wybrałem…”. Wybrany, który nie schowa przed Nim swoich brudnych nóg, to ksiądz.
Umywaj nogi, a nie zmywaj głowę
Konsekwencje takiej definicji kapłaństwa są bardzo konkretne i zanim się pod nią podpiszemy, warto się zastanowić, czy ich chcemy. Jeśli bowiem Pan Jezus jest mi wierny pomimo mojej niewierności, to znaczy, że i ja mam być wierny wszystkim tym, którzy nie są wierni ani Jemu, ani mnie. Jeśli mnie, księdzu, Pan Jezus umył nogi, to po to, bym i ja, jako ksiądz, umywał ludziom nogi, a nie zmywał im głowę. Bym kochał, a nie potępiał, bym przygarniał, a nie pouczał, bym klękał przed ludzką słabością, a nie patrzył na nią z góry. Bo widocznie w Boży plan zbawienia wpisana jest jakoś niewierność zarówno moja, jak i innych. Jeśli ja, ksiądz, doświadczę takiego traktowania mnie, grzesznika, to będę umiał tak samo traktować innych. Jeśli doświadczenie przebaczenia jest dla mnie jedynie pobożną teorią, to i innych będę jedynie nauczał, a nie kochał.
Bycie księdzem, który ma świadomość własnej grzeszności i jeszcze większą potrzebę doświadczenia przebaczenia, wcale nie jest łatwe. Trudno się bowiem przyznać do niewierności i zdrady, trudno zaakceptować podobieństwo do Judasza. Jednak niewiele zrozumiem z chrześcijaństwa i z kapłaństwa, jeśli nie doświadczę (czasami bardzo boleśnie), że Judasz to mój bliźniak, że Judasz to ja. Judasz to przypadek beznadziejny, to sam szczyt misterium zła. To ktoś, wobec kogo Boża miłość wydaje się bezradna, syn zatracenia, zagubiony na zawsze. Każde z tych określeń wydaje się prawdziwe, ale nie jest to cała prawda. Całą prawdą o Judaszu jest Jezusowa miłość do niego. Pan Jezus kocha Judasza i Judaszowa zdrada niczego tu zmienia. (…)
Taką samą miłością Pan Jezus kocha każdego z nas, księży, czyli nas, wybranych przez Niego grzeszników. Kiedy wciąż zdradzamy i wydajemy Go za coraz to nowe „trzydzieści srebrników”, które potem ze łzami odrzucamy od siebie, bo nie dały nam szczęścia, nie przekreśla nas, nie odrzuca od siebie, nie odpłaca potępieniem za nasze zdrady, ale kocha tym bardziej, im większe jest nasze zagubienie i grzech. Tylko ktoś, kto takie zagubienie przeżył, wie, jak trudno wtedy Jezusową miłość zrozumieć i przyjąć. Targani lękiem i wyrzutami sumienia, zdesperowani i rozczarowani sobą rozpaczliwie szukamy jakiejś nadziei, jakiejś pewności, jakiegoś światła.
Z jednej strony niemal automatycznie pojawia się lęk przed potępieniem, a drugiej wciąż nie gaśnie jakaś niewytłumaczalna nadzieja na zbawienie pomimo wszystko. Bo właśnie dzięki Jezusowej miłości te dwie rzeczywistości, potępienie i zbawienie, nie wykluczają się. Wręcz przeciwnie, ta pierwsza przyzywa tę drugą. Głębia przyzywa głębię. Sami z siebie, zdani jedynie na własne siły, naprawdę jesteśmy synami zatracenia, niezdolnymi do kochania i zasługującymi na potępienie (kto tego nie doświadczył, nie zna jeszcze prawdy o sobie), ale dzięki Niemu i Jego bezwarunkowej, nieodwracalnej miłości jesteśmy zbawieni, uratowani, ocaleni. Wciąż słabi i bezsilni, ale bezpieczni i szczęśliwi, bo w Jego rękach.
Zdrajca nosi Go w sobie
Umycie nóg, głębokie wzruszenie i niezmienna miłość to nie wszystko, czym Jezus obdarowuje zdradzającego Go Judasza. Przed wyjściem z Wieczernika Judasz otrzymuje jeszcze dar szczególny: „Umoczywszy więc kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi synowi Szymona Iskarioty”. Zamiast zastanawiać się nad tym, czy Judasz przyjął w ten sposób świętokradczą Komunię św., czy nie, warto sobie uświadomić, że ten kawałek chleba to sam Pan Jezus zanurzony w śmierci, po to, by Judaszowi, i pozostałym dać życie. Temu, który Go zdradza i sprzedaje, Pan Jezus ofiarowuje w kawałku chleba samego siebie i od tej chwili Judasz już zawsze będzie Go nosił w sobie. I chociaż wchodzi w ciemność nocy, a do jego serca wślizguje się szatan, chociaż jego zatracenie wydaje się całkowite i nieuchronne, to Judasz już nie jest taki sam jak przedtem. Nosi w sobie Tego, który oddał za niego swoje życie (…)
A czyż z nami jest inaczej? Choćbyśmy nie wiem jak daleko odeszli od pierwotnej gorliwości, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się pogubili w naszym przeżywaniu kapłaństwa, choćbyśmy zupełnie zatracili nasze powołanie, zawsze i wszędzie nosimy w sobie Tego, który dał się nam cały w kawałku chleba, który zanurzył się po uszy w naszym grzesznym życiu, by być z nami, byśmy nigdy nie czuli się sami i opuszczeni. Choćby nas otaczała największa ciemność, On się w tę ciemność zanurzy razem z nami i dla nas. _
Fragment tekstu o. Wojciecha Ziółka pochodzący z książki „Sztuka bycia księdzem”, WAM, marzec 2010
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
"Każdy z nas niech tak żyje, aby inni mogli rozpoznać w nas obecność Pana".
Franciszek spotkał się z wiernymi na modlitwie Anioł Pański.
Symbole ŚDM – krzyż i ikona Matki Bożej Salus Populi Romani – zostały przekazane młodzieży z Korei.
Wraz z zakorzenianiem się praktyki synodalności w Kościele w Polsce - nadziei będzie przybywać.