Posiłek raz dziennie, dwie godziny snu w ciągu doby, szykany, upór osła, ubóstwo graniczące z nędzą – oto propozycja dla współczesnego księdza. Powiedzmy sobie szczerze: nie do przyjęcia.
Wychudzona postać świętego proboszcza z Ars budziła w nas jedynie współczucie. I to od zawsze, czyli odkąd poznaliśmy go stojącego na seminaryjnym korytarzu, ze złożonymi rękami, dobrotliwym uśmiechem, w podartej sutannie i dziurawych butach.
Wtedy patron proboszczów, był nam obcy. Kleryk nie myśli o tym, że będzie kiedyś „drugim po Bogu” na swojej parafii. Dla kleryka ważne jest, by dopuścili go do kolejnej posługi. Kleryk koncentruje się na tym, by być porządnym klerykiem. A kiedy w rozmowach pojawia się temat kapłaństwa – nie wie o czym mówi. No bo niby skąd ma wiedzieć o świecie, który jest tak inny od wszystkiego, co zna do tej pory?
Więc miało się kiedyś wyobrażenia z Kosmosu. Snuło się plany niewarte papieru, na którym zostały spisane. Godzinami dyskutowało się o kapłańskich priorytetach i krytykowało postępowanie tego czy tamtego już-księdza. Nigdy jednak nie było przymiarki do księdza Vianneya. Nigdy nie zafascynował nas na tyle skutecznie, by porwać do radykalizmu. Był po prostu poza zasięgiem. Nie liczył się.
Pierwszy i reszta
Po dziewięciu latach kapłaństwa niewiele się zmieniło. Proboszcz z Ars wciąż był za święty, by był na nasze czasy. A tu niespodzianka. Papież decyduje, że teraz życie księdza Jana jest propozycją dla każdego kapłana!
Nie do zniesienia! No, bo niby jak? Trzeba to sprawdzić. Książka – biografia reklamowana jako najlepsza z dostępnych, odpycha cukierkowatością. Kolejne rozdziały potęgują tylko niezrozumienie dla pomysłów z dziewiętnastego wieku. Bliżej mi do Jana Pawła II, niż do duchownego z Francji.
Nie daję za wygraną. Przecież Watykan się nie myli. Jadę więc do Ars. Trzeba się przekonać naocznie o co tu chodzi.
Na miejscu wcale nie jest lepiej. Jest nas tu tysiąc dwustu – księży z ponad siedemdziesięciu krajów świata. Zjechaliśmy się w tym samym celu: odnaleźć sens papieskiej propozycji. Francuzi opowiadają, że nawet niektórzy z ich biskupów, krytycznie odnoszą się do postaci św. Jana. Niezbyt zachęcające.
Rekolekcje u świętego proboszcza. Patrzymy na jego zmizerowaną postać uwięzioną w przeszklonej trumnie. Odwiedzamy z niedowierzaniem plebanię, którą urządził po swojemu. Fotografujemy jego wysłużony konfesjonał. I wciąż nic. Nic poza: jeżeli moi bracia z Trzeciego Świata żyją w gorszych warunkach; Jeżeli dla nich księżowska nędza to codzienność – wtedy w Vianneyowym domu będzie im tak dobrze, jak we własnym. Więc im jest łatwiej. Są u siebie. Ale co z nami? Co z Pierwszym Światem? Z jego komfortem, zabezpieczeniami, arogancją i nadzieją złożoną w tym, co z tego świata? Naprawdę nie ma ratunku?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Franciszek zrezygnował z publikacji adhortacji posynodalnej.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).