19-letnia Basia zdała egzaminy na studia polonistyczne. Właściwie zrobiła to dla rodziców. Czuła, że woła ją Bóg i nic nie zatrzyma jej na tej drodze. Mimo iż rodzice nie akceptowali jej wyboru, postanowiła wstąpić do klasztoru. Pod nieobecność rodziców spakowała plecak, zabrała ciepłe skarpety taty i uciekła z domu przez okno. Została karmelitanką bosą.
Jej powołanie zakonne kształtowało się przez lata. Bywa i tak, że przychodzi ono nagle, jak w przypadku siostry Weroniki Sowulewskiej. Miała 33 lata, kiedy wstąpiła do klasztoru Sióstr Kamedułek. Jest muzykologiem. Przed pójściem do klasztoru pracowała na Akademii Teologii Katolickiej. Przygotowywała habilitację. - Bardzo kochałam swoją pracę, ale czułam, że nie robię w życiu tego, co powinnam. Jakbym stała obok siebie. Dlatego zostawiła karierę naukową i została mniszką w klasztorze kontemplacyjnym.
Obecnie we wszystkich zakonach w Polsce jest około 26 tysięcy sióstr. Prowadzą sanktuaria i różnego rodzaju domy rekolekcyjne, pracują w przedszkolach, ochronkach, świetlicach, domach samotnej matki, w szpitalach, z osobami upośledzonymi i ciężko chorymi. Pomagają biednym w schroniskach i przytuliskach oraz prowadzą kuchnie dla ubogich. Pierwszym żeńskim zakonem, który powstał w Polsce, był jednak zakon kontemplacyjny. Dziś w 81 klasztorach tego typu, należących do 15 zgromadzeń, żyje około 1600 zakonnic. Statystyki wykazują, że w ostatnich latach przeżywają one renesans. Rośnie liczba powołań, szczególnie wśród młodzieży wykształconej.
Radonie, niewielka wieś koło Grodziska Mazowieckiego, 40 km od Warszawy. W środku lasu stoi ceglany, piętrowy dom. Otacza go wysoki mur. To on wyznacza granicę klasztornej klauzury. W 1990 roku przyjechały tu siostry dominikanki. Otrzymały 8 hektarów ziemi i zaczęły budować klasztor. Dziś mieszka w nim piętnaście zakonnic. Każda ma swoją celę, a w niej łóżko, biurko, szafkę. Łazienka jest wspólna dla dwóch sióstr.
Dominikanki z Radoni nie narzekają na brak powołań. - Przyjmujemy dziewczyny, które ukończyły 18 lat. Żeby wstąpić do klasztoru, trzeba mieć przynajmniej maturę, ale ta sprawa rozpatrywana jest indywidualnie - mówi matka Dominika Sokołowska, przeorysza klasztoru dominikanek. - Warunkiem przyjęcia jest natomiast zdrowie fizyczne i psychiczne. Przed wojną dziewczyny musiały mieć swoją pościel. Teraz nie ma już takiego wymogu.
Zakonnica serfuje w Internecie
W Radoniach prawie wszystkie siostry mają wyższe wykształcenie. Jest absolwentka fizyki, informatyki, matematyczka, pielęgniarka, anglistka, ukrainistka. Siostry siedem godzin w ciągu dnia spędzają na modlitwie. Poranna rozpoczyna się o 6.00. Potem Msza św. i śniadanie - zazwyczaj dżem i twaróg, dwa razy w tygodniu wędlina. Siostry odmawiają Brewiarz, Różaniec, adorują Najświętszy Sakrament, prowadzą Nieszpory. O 19.30 jest tzw. rekreacja, czyli czas wolny. Wtedy siostry mogą ze sobą porozmawiać. Od 20.30 obowiązuje je już całkowite milczenie.
Dominikanki mogą oglądać jeden z telewizyjnych programów informacyjnych. - Dla nas jest to Panorama, ale mało która z sióstr dotrwa do tej godziny - uśmiecha się matka przełożona. Mamy też Internet. Dzięki temu możemy na przykład sprawdzić nowości wydawnicze. Każda z nas może też odbierać pocztę elektroniczną.
Siostra z siekierą
Życie klasztoru wyznacza modlitwa i praca. Siostry muszą ugotować obiad, uprać, posprzątać dom i jeszcze zarobić na siebie. Uprawiają zioła i jarzyny. Kwestują, odwiedzając polskie parafie. Zarabiają, szyjąc habity. Rocznie około 150. Zamówienia przychodzą nawet z Berlina. Choć siostry same niewiele mają, potrafią się jeszcze dzielić z innymi. - To tereny popegeerowskie. Ludzie żyją tu biednie. Dzielimy się z nimi jedzeniem, czasem wykupujemy recepty.
Życie we wspólnocie na niewielkiej przestrzeni nie jest łatwe. - Trzeba pokonać swój egoizm, dopuścić rację drugiej osoby - mówi matka Dominika. - Odprężeniem jest praca fizyczna, siekiera do ręki i rąbać drzewo. Siostry mogą też pojeździć na rowerze, a zimą na nartach.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).